W trzecim tygodniu walk inwazja na Ukrainę zaczęła coraz bardziej przypominać pozycyjną wojnę na wyniszczenie. Napastnicy, poszukując sił, aby ruszyć z nową ofensywą, skoncentrowali się na ostrzale ukraińskich miast, a ich obrońcy zaciekle stawiali im czoła. Konrad Kołodziejski na łamach tygodnika „Sieci” podsumowuje trzy tygodnie walk w Ukrainie.
Jak zauważa publicysta:
Rosyjski agresor dość wyraźnie wytracił impet uderzenia. Prawdopodobnie był to skutek wyczerpania dotychczasowych sił i zasobów, który zmusił Rosjan do przegrupowania, co – zdaniem niektórych – może stanowić preludium do rozpoczęcia negocjacji o zawieszeniu broni albo do zyskania na czasie przed podjęciem kolejnej ofensywy.
Autor pisze, że…
Liczącym blisko 190 tys. oddziałom agresora nadal nie udawało się złamać obrońców […]. Jednocześnie informuje, iż… w poszukiwaniu rezerw Moskwa przeprowadziła ograniczoną, ukrytą mobilizację w niektórych regionach Rosji, m.in. w Kraju Krasnodarskim. […] ściągała też posiłki z odległych zakątków kraju (nawet z Floty Pacyfiku) oraz z zagranicy […]. Agresor szukał też wsparcia u najemników […]. Pomimo braku ludzi nie zdecydowano się na ogłoszenie oficjalnej mobilizacji, ponieważ taka decyzja podałaby w wątpliwość zapewnienia Kremla, że „specjalna operacja przebiega zgodnie z założonym planem” […].
Kołodziejski wskazuje:
Nic więc dziwnego, że Rosjanie mieli się zwrócić do swojego chińskiego sojusznika o pomoc wojskową, przede wszystkim właśnie w sprzęcie. Jest to jednak kolejny sygnał, który – jeżeli jest prawdziwy – pokazuje, że Moskwa, planując inwazję na Ukrainę, nie przewidziała tak dużej skali oporu Ukraińców ani rozciągnięcia wojny w czasie. Rosyjska armia, choć nie należy lekceważyć jej potencjału, w pierwszych trzech tygodniach walk w Ukrainie po prostu ugrzęzła. Autor wymienia także czynniki, które mogą mieć na to wpływ.
Są to m.in. złe wyszkolenie i wycieńczenie poborowych, a także błędy w dowodzeniu, nieprzygotowanie do tak zaciekłych walk oraz niedocenienie determinacji Ukraińców. Publicysta „Sieci” wyjaśnia, że Rosjanie przeszli do taktyki oblężniczej, a ich celem stała się też ludność cywilna, czego przykładem jest Mariupol:
Wydaje się, że podstawową taktyką rosyjskiej armii, która nie zdołała pokonać przeciwnika w polu, stał się dziś terror wobec ludności cywilnej. Nie wszędzie jednak ludzie dają się zastraszyć. W zajętych przez agresora miastach południa Ukrainy, takich jak Melitopol, Bierdiańsk czy Chersoń, doszło do wystąpień mieszkańców przeciwko okupantom.
Dziennikarz omawia obecne działania Rosji:
Wydaje się więc, że wobec trudności z szybkim zajęciem całej Ukrainy agresor próbuje rozszarpywać ją stopniowo, dzieląc na kawałki, a w stosunku do stawiającej mu opór ludności na okupowanych terytoriach, gdzie pojawiły się już oddziały wyspecjalizowanej w walce z rozruchami rosyjskiej Gwardii Narodowej, gotów jest stosować terror […]. Niezdobyty ciągle Kijów pozostaje głównym celem napastników […]. Plan agresorów zakłada – jak wszystko na to wskazuje – zamknięcie Kijowa w kotle, a następnie ustawienie wokół miasta umocnionych stanowisk artylerii, które mogłyby ze wszystkich kierunków ostrzeliwać ukraińską stolicę. Wtedy do walk miejskich można byłoby skierować mobilne grupy dywersyjne.
W podsumowaniu Kołodziejski stwierdza:
Utrzymanie Kijowa ma dla Ukrainy fundamentalne znaczenie, bo to właśnie tu – bez względu na ewentualne sukcesy lub porażki w innych rejonach kraju – rozstrzygnie się przyszłość wojny i całego państwa. Rosjanie o tym wiedzą, dlatego przegrupowują siły i ściągają wszelkie dostępne rezerwy. I nawet jeśli pogłoski o możliwym zawieszeniu broni okażą się prawdziwe, to Moskwa chce zyskać na czasie, zająć jak najwięcej, aby mieć lepszą pozycję negocjacyjną.
Więcej w nowym, specjalnym wydaniu tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne online od 21 marca br. w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół:. Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/591258-kolodziejski-w-sieci-stan-oblezenia