W minionym tygodniu rząd Włoch przedłożył 4 punktową propozycję zakończenia wojny na Ukrainie. Rosyjska prasa opisując jej treść zwraca uwagę na cztery elementy tego planu.
Miałby się on zacząć od lokalnych porozumień w sprawie zawieszenia broni, które powinny zostać rozciągnięte szybko na całą linię frontu, przy czym nad jego przestrzeganiem mieliby czuwać żołnierze z kontyngentu pokojowego ONZ. To krok pierwszy. Kolejnym, drugim miałoby być uruchomienie przyspieszonego procesu wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej, co połączone miałoby być z jej neutralnym, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa statusem. Trzecim krokiem miałoby być zawarcie, między Rosją a Ukrainą, porozumienia w sprawie przyznania szerokiej autonomii Krymowi i Donbasowi, przy czym obydwie te prowincje miałyby być formalnie częścią Ukrainy i po czwarte wreszcie, włoski plan przewidywał zakończenie tego procesu zawarciem szerokiego, europejskiego, porozumienia w kwestii bezpieczeństwa co mogłoby, ale dopiero wówczas, pozwolić na zniesienie sankcji wobec Rosji.
W Polsce, na Ukrainie, szerzej w Europie Środkowej, propozycje te nie wzbudziły większego entuzjazmu, odczytano je jako jeden z przejawów polityki appeasementu, której istota sprowadzać miałaby się do zamrożenia konfliktu na obecnej linii frontu. Co ciekawe, w Rosji również, jak się wydaje brak jest zwolenników porozumienia w takim kształcie. Dmitrij Miedwiediew, były prezydent i premier, obecnie zastępca Putina w Radzie Bezpieczeństwa napisał komentując te propozycje, że „nie biorą pod uwagę realiów”, idea autonomii Donbasu nie ma sensu, bo mieszkańcy tego regionu „już postanowili o swoim losie” a koncepcja rozwiązania kwestii statusu Krymu to „jawne chamstwo wobec Rosji”, zamach na jedność terytorialną Federacji i powód do rozpoczęcia wojny na pełną skalę. Miedwiediew napisał też, że w Rosji „nigdy nie będzie siły politycznej, która byłaby skłonna choćby podjąć rozmowy na temat statusu półwyspu”.
Słowa Miedwiediewa skłaniają do postawienia pytania o to, jak rosyjskie elity oceniają sytuację po trzech miesiącach wojny i jak opisują scenariusze możliwego jej zakończenia? Mamy do czynienia z wieloma głosami, jednak warto zwrócić uwagę na kilka wybijających się wątków. I tak Sergiej Polietajew w periodyku „Rossija v globalnej politikie” rozpoczyna swe rozważania od stwierdzenia, że „trzeba przyznać, że Ukraina jako przeciwnik okazała się znacznie silniejsza, niż wielu wydawało się w przededniu specjalnej operacji wojennej”. Państwo się nie załamało, armia jest w stanie stawiać opór, Kijów był w stanie przeprowadzić mobilizację a społeczeństwo nie odwróciło się od władzy. To w efekcie, w opinii Poletajewa, skłoniło Zachód do zmiany swojej polityki wobec Ukrainy i przyczyniło się do rozszerzenia skali pomocy. Stało się to też dzięki osiągnięciu przez Ukrainę przewagi narracyjnej nad Rosją. Jednak z czasem znaczenie tych atutów będzie spadać. W opinii rosyjskiego eksperta wojna zmieniła swój charakter, co oznacza, że straty po stronie ukraińskiej również będą znaczne (upadek Azowstalu jest jednym z przykładów), a na dodatek przyspieszona i postępująca bez większego oporu ze strony miejscowej ludności rusyfikacja Chersońszczyzny osłabi przekaz, że całe społeczeństwo Ukrainy chce walczyć z Rosją do końca. Jednak w opinii rosyjskiego eksperta o tym w jaki sposób zakończy się wojna zadecydują dwie kwestie – jak długo klasa polityczna obu państw będzie gotowa w imię sukcesu godzić się na straty ludzkie i ekonomiczne i na jak długo wystarczy zasobów, aby wojnę kontynuować. Kwestia ta dotyczy obu stron, choć Poletajew jest najwyraźniej zdania, że przed trudnymi decyzjami stoi raczej Kijów a nie Moskwa, bo ta, jeśli kampania w Donbasie stanie, a na południu i wokół Charkowa trzeba będzie się bronić, może po prostu ogłosić mobilizację i problem „będzie rozwiązany”. Rosyjski ekspert jest najwyraźniej zdania, że Moskwie nie zabraknie determinacji i zasobów, z tym pierwszym czynnikiem problemy będzie miał Zachód, a jeśli chodzi o drugi, to Ukraina jest na słabszej niźli Rosja pozycji, co musi oznaczać, że prędzej czy później w wojnie zarysuje się moment przełomowy.
