„Opozycja próbowała zrobić to samo, co opozycja u nas, ale u nas im to zawsze skuteczniej wychodziło, czyli przed każdymi wyborami opozycja krzyczy, że ‘PiS chce polexitu’. To u nas zawsze przynosiło opozycji pewien sukces, a tu wręcz odwrotnie w moim przekonaniu – ten krzyk, że Węgry są antyeuropejskie spowodował to, że Węgrzy tym bardziej pokazali, że my jesteśmy tutaj, rządzimy się sami i nie pierwsza Europa, tylko pierwsze Węgry” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Barbara Bartuś (PiS), która z ramienia OBWE obserwowała wybory parlamentarne na Węgrzech.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Triumf Fideszu w wyborach na Węgrzech! Wyniki po przeliczeniu ponad połowy głosów: Partia Orbana zdobyła ponad 56 proc.
wPolityce.pl: Obserwowała Pani wybory na Węgrzech. Jakie główne wnioski nasuwają się Pani po zwycięstwie Viktora Orbana?
Barbara Bartuś: Przyjechaliśmy tutaj z mocną delegacją w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE – uczestniczyło w niej aż ośmiu parlamentarzystów z Polski. Obserwowaliśmy tutaj mocne starcie, z obydwu stron, mocną kampanię – różne plakaty, różne memy, które były przedstawione (myślę, że i w Polsce to było widoczne), mocno atakujące obecnego premiera i wygranego tych wyborów, czyli pana Orbana, ale już w sobotę wieczorem (tutaj nie ma ciszy wyborczej) były głosy, że jednak wszystko wskazuje na to, że Fides wygra i tak się stało. Jeśli chodzi o komisję, byliśmy podzieleni na pary – ja byłam z panią poseł Joanną Lichocką. Otwarcie i początek obserwowaliśmy w Budapeszcie. Jeżeli chodzi o same procedury, przygotowanie, to w tym lokalu, w którym byliśmy, było wszystko w porządku. Później jeszcze troszeczkę zatrzymaliśmy się w Budapeszcie. Następnie wyjechaliśmy do Győr na dalszą część obserwacji i tam zostaliśmy aż do zamknięcia. W Győr jest pomnik poświęcony naszemu świętej pamięci prezydentowi Kaczyńskiemu, gdzie z panią poseł Joanną Lichocką złożyłyśmy kwiaty – biało-czerwoną wiązankę – i zapaliłyśmy biało-czerwone znicze, tym bardziej, że jest kwiecień i kolejna rocznica katastrofy smoleńskiej.
Wracając do wyborów, było widać bardzo dużą frekwencję i w Győr wszystkie procedury były przestrzegane a wybory miały dobrą atmosferę. W komisji, gdzie obserwowałyśmy liczenie głosów, wszystko było bardzo dobrze zorganizowane i tak to oceniliśmy. W komisji byli – bo tak wynika z ordynacji – przedstawiciele partii politycznych. Warto dodać, że tak jak poparcie dla partii opozycyjnych mniej więcej tyle było nieważnych głosów w referendum, bo to były karty skreślone. Jeżeli chodzi o wybory, to było oddawanie głosów na kandydata, czyli listę większościową tych 106 kandydatów wybieranych w wyborach większościowych, i lista proporcjonalna czyli głosowanie na partie. To, co zauważyłam, i tak było chyba też w innych komisjach, że poparcie dla tych kandydatów Fidesu z list większościowych było trochę wyższe niż dla samego Fidesu.
Co w Pani ocenie zdecydowało o zwycięstwie Fidesu?
Co zdecydowało? Wydaje mi się, że jednak to nie kwestia samego Orbana, zachowawczość „nie włączajmy się w wojnę” – społeczeństwo węgierskie boi się wojny – myślę, że to i ten brzydki atak na Orbana, te rysunki, na których widać Putina ujeżdżającego Orbana (takie plakaty tutaj były). Myślę, że społeczeństwo zareagowało na nie odwrotnie i dlatego taki wynik. Myślę, że Węgrzy boją się i są całkowicie uzależnieni od rosyjskiej ropy, od rosyjskich surowców i nie tylko. Myślę więc, że duże znaczenie mogła mieć ta obawa przed wojną.
