Kasym Żomart-Tokajew, występując na posiedzeniu kazachskiego parlamentu, zapowiedział ,że misja wojsk pokojowych ODKB (Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym) zrealizowała swe zadania i zacznie wycofywać się już jutro, 13 stycznia, zaś cała operacja zajmie jej około 10 dni.
CZYTAJ TAKŻE:
-Rozmowy w Genewie – początek gry na wyczerpanie. Czy kluczowe dla Rosji sprawy ulegną rozmyciu?
Deklaracja Tokajewa to interesujący zwrot?
Deklaracja Tokajewa może być uznana za interesujący zwrot, tym bardziej, że jeszcze dwa dni wcześniej na posiedzeniu szefów państw wchodzących w skład tej organizacji Putin powiedział, że jej siły pokojowe pozostaną w Kazachstanie do momentu ustabilizowania sytuacji. Dodał przy tym, że jest to pobyt czasowy, a o jego długości przesądzi stanowisko prezydenta Tokajewa.
Te słowa interpretowane były (bo nikt nie przypuszczał, że decyzja o wycofaniu wojsk ODKB nastąpi tak szybko), jako zapowiedź dłuższego pobytu wojsk - tym bardziej, że rosyjskie media informowały o wyłączaniu przez władze internetu, co miało świadczyć o tym, że do stabilizacji jest jeszcze dość daleko.
Skala interwencji wojskowej - a dowodzący misją generał Andriej Serdiukow powiedział, że „objęto ochroną”, prócz wcześniej kontrolowanych obiektów, takich jak lotnisko, stacja wodociągów w Ałmaty i kombinat piekarniczy, jeszcze pięć ważnych obiektów infrastrukturalnych - potwierdza tezę, że mamy do czynienia nie tyle z pełnowymiarową interwencją wojskową, co raczej z czytelnym sygnałem poparcia ze strony Moskwy dla Tokajewa, adresowanym przede wszystkim do przedstawicieli kazachskich resortów siłowych.
Sama „misja pokojowa” nie była zresztą trudna, o czym świadczy choćby sytuacja wokół lotniska w Ałmaty, czasowo opanowanego przez demonstrantów, czy - jak chce oficjalna narracja - „terrorystów”. Siły wierne Tokajewowi zdobyły lotnisko, choć raczej należałoby powiedzieć, że weszły na jego teren, nie napotykając żadnego oporu, już w noc poprzedzającą przybycie „kontyngentu pokojowego”.
Skala zniszczeń nie była zresztą zbyt duża, skoro ten port lotniczy, jak zapowiedziano, ma wznowić obsługę pasażerów już jutro. Z informacji podanych przez władze Kazachstanu wynika też, że liczebność „kontyngentu pokojowego” była mniejsza niźli pierwotnie informowano. Miast 2500 żołnierzy ODKB przyleciało ich 2030 i dysponowali 250 „jednostkami techniki”.
Jakie inne motywy przyświecały Rosji?
Nie można zresztą wykluczyć, że prócz chęci pokazania poparcia dla Tokajewa oraz faktycznego przeforsowania istotnych zmian w samym ODKB Moskwie przyświecały i inne, bardziej przyziemne motywy. Jak informują rosyjskie media, samoloty wojskowe ewakuowały z Kazachstanu 1,7 tys. osób - zarówno obywateli Rosji, jak i przedstawicieli korpusu dyplomatycznego z Austrii i Węgier.
Putin, który lubi pokazywać, że Moskwa dba o własnych obywateli i nie pozostawia ich samym sobie, co ma pozytywnie odróżniać jego rządy od czasów jelcynowskiej smuty, wykorzystał „misję pokojową” i w tych celach.
Pisałem już, komentując „na gorąco” decyzję o wejściu „sił pokojowych” ODKB do Kazachstanu, że to, co się stało, będzie miało poważne znaczenie dla relacji Moskwy z państwami przestrzeni postsowieckiej - zwłaszcza Kazachstanem- w przyszłości. Niezależnie od skali zaangażowania, jest to ważne wydarzenie, zapowiadające być może istotne zmiany. Podtrzymuję ten pogląd, jednak najpierw należy zastanowić się, co mogło spowodować, że „misja pokojowa” okazała się tak krótką? W grę wchodzą czynniki zarówno wewnętrznej natury, jak i międzynarodowe.
Zacznijmy od tych ostatnich. Agencja Interfax poinformowała zarówno o rozmowie prezydenta Chin Xi Jinpinga z Tokajewem, jak i o telefonie szefa chińskiej dyplomacji Wanga Yi z jego dialogu z kazachskim kolegą. Po tej ostatniej rozmowie wydano komunikat, w którym znalazł się ciekawy passus. Otóż, jak napisano, „Chiny są gotowe do rozszerzenia współpracy z organami ścigania i służbami bezpieczeństwa Kazachstanu, rozszerzenia współpracy dwustronnej w celu przeciwdziałania ingerencji, utrzymania bezpieczeństwa systemów politycznych i reżimów obu krajów, zapobiegania i przeciwdziałania wszelkim spiskom i „kolorowym rewolucjom”, wspólnego stawiania oporu ingerencji i przenikaniu wszelkich sił zewnętrznych”.
Trudno inaczej interpretować tego rodzaju sformułowania, niźli w charakterze deklaracji udzielenia przez Pekin „bratniej pomocy” Kazachstanowi. Spekulacje na ten temat nasiliły się po tym, jak amerykańska agencja Dow Jones napisała, że Chiny wprost oferowały wysłanie swoich sił specjalnych do sąsiedniego kraju, co oficjalnie dementował ambasador Chin w Moskwie.
„Zmiana tonu chińskich władz jest dość wymowna”
Nie twierdzę, że dementi w dyplomacji oznacza, iż było zupełnie odwrotnie, ale zmiana tonu chińskich władz jest dość wymowna. Pierwotnie Pekin wystąpił z oświadczeniem, w którym zawarto sformułowania, że zamieszki są wewnętrznym problemem Kazachstanu, który powinien sobie samodzielnie z nimi poradzić. Teraz, już po pojawieniu się „kontyngentu pokojowego” ODKB, oferowana jest daleko idąca pomoc, w tym wojskowa i służb specjalnych.
Pretekstem, aby oferować wsparcie, jest oficjalna linia władz Kazachstanu twierdzących, że kraj został napadnięty przez zorganizowane „bandy terrorystyczno – kryminalne”, które szkolone były długo w niezidentyfikowanych obozach, zarówno na terenie kraju, jak i poza jego granicami. Problemem jest wszakże to, że w tego rodzaju narrację nikt nie wierzy, a rosyjskie media wręcz kpią z tego co mówi Tokajew, argumentując, że władze Kazachstanu nie przedstawiły żadnych dowodów na potwierdzenie ich tez, zaś jedynym ujętym „terrorystą” - pobitym zresztą w trakcie przesłuchania- okazał się muzyk jazzowy z Kirgizji.
Zmiana stanowiska Chin nastąpiła, jak można przypuszczać, nie w wyniku opowieści o terrorystach, ale dlatego, że wejście sił ODKB zmienia sytuację w regionie, z czego Pekin nie może być zadowolony. Tokajew w swoim wystąpieniu programowym w parlamencie, w którym zapowiedział daleko idące zmiany w polityce gospodarczej i społecznej, a także ostro krytykował rozwarstwienie dochodów i oligarchizację kraju, niedwuznacznie wskazując na winnych takiej sytuacji, czyli klan Nazarbajewa, zawarł też ciekawy, choć dwuznaczny, passus dotyczący Chin, a precyzyjnie mówiąc: granicy kazachsko – chińskiej. Skrytykował „bałagan” - jak się wyraził - na przejściu granicznym z Chinami, które kontrolowane było przez bliskich poprzedniemu prezydentowi, w wyniku czego kraj miał tracić rocznie, z powodu nienaliczania ceł i innych opłat, miliardy dolarów.
Jak jednak zauważono, kwestie przemytu z Chin poruszała już publicznie Dariga Nazarbajewowa, najstarsza córka byłego prezydenta, argumentując dwa lata temu, podobnie jak Tokajew dzisiaj, że kraj traci miliardy dolarów. Być może zatem obecny prezydent Kazachstanu wspomniał o kwestii kontroli granicy „w ramach rozliczeń” z otoczeniem i rodziną Nazarbajewa, ale być może był to też sygnał pod adresem Chin.
Kazachstan „bolesną porażką” także dla Ankary
Wydaje się, że z faktu interwencji ODKB w Kazachstanie mogą być niezadowolone nie tylko Chiny, ale również inni gracze, zarówno globalni (tacy jak Stany Zjednoczone), jak i aspirujący do odegrania większej regionalnej roli ambitne „młode wilki” w rodzaju Turcji.
Dla Ankary to, co się stało w Kazachstanie, jest bolesną porażką. Turcja wiele zainwestowała w rozwijanie więzi współpracy z Nazarbajewem, a Kazachstan był jednym z kluczowych państw w koncepcji związku narodów języka tureckiego. Rosyjskie media odnotowały też milczenie Azerbejdżanu, którego władze nie komentują kazachskich wypadków.
Warto przypomnieć, że splądrowane przez demonstrantów lotnisko w Ałmaty należy do tureckiej firmy TAV Airports Holding. Zostało ono przejęte niedawno, bo wczesną wiosną ubiegłego roku. Krok ten interpretowany był jako umacnianie się Turcji w Kazachstanie, a nawet otworzenie możliwości umiejscowienia w tym kraju czasowej amerykańskiej bazy. TAV Airports Holding nie jest bowiem firmą pierwszą z brzegu, ale wielkim koncernem z siedzibą w Turcji, który kapitałowo kontrolowany jest przez Timura Kulibajewa, zięcia byłego prezydenta Kazachstanu Nazarbajewa, jednego z najbogatszych oligarchów. Taka konfiguracja oznacza, zdaniem rosyjskich komentatorów, nie tylko to, że w inwestycję zaangażowana jest Turcja, ale również, że miała ona niezbędne poparcie polityczne władz Kazachstanu, co może oznaczać, iż mamy do czynienia nie z biznesem, a może nie tylko z biznesem, ale również z wielką międzynarodową polityką. TAV Airports Holding kupiło już lotniska w Tbilisi i Batumi w Gruzji, w Zagrzebiu, w Tunisie i Arabii Saudyjskiej oraz niemal wszystkie lotnicze huby komunikacyjne w Turcji, co - zdaniem rosyjskich analityków - nie byłoby możliwe bez poparcia ze strony Ankary i szerzej NATO. W ich opinii firma Kulibajewa jest w gruncie rzeczy wehikułem inwestycyjnym, którym posługuje się Erdogan, realizując plany „budowy wielkiego Turanu” i rozszerzania wpływów Turcji w Azji Środkowej, a tego rodzaju aktywność jest też na rękę Stanów Zjednoczonych, które nie mają zamiaru rezygnować z wywierania wpływów w regionie, jednak nie chcą bezpośrednio się angażować.
To, co się stało w Kazachstanie, a zwłaszcza brak reakcji Ankary i niezwrócenie się Tokajewa o pomoc do Turcji, uznawane jest przez turecką opozycję w kategoriach osłabienia wpływów Ankary w Kazachstanie, co wynika z faktu, że Erdoğan miał postawić „na złego konia” czyli na Nazarbajewa.
Czy - i kiedy - Rosja postawiła na Tokajewa, to osobna kwestia. Nie można wykluczyć, że Moskwa miała lepszy refleks. A może chodzi o coś innego, bo rosyjscy komentatorzy zwrócili uwagę na fakt, że już od grudniowego spotkania państw WNP w Petersburgu Nazarbajew nie pokazywał się publicznie, wyglądał zresztą już pod koniec ubiegłego roku, na bardzo chorego.
Z pewnością ze wzrostu wpływów Moskwy w Kazachstanie nie jest zadowolony Waszyngton, stąd krytyka „misji pokojowej” i zwracanie uwagi, że obecność wojsk ODKB nie może być tak określana, nie mają one bowiem ONZ-owskiego mandatu i zostały wysłane z naruszeniem zapisów statutu tej organizacji. Jednak możliwości bezpośredniego oddziaływania Stanów Zjednoczonych na sytuację w Kazachstanie wydają się być dość ograniczone, tym bardziej w kontekście zapowiedzianych przez Tokajewa zmian w sektorze wydobycia węglowodorów, w który amerykańskie firmy zainwestowały w ostatnich latach miliardy dolarów.
Jest też w całej historii z interwencją ODKB czynnik wewnętrzny, którego nie może i nie ignoruje Kasym Żomart-Tokajew. Chodzi o stan nastrojów społecznych, które generalnie nie są Rosji przychylne, choć trudno mówić o powszechnej antyrosyjskości. W nowym, zatwierdzonym wczoraj rządzie Kazachstanu, tekę ministra informacji objął Askar Umarow, który jest uważany za nacjonalistę i wroga Rosji. W swoim czasie opublikował on mapę „wielkiego Kazachstanu” obejmującego rosyjskie dziś obszary (w tym Orenburg).
Jewgenij Primakow, szef Russotrudniczestwa, oficjalnej agendy rosyjskiego MSZ-u mającej zajmować się szerzeniem „soft power” i opieką nad Rosjanami zamieszkującymi poza granicami Federacji, nazwał Umarowa, już po tym jak został on ministrem, „rusofobicznym śmieciem”. Trudno jednak przypuszczać, aby Tokajew nie wiedział, jaki odłam opinii publicznej reprezentuje Umarow - a to oznacza, że bierze w swej polityce pod uwagę również i te nastroje.
„Sukces Moskwy wcale nie jest przesądzony”
Rosyjscy komentatorzy są zdania, że, per saldo, pozycja Moskwy w Kazachstanie poprawi się, choć nie tak szybko i nie w takim stopniu jak chcieliby tego zwolennicy odbudowy ZSRR. Przede wszystkim dlatego, że Rosja pokazała wszystkim środkowoazjatyckim dyktatorom, których władza może być zagrożona w każdej chwili, iż jest „ostatnią instancją” ratunkową, państwem gotowym wysłać swe siły zbrojne w obronie zagrożonych reżimów w czasie, kiedy inni ograniczają się do oświadczeń z deklaracjami wsparcia.
I ten „sygnał strategiczny”, ich zdaniem, głęboko zapadnie w umysłach środkowoazjatyckich dyktatorów. Jak będzie w istocie, zobaczymy. Wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z długą grą, w której sukces Moskwy wcale nie jest przesądzony, choć w świetle ostatnich wydarzeń pewniejszy niźli jeszcze na początku grudnia ubiegłego roku mogło się wydawać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/581469-koniec-misji-pokojowej-rosji-w-kazachstanie