Pytanie tylko kiedy, i co Rosja winna zrobić, aby presję Zachodu i straty na ukraińskim froncie wytrzymać. Tymi kwestiami zajął się w czasie niedawnego plenarnego posiedzenia Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Michaił Remizow , w latach 2012 – 2018 członek Rady Ekspertów przy rządzie Federacji Rosyjskiej. I on zaczyna swoje rozważania od konstatacji, że „po Krymie i Syrii oczekiwaliśmy i od nas oczekiwano więcej, jeśli chodzi o skuteczność operacji wojskowej. Nie udało się szybko i skutecznie. Trzeba będzie więc dłużej i z większym uporem”. A zatem wojna, której Rosja nie może przegrać będzie dłuższa, a to oznacza, że kraj aby myśleć o zwycięstwie musi zacząć na jego rzecz pracować, zmobilizować się, zmienić swa politykę wewnętrzną. Remizow przypomina trzy wyprawy smoleńskie Wasyla III Iwanowicza z których dopiero trzecia zakończyła się zdobyciem miasta i wywodzi z tego, iż Moskwa nie powinna się przejmować niepowodzeniami pierwszej fazy wojny z Ukrainą, bo nie ona zdecyduje o finalnym zwycięstwie. Czynnikiem, który przeważy będzie to jak silna okaże się determinacja każdej ze stron do kontynuowania walki i dążenie do osiągnięcia zwycięstwa. Jak pisze dalej „rodzi to trudne pytanie o kryteria zwycięstwa. Trudność polega na tym, że w tym przypadku nawet powściągliwa, minimalna koncepcja celów wojny, która teraz stała się obecnie podstawowa – a jest to koncepcja obrony prewencyjnej, przewidywania zagrożenia militarnego – implikuje maksymalne kryteria zwycięstwa.” Rosja będzie, w jego opinii, bezpieczna jeśli przeciwnik nie będzie miał nie tylko planów i woli kontynuowania wojny czy rozpoczęcia jej od nowa po jakimś okresie zawieszenia broni, ale przede wszystkim nie będzie dysponował zasobami niezbędnymi aby wrócić do działań zbrojnych. Jego zdaniem „denazyfikacja” o której mówił Putin nie oznacza obecnie obalenia reżimu politycznego w Kijowie, ale co innego. W interesie Rosji jest teraz rozbicie państwa ukraińskiego, przynajmniej oderwanie Donbasu i obszarów nad Morzem Czarnym tak aby nie było ono w dającej się przewidzieć przyszłości w stanie odbudować swego potencjału wojenny. A zadanie to będzie niemożliwe, jeśli Ukrainie odbierze się perspektywy wzrostu gospodarczego w przyszłości. Realizacja tego rodzaju scenariusza jest możliwa, ale oznacza to konieczność pozbawienie Ukrainy dostępu do morza. Na marginesie warto zauważyć, że podobnie chyba diagnozują sytuację przedstawiciele zachodniego establishmentu strategicznego. Gérard Araud, były ambasador Francji w Stanach Zjednoczonych, który jest zwolennikiem zamrożenia konfliktu w obecnej fazie napisał niedawno, że ewentualne rosyjskie uderzenie na Odessę winno być dla NATO „czerwoną linią”. Moskwa musiałaby zostać poinformowana, iż jej przekroczenie będzie oznaczało włączenie się Sojuszu Północnoatlantyckiego do wojny, bowiem utrata dostępu do morza pozbawia Ukrainę możliwości funkcjonowania w charakterze samodzielnego państwa.
Nie ma sensu dyskutować czy propozycje rosyjskiego eksperta są realne, czy korespondują z możliwościami, bo gołym okiem widać, że ta filozofia Zosi – samosi, nie wytrzymuje elementarnego zderzenia z rzeczywistością. Mamy w tym wypadku do czynienia raczej z brakiem pomysłu jak Moskwa może wyjść z obecnej sytuacji i stawianiem na wytrzymałość walczących stron. Ta która okaże się bardziej odporną ma szansę na zwycięstwo. Nie ma tu scenariusza politycznego, jest mowa o długiej wojnie.