Jako OBWE nie wszędzie cieszyliśmy się sympatią, „bo ktoś z zewnątrz ingeruje w ich wybory”. Później, w Győr było spokojniej, bo w Budapeszcie odczuwałam chłód. Myślę, że to wszystko się nałożyło na siebie i stąd taki wynik. Przecież wcześniej te sondaże były wyrównane. Jest mocny atak, że tutaj nie ma żadnej wolności mediów, że nie ma dostępu do informacji, a tak jak my mieliśmy spotkania, bo w ramach OBWE mieliśmy spotkania z obserwatorami długoterminowymi i mieliśmy też spotkania z mediami. Na te spotkania przyszły wszystkie media można je nazwać lewicowo-liberalne, ale przede wszystkim antyorbanowe, antyfides i taka była też mocna narracja i to myślę, że Węgrzy postrzegali jako ingerencję w ich prawa, ich wolność, ich niezależność.
Czyli rozumiem, że oni ten lewicowo-liberalny nurt, który na Węgrzech próbuje przebić się do władzy, odebrali jako zagrożenie dla swojej wolności i tożsamości. Czy tak?
Byłam bardzo krótko na Węgrzech, ale wydaje mi się, że tak można by to było odczytywać, że faktycznie tak się stało, że ktoś z zewnątrz próbuje ingerować, że tak to zostało odebrane. Ale na to nałożyło się kilka czynników. Nie ukrywajmy, że to referendum, które było przygotowywane przez Orbana jeszcze przed wybuchem wojny, to było jakby zderzenie dwóch światów – tego świata z wartościami i tego świata, który chce demoralizować, który chce niszczyć zasady i to był jeden element, gdzie do tej polaryzacji dochodziło. Później doszła ta wojna, która też jednak pokazała, że Węgrzy nie chcą wchodzić w wojnę i ich pewne relacje z sąsiadami też tutaj się wyostrzyły, że nie było to tak, że ta przyjaźń, ten humanitaryzm wzięły górę, tylko własne interesy. Trzeci element to właśnie to zderzenie tego świata zewnętrznego, który chce kontrolować, chce wywierać nacisk, tak jakby postrzegane było jak Unia, która chce zawsze wywierać presję. Wynikło to z tego, że opozycja próbowała zrobić to samo, co opozycja u nas, ale u nas im to zawsze skuteczniej wychodziło, czyli przed każdymi wyborami opozycja krzyczy, że „PiS chce polexitu”. To u nas zawsze przynosiło opozycji pewien sukces, a tu wręcz odwrotnie w moim przekonaniu – ten krzyk, że Węgry są antyeuropejskie spowodował to, że Węgrzy tym bardziej pokazali, że my jesteśmy tutaj, rządzimy się sami i nie pierwsza Europa, tylko pierwsze Węgry.
Co to zwycięstwo Viktora Orbana i Fidesu oznacza dla Polski?
