Dziś wierni Kościołów wschodnich celebrują najważniejsze święto w kalendarzu liturgicznym, czyli Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. Wyznawcy prawosławia na świecie obchodzą jednak ten dzień podzieleni bardziej niż kiedykolwiek w najnowszej historii. Główną przyczyną rozłamu wewnątrz tej wspólnoty pozostaje stosunek do Ukrainy: autokefalii tamtejszego Kościoła oraz ludobójczej wojny rozpętanej przez Rosję.
Pierwsze pęknięcie pojawiło się w roku 2018, gdy patriarcha Konstantynopola uznał za nieważne przejęcie metropolii kijowskiej przez patriarchat moskiewski, które dokonało się pod koniec XVII wieku. Tym samym otworzona została droga do autokefalii ukraińskiego Kościoła prawosławnego, czyli zrzucenia przez Kijów zależności od Rosji. W odpowiedzi Moskwa zerwała wszelkie stosunki, a nawet jedność eucharystyczną z Konstantynopolem, a także ze wszystkimi Kościołami prawosławnymi, które uznały niezależność Ukrainy od Rosji. Chodzi o Kościoły w Grecji, na Cyprze oraz patriarchat Aleksandrii, który obejmuje całą Afrykę. Wewnątrz światowego prawosławia zaczęła się „zimna wojna religijna”.
Śmiercionośne bomby jak Wielkanocne prezenty
Ostatnie dwa miesiące przyniosły zaognienie tej sytuacji. Jednym z celów wojny wywołanej przez Putina stała się bowiem likwidacja kijowskiej autokefalii oraz ponowne podporządkowanie ukraińskiego prawosławia Moskwie. Z tego powodu patriarcha Cyryl poparł agresję, uzasadniając ją względami metafizycznymi. Część rosyjskich biskupów mówi nawet o świętej wojnie w imię chrześcijaństwa.
Czy może w tym świetle dziwić fakt, że rosyjscy żołnierze na pociskach, którymi ostrzeliwują cele cywilne na Ukrainie, piszą „Chrystos woskres” (Chrystus zmartwychwstał), traktując śmiercionośne bomby jak Wielkanocne prezenty? Ich ofiarami nie są natomiast żadni wrogowie religii chrześcijańskiej, lecz najczęściej prawosławni, których jedyna wina polega na tym, że mieszkają na Ukrainie.
„Russki mir” ważniejszy niż Królestwo Niebieskie
Nie sposób uwierzyć, by patriarcha Cyryl (jeden z najlepiej poinformowanych ludzi w Moskwie) nie wiedział, iż rosyjska armia dokonuje w dorzeczu Dniepru ludobójstwa, mordując bezbronne kobiety, starców i dzieci. Ma o tym wiadomości z pierwszej ręki, choćby od ukraińskich biskupów prawosławnych, wiernych patriarchatowi moskiewskiemu, którzy publicznie potępiają zbrojny najazd oraz mówią wprost o zbrodniach agresora. Mimo to Cyryl nie tylko nie robi nic, by zatrzymać wojnę, lecz nawet zachęca żołnierzy do dalszego prowadzenia walk – aż do ostatecznego zwycięstwa. Czyni więc ludobójstwo narzędziem ustanawiania jedności kościelnej, usprawiedliwiając masakry ludności cywilnej imieniem Chrystusa. „Russki mir” okazuje się dla niego ważniejszy niż Królestwo Niebieskie.
Milczenie oznacza akceptację
To wywołuje szok we wszystkich wspólnotach chrześcijańskich na świecie, ale szczególnie wśród prawosławnych, których Kościoły utrzymują jedność eucharystyczną z patriarchatem moskiewskim a zarazem odmawiają autokefalii Kijowowi. Niezgoda na postępowanie Cyryla sprawia, że wymawia mu posłuszeństwo coraz więcej parafii, a nawet diecezji na Ukrainie. Jednakże zwierzchnicy większości Kościołów prawosławnych na świecie zajmują postawę wyczekującą. Z jednej strony potępiają wojnę, z drugiej jednak milczą na temat postawy Cyryla. Na dłuższą metę nie da się jednak utrzymać takiego stanowiska, ponieważ w pewnym momencie milczenie staje się formą akceptacji.
Na tym tle szczególnie ostro zabrzmiała wypowiedź rzecznika prasowego Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego, który nazwał publicznie Putina antychrystem. Oczywiście jest to jego prywatna opinia, ale oddaje ona poglądy wielu prawosławnych, i to nie tylko Ukraińców, Rumunów czy Greków. W tak zarysowanej perspektywie Cyryl jawi się więc jako wierny sługa antychrysta. Czy można z kimś takim utrzymywać jedność eucharystyczną? To pytanie zadają dziś sobie liczni wierni Kościołów wschodnich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/595726-prawoslawna-wielkanoc-w-cieniu-wojny-w-ukrainie