Politycznymi scenariuszami zakończenia wojny zajął się Andriej Kortunow dyrektor programowy Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej. Jego głos póki co wydaje się nie być reprezentatywnym dla mainstremu rosyjskiego środowiska eksperckiego, w przeszłości był on zawsze trochę takim „eksportowym liberałem” ale jest to wystąpienie interesujące, przeto warto na nie zwrócić uwagę. Punktem wyjścia jego rozważań jest zakwestionowanie obiegowego poglądu, że wojna rosyjsko – ukraińska jest „konfliktem w rodzinie”, wywołanym przez radykalne nacjonalizmy, tym bardziej nie jest też sporem o podłożu religijnym czy cywilizacyjnym. W jego opinii mamy do czynienia ze starciem dwóch modeli rozwoju – Ukraina wybrała drogę demokratyczną, Rosja autorytarną. To zaś spowodowało rozchodzenie się w szeregu sprawach – począwszy od tego w jaki sposób wybierać władzę, po system organizacji społeczeństwa i opinie na temat najważniejszych czynników rządzących porządkiem międzynarodowym. Opisując różnice między oboma państwami Kortunow dochodzi do wniosku, że „społeczeństwo ukraińskie stara się organizować na zasadzie „oddolnej”, podczas gdy organizacja społeczno-polityczna Rosji opiera się na zasadzie „odgórnej”.” I ten czynnik powodował powstanie i narastanie nieprzezwyciężalnego antagonizmu, który przekształcił się we wrogość. Kortunow jest przekonany, że obecna sytuacja jest rodzaje crasch-testu, któremu poddawane są nie tylko państwowości ukraińska i rosyjska, ale również walka toczy się nie o Sewierodonieck i Izium, co raczej o kształt przyszłego porządku światowego. Z tej perspektywy widzi on trzy scenariusze rozstrzygnięcia wojny. Jeśli Rosja przegra, to zdaniem Kortunowa, znów świat stanie się, podobnie jak 30 lat temu po rozpadzie ZSRR, zdominowany przez Zachód. Nieco inaczej niźli większość rosyjskich ekspertów definiuje on politykę Chin. Otóż jego zdaniem klęska Rosji nie skłoni Pekinu do wojny „na śmierć i życie” ze światem Zachodu, ale w obliczu jego siły, Pekin będzie raczej poszukiwał niszy dla siebie, akceptowalnego i bezpiecznego modus vivendi. To zaś oznacza, że problem Rosji, który jest dla Ameryki przez ostatnie 30 lat „niedokończoną sprawą”, zostanie rozwiązany. Drugim, nadal możliwym scenariuszem, jest jakaś forma kompromisu między Rosja a Ukrainą. Nie zakończy ona antagonizmu, rywalizacja nadal będzie trwała, ale może już nie w formie wojskowego konfliktu. Jest przy tym szansa, argumentuje Kortunow, że jeśli Zachodowi uda się porozumieć z Putinem, to tym bardziej będzie to realne w przypadku rozmów z Pekinem. W efekcie otrzymamy formułę chwiejnej równowagi, ale to i tak lepszy wariant wydarzeń niż wojna. Co ciekawe, trzecim scenariuszem o którym pisze Kortunow nie jest zwycięstwo Rosji a raczej sekwencja działań – przedłużająca się wojna – spadek eskalacji działań na froncie w wyniku wyczerpania stron – czasowe zawieszenie operacji – wznowienie wojny i nowa eskalacja. Ten scenariusz może stać się w konsekwencji, jak pisze, „katalizatorem rozpadu systemu relacji międzynarodowych”, co będzie oznaczało zarówno postępująca militaryzację, jak i niewykluczoną proliferację broni jądrowej i wzrost napięć, a w konsekwencji konfliktów zbrojnych, tym razem w skali świata. Zarówno pierwszy (przegrana) jak i trzeci (przedłużający się konflikt) jest w ocenie Kortunowa niekorzystny dla narodowych interesów Rosji. Pozostaje zatem wariant drugi, a jest nim „osiągnięcie, choć bardzo niedoskonałego, ale stabilnego kompromisu politycznego i dyplomatycznego, w którym każda ze stron konfliktu mogłaby zadeklarować swoje „zwycięstwo”.
Głosy rosyjskiego stronnictwa „nieprzejednanych”, tych, którzy mówią o mobilizacji i wieloletniej wojnie też, wydaje się, uwzględniają jakąś bliżej nieokreśloną dziś formułę kompromisu kończącego aktywną fazę konfliktu. Kreślą oni bardzo ambitne cele, jeśli chodzi o zdobycze terytorialne Rosji a mobilizacja i przebudowa społeczna Rosji jest potrzebna w ich ujęciu nie tylko, nawet nie przede wszystkim, aby wygrać wojną z Ukrainą. Te zmiany są niezbędne po to aby przetrwać jako państwo również okres „po wojnie”. W każdej z tych opcji jednak musi dojść do przesilenia na polu walki, kiedy ujawnią się rzeczywiste atuty walczących stron.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/600495-rosyjskie-rozwazania-na-temat-definicji-zwyciestwa