Oczywiście trudno w tym momencie powiedzieć, bo tutaj te uwarunkowania i ta zależność od Rosji jest bardzo duża i to jest fakt, ale z drugiej strony mam nadzieję, że jednak ten humanitaryzm troszeczkę wygra i ten kierunek. Takie nadzieje wiążę również z Niemcami, którzy próbują udawać w jakiejś mierze, że tego ludobójstwa ze strony Putina nie ma, że nie ma wojny wywołanej przez Putina i tutaj dwie strony są winne – przecież Niemcy te sankcje blokują. Mam nadzieję – nie wiem, czy tak będzie, ale mam nadzieję – że jednak Węgry swoją politykę w stosunku do tej wojny zmienią, przeanalizują na nowo i że będzie nowe otwarcie, że zachowując swoją niezależność, żeby nie wchodzić w wojnę, zaoferuje większą pomoc dla Ukrainy i że pod wpływem tego, co tam się dzieje, te relacje z Ukrainą się zmienią. Jeżeli chodzi o Polskę, myślę, że od tego bardzo wiele zależy. Należy też zwrócić uwagę, że to Węgry nie są do końca takie, jak są przedstawiane. Miałam okazję spotykać się z panią ambasador Węgier, która mówiła o tym, że jest dużo takiej nagonki – oni po prostu muszą balansować, żeby nie zostać bez surowców, ale to nie jest tak, że oni są w jakikolwiek sposób prorosyjscy. Oni rozumieją i tak samo udzielają pomocy humanitarnej, tylko że na potrzeby kampanii wyborczej opozycja zupełnie inaczej to przedstawiała. To przede wszystkim w ostatnim czasie doprowadziło do sytuacji, że te stosunki się ochłodziły – stosunek do wojny na Ukrainie, do tego ludobójstwa, do którego tam dochodzi. Mam nadzieję, że skoro jednak przez wieki mieliśmy tę współpracę i te miejsca, jak Győr, które pokazują przyjaźń polsko-węgierską, to ta współpraca wróci i V4, w którym jesteśmy – że będziemy dalej współpracować. Taką mam nadzieję, ale myślę, że też musi opaść powyborczy kurz i zobaczymy, co w nowym otwarciu Fides przedstawi.
Przyznam, że biorąc pod uwagę wypowiedzi pana premiera Orbana już po wyborach, w których praktycznie zestawił George’a Sorosa z Wołodymyrem Zełenskim, to chyba nie jest dobry prognostyk w tym momencie?
I tutaj ma pani rację, bo to, co zauważyłam, to z jednej strony utrzymał kurs – bo tam były też podziękowania dla Polski – a z drugiej strony prezydenta Zełenskiego przedstawił jak Sorosa. Nie wiem, czy były ataki, bo tak zrozumiałam, że „mimo ataków Zełenskiego”, bo tak to chyba sformułował w wieczorze wyborczym. Mimo że było to już po wyborach, to myślę, że była jeszcze ta atmosfera wyborcza. Musimy zobaczyć, jakie będą faktyczne działania, bo to mógł być też w pewnej mierze uśmiech do tych, którzy głosowali. Przecież wiadomo, że Węgry nie miały z Ukrainą łatwych relacji i to był element kampanii. Być może to był jeszcze element nie wyjścia z kampanii. Uważam, że czas pokaże, ale w naszym wspólnym interesie jest, żeby Orban przedefiniował swoje podejście do wojny i żeby jednak teraz po wygranych wyborach ten humanitaryzm, ale też nasz wspólny interes zwyciężył. Jeżeli bowiem Ukraina zostanie zajęta, to później będą kolejne państwa. Jeśli Węgry tak cenią sobie niezależność, to myślę, że tak samo nie chcą poddać się Rosji.
A też są zagrożone. Nie oszukujmy się.
Dokładnie. Myślę więc, że ta czysta kalkulacja spowoduje zmianę polityki i też myślenie, jak po prostu można próbować odejść od rosyjskich surowców. Przecież Mołdawia też jest zależna od Rosji, od jej surowców, ale mimo tego, że te naciski są, próbuje się z tego uzależnienia wyrwać. Mam nadzieję, że Orban będąc w tej rodzinie krajów demokratycznych, krajów, które chcą się też spod dominacji rosyjskiej wyrwać, po wyborach tak będzie czynił. Ale to czas pokaże. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jako Polska, co dalej z naszymi relacjami, jeżeli ten przedstawiony w wyborach kurs miałby się utrzymać.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/592956-bartus-opozycja-pomogla-orbanowi-straszyli-wyjsciem-z-ue