3 kwietnia na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne, w których przeciwko rządzącemu Fideszowi wystartuje zjednoczona koalicja sześciu różnych partii. Ostatnie badania opinii publicznej nie wywołują jednak optymizmu w szeregach opozycji.
W dniu oficjalnego rozpoczęcia kampanii, 5 lutego, opublikowany został sondaż, z którego wynika, że 58 proc. obywateli życzy sobie, aby premierem został Viktor Orbán, zaś tylko 24 proc. chciałoby widzieć w fotelu szefa rządu kandydata zjednoczonej opozycji Pétera Márki-Zaya.
Rośnie też negatywny elektorat tego ostatniego. Od stycznia do lutego – według innego sondażu – niechęć do Márki-Zaya wzrosła z 59 do 62 proc. O ile w październiku o kandydacie opozycji wypowiadało się pozytywnie 42 proc. ankietowanych, o tyle teraz jego sympatycy stanowią już tylko 33 proc. elektoratu.
Gafa za gafą i końca nie widać
Ku zaskoczeniu obserwatorów Péter Márki-Zay, który miał być Wunderwaffe opozycji, okazuje się najsłabszym ogniwem jej kampanii. Bezpartyjny, sprawny samorządowiec, zdeklarowany katolik, ojciec siedmiorga dzieci, dawny wyborca Fideszu, rozczarowany do Viktora Orbána, miał przejąć konserwatywny elektorat partii rządzącej. W teorii wyglądało to nie najgorzej, jednak w praktyce wychodzi zupełnie inaczej. Kandydat opozycji na premiera popełnia bowiem gafę za gafą, zrażając do siebie kolejne grupy wyborców.
Najpierw stwierdził, że Viktor Orbán stracił wyborców, ponieważ młodzi odwrócili się od niego, zaś „starszych, skłonnych głosować na Fidesz, zdziesiątkował covid”. Tą wypowiedzią Márki-Zay zraził do siebie osoby w podeszłym wieku, których nie brakuje także wśród wyborców ugrupowań postkomunistycznych.
Zdenerwował też mieszkańców prowincji, mówiąc, że należy zaakceptować fakt, iż ludzie mieszkający na wsi nie będą mieli w pobliżu doraźnej opieki lekarskiej, nawet położnicznej, a zresztą – jego zdaniem – „do porodu nie potrzeba lekarza”, bo „to nie jest choroba”.
Potem zaczął liczyć Żydów w szeregach Fideszu, stwierdzając, że zna jednego z nich, a nawet osobiście go szanuje. To z kolei spowodowało zarzuty po jego adresem o antysemityzm, podnoszone także w prasie izraelskiej.
Później postanowił obrazić jednego ze swych adwersarzy i zwyzywał go od niepełnosprawnych, czym spowodował oczywiście protest organizacji osób niepełnosprawnych.
Naraził się też rodzicom, którzy chcą chronić swe dzieci przed samozwańczymi edukatorami seksualnymi w szkołach, nazywając ich głupcami.
Zniesmaczył nawet część wyborców zjednoczonej opozycji, mówiąc, że jego współkoalicjantka, Klara Dobrev (notabene wiceprzewodnicząca parlamentu europejskiego) jest „jak na kobietę” nawet utalentowanym politykiem.
Niedawno w swoim wystąpieniu internetowym podzielił się też z widzami, jak to określił, „fajnym dowcipem”, po którym złapali się za głowę nawet jego najwięksi zwolennicy. Jak opowiadał: gdy zadano Stevie Wonderowi i Rayowi Charlesowi pytanie, jak to jest być ślepym, muzycy odpowiedzieli, że zawsze to lepiej niż być czarnym. „Fajny dowcip” wywołał pod adresem Márki-Zaya falę oskarżeń o rasizm. Oburzył się także węgierski związek osób niewidomych i słabowidzących.
Ostatnia wypowiedź Márki-Zaya zszokowała jednak nawet jego wierny elektorat. Kandydat na premiera stwierdził, że zjednoczona opozycja, której jest twarzą, to:
„tęczowa koalicja, która, że tak powiem, reprezentuje w sojuszu osobno liberałów, komunistów, konserwatystów i faszystów.”
Żadna partia startująca w wyborach na Węgrzech nie twierdzi, że reprezentuje komunistów lub faszystów. Márki-Zay dokonał więc nie lada sztuki, czyniąc z popierającej go „tęczowej koalicji” wręcz sojusz komunistyczno-faszystowski.
Gafy Márki-Zaya ciągną oczywiście w sondażach zjednoczoną opozycję w dół. On sam ma chyba tego świadomość, ponieważ w ostatnim wywiadzie przyznał, iż jest przemęczony i zamierza odpocząć po 3 kwietnia. Deklaracja, że znajdzie czas na urlop po wyborach, została odebrana jako zapowiedź spodziewanej porażki. Polityk, broniąc się przed taką interpretacją, stwierdził, że liczy na zwycięstwo. Tym samym pogrążył się jeszcze bardziej, ponieważ wyszło na to, iż chciałby odpoczywać w fotelu premiera.
Bez partii, bez zaplecza, bez pomysłu
Péter Márki-Zay znajduje się dodatkowo w trudnej sytuacji, ponieważ nie ma ani własnej partii, ani zaplecza politycznego. Jest tylko działaczem samorządowym, który został wskazany jako kandydat zjednoczonej opozycji na premiera przez elektorat w prawyborach. W przyszłym parlamencie nie będzie miał jednak nawet swojej własnej reprezentacji. To utrudnia mu koordynowanie kampanii, w której jest twarzą koalicji złożonej aż z sześciu różnych partii. Założył więc Ruch na rzecz Wszystkich Węgrów (Mindenki Magyarországa Mozgalom), by wprowadzić swych ludzi do ław poselskich, jednak pozostałe ugrupowania się temu sprzeciwiły.
Żeby poprawić swój wizerunek, Péter Márki-Zay domaga się przedwyborczej debaty z Viktorem Orbánem, jednak Fidesz odrzuca taką możliwość, twierdząc, że nie jest on liderem żadnej z partii, która bierze udział w wyborach parlamentarnych. Zamiast tego rządzący dopuszczają możliwość przeprowadzenia debaty z przewodniczącym największego ugrupowania opozycyjnego, czyli szefem Koalicji Demokratycznej Ferencem Gyurcsánym.
Na korzyść Fideszu przemawia fakt, że razem z wyborami parlamentarnymi odbędzie się referendum dotyczące ochrony dzieci przed pedofilią, pornografią i agresywną seksualizacją. Wszystkie sondaże pokazują, że w tej sprawie zdecydowana większość Węgrów popiera obóz rządowy. Na cztery pytania referendalne tak jak Fidesz zamierza odpowiedzieć odpowiednio: 73, 86, 84 i 83 proc. obywateli.
Opozycja próbowała przejąć inicjatywę w sprawie referendum i dodać do głosowania jeszcze dwa pytania dotyczące zasiłków dla bezrobotnych oraz otwarcia w Budapeszcie filii chińskiego uniwersytetu Fudan. Tęczowa koalicja poniosła jednak klęskę, ponieważ nie udało jej się zebrać 200 tysięcy podpisów niezbędnych do ogłoszenia referendum. Jej liderzy byli przekonani, że powiedzie im się to bez problemu, ponieważ w prawyborach zjednoczonej opozycji wzięło udział aż 800 tysięcy osób. Zadanie okazało się jednak niewykonalne. Dla obozu antyfideszowego to duża wizerunkowa porażka.
Ostatni sondaż pokazuje, że 70 proc. Węgrów nie wierzy w to, by Péter Márki-Zay zastąpił Viktora Orbána na stanowisku premiera. W zwycięstwo wyborcze kandydata opozycji wierzy tylko 25 proc.
Bukmacherzy w Budapeszcie obstawiają: za wygraną Orbána – 1,25; za wygraną Márki-Zaya – 3,0.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/586039-gafy-petera-marki-zaya-ciagna-wegierska-opozycje-w-dol