Wojna toczy się tutaj od ośmiu lat, ale 24 lutego rozgorzała na nowo. Oprócz walk w Popasnej, Siewierodoniecku czy Lymanie obrońcy Ukrainy zmagają się z rosyjskimi dywersantami, donosiecielami i patologicznymi separatystami. Drobne przeoczenie może kosztować życie. Jakub Augustyn Maciejewski relacjonuje z Donbasu ostatnie wydarzenia na Ukrainie.
Korespondent tygodnika „Sieci” opisuje podróż do Lisiczańska i Siewierodoniecka:
W tym pierwszym zatrzymujemy się na łączenie na żywo z telewizją wPolsce.pl, gdzie Komandir opowiada, że cała ta rosyjska potęga to jest na papierze, a nie w polu. Naszym widzom pokazujemy zniszczone, opustoszałe miasto. […] wymarłe blokowiska naznaczone pożarami i zniszczeniem. Autor podkreśla: Uspokoić nastrojów nie pomagają ciągłe eksplozje w oddali, widoczne wokoło ruiny i smutne twarze nielicznych cywilów. Jedziemy dalej do Siewierodoniecka. Komandir każe mieć oczy dookoła głowy, bo miasto jest permanentnie ostrzeliwane od 70 dni […]. Robimy zdjęcia drodze podziurawionej od bomb i rakiecie kasetowej, która wbiła się w asfalt i rozrzuciła ładunki zabijające ludzi […]. Oglądamy się za siebie, czy nic na nas nie leci. Ale jeśli myślicie, że ta czujność wystarczy do uniknięcia niebezpieczeństwa, to jeszcze nic nie wiecie o Donbasie.
Maciejewski opisuje kilka sytuacji, które pokazują codzienność w Donbasie:
W środku nocy obudziła nas seria z karabinu. Naszego kompana, pseudonim Talan, zastępcy Komandira, nie było na materacu, nie było kogo spytać, co robić. Leżeliśmy w śpiworach i słuchaliśmy, czy ktoś odpowie […]. Talan mówi rano, że wypatrzył na nocnym niebie drona zwiadowczego Rosjan i próbował go strącić […]. Rakiety, samoloty, drony – śmierć przychodzi jednak nie tylko z powietrza. Chłopaki z pododdziału policji specjalnego przeznaczenia opowiadają nam o dywersantach. Są nimi dobrze przeszkoleni w Rosji funkcjonariusze różnych służb, czasem najemnicy parający się po prostu terroryzmem. Niektórzy łudząco przypominają nielegalnych imigrantów, których w zeszłym roku podstawił pod granicę Łukaszenka […]. Gdy opowiadam ukraińskim mundurowym, że polska opozycja szydziła wówczas z niebezpieczeństwa, to mi nie dowierzają. Dywersja to mordercze komanda napadające znienacka na obiekty wojskowe.
Autor zaznacza również:
W Donbasie nie mówi się o miejscach, nie podaje adresów, nie wysyła lokalizacji, nie pokazuje zdjęć budynków, które są charakterystyczne dla jakiejś miejscowości. […] rosyjscy internauci oglądają nawet pojedyncze publikacje w mediach społecznościowych, a co dopiero gazety, telewizje i portale internetowe […]. Tutaj nadal żyją ludzie, którzy wierzą Moskwie – nawet gdy rakiety rosyjskie niszczą domy ich sąsiadów, oni wierzą, że putinowski porządek przywróci spokój i normalne życie.
Maciejewski opowiada także, jak starają się przetrwać cywile:
Talan każe mi przyjrzeć się polu i młodemu kombajniście. […] pokazuje palcem na wzrastającą pszenicę i mówi: – Zobacz! Widzisz tę pałkę wbitą w ziemię? Rosjanie rozrzucili tu miny […]. Ale ten chłopak chce pracować. Wbiliśmy mu pałki, by oznaczyć, gdzie leży mina i on tak jeździ kombajnem, by nie spowodować eksplozji […]. co ma robić? Ukraina żyje przemysłem i rolnictwem, kopalnie i zakłady zniszczono, ale ziemi nie zniszczą! Pole się samo nie obsieje. Nikita wsiada na kombajn, chwyta kierownicę i z dokładnością zegarmistrza objeżdża obsianą pszenicą ziemię. W Donbasie nie masz nawet zwykłego rolnika, bo praca w polu wymaga ostrożności i cholernej odwagi.
Więcej w nowym numerze tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne są online w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-biezace.
Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/597906-sieci-reportaz-jakuba-maciejewskiego-z-donbasu