Tod Lindberg i Peter Rough, eksperci konserwatywnego think tanku Hudson Institute prezentują na łamach The Wall Street Journal ocenę obecnego kryzysu w relacjach z Rosją, którego ostra faza zaczęła się wraz z ultimatum Władimira Putina pod adresem Waszyngtonu i NATO.
Analiza Lindberga i Rougha
Ich punkt widzenia przedstawia w skrótowej formie geostrategiczną kalkulację Stanów Zjednoczonych. Znacznie wykracza ona poza kwestie związane z Ukrainą, Europą Środkową czy całym kontynentem europejskim i związana jest raczej z perspektywą rozgrywki o hegemonię w wymiarze światowym. To czyni rozważania Lindberga i Rougha interesującymi, ale na ich wagę wpływa również to, że Rosjanie tego obszaru amerykańskich kalkulacji zdają się nie dostrzegać czy nie doceniać, co oznacza, że misterny plan skonstruowany na Kremlu, którego celem jest odwrócenie geostrategicznych skutków rozpadu ZSRR, ma poważne luki i może się nie powieść.
Punktem wyjścia ich rozważań jest obecna sytuacja Litwy, której stosunki z Chinami, po tym jak Wilno zdecydowało się opuścić format 17 + 1 i zgodziło się na otworzenie tajwańskiego biura informacyjnego, weszły w ostrą fazę. Pekin chce przykładowo „ukarać” Litwę, faktycznie ogłaszając sankcje ekonomiczne zwrócone przeciw temu państwu. Co więcej, można mówić o uzgadnianiu polityki wobec Wilna przez dwa coraz bliżej ze sobą współpracujące mocarstwa rewizjonistyczne, czyli Rosję i Chiny.
A nawet więcej, bo - jak argumentują Lindberg i Rough - mamy w tym wypadku do czynienia z „testowaniem” przez Moskwę i Pekin „amerykańskich gwarancji sojuszniczych.” Na czym to testowanie polega?
Otóż Pekin ogłosił sankcje na import wyprodukowanych na Litwie towarów, a także zaczął wywierać presję na firmy europejskie (w tym na koncerny w rodzaju niemieckiego giganta motoryzacyjnego Continental), aby te „pozbyły się” litewskich komponentów w swych eksportowanych do Chin produktach finalnych.
Jeśli Unia nie wesprze Wilna, a europejskie koncerny zainteresowane obecnością na chińskim rynku ulegną dyktatowi Pekinu, to następne kroki może wykonać Putin. Oczywiście, jak piszą amerykańscy analitycy, kwestią otwartą jest to, „jak blisko Rosja i Chiny będą chciały lub mogły współpracować. W najlepszym dla nich scenariuszu UE nie wspiera Litwy, a unijne firmy szukają gdzie indziej towarów na rynek chiński. Tymczasem, Putin wkracza, być może pośrednio, na terytorium Litwy, kwestionując jej suwerenność lub niepodległość – w imię zapewnienia bezpieczeństwa Kaliningradu – i nie znajduje skutecznej odpowiedzi ze strony USA, Europy i NATO.”
Jeśli Putinowi i Xi Jinpingowi uda się operacja zakwestionowania lub choćby podważenia suwerenności Litwy, a co więcej, jeśli Wilno nie uzyska wsparcia od swych sojuszników, to będziemy mieli do czynienia - argumentują Lindberg i Rough - z sygnałem o charakterze strategicznym, który zmienić może bieg spraw w Azji. Automatycznie, jeśli sojusznicze gwarancje dla Litwy okażą się słabsze niźli obecnie się uważa i Wilno znajdzie się de facto „w szarej strefie”, wystawione na gospodarczą, polityczną i w konsekwencji wojskową presję Moskwy i Pekinu, to w podobnej sytuacji znajdzie się Tajwan - najbardziej prawdopodobny cel chińskiej agresji.
Rozumowanie potencjalnych sojuszników Stanów Zjednoczonych w Azji, państw w rodzaju Filipin, Indonezji czy Wietnamu, wystawionych na bezpośrednią presję ekonomiczną i wojskową Chin, będzie w takiej sytuacji oczywiste. Jeśli zobowiązania sojusznicze wobec Litwy nie gwarantują bezpieczeństwa i pełnej ochrony, to na jakiego rodzaju wsparcie my możemy liczyć ? - mogą pytać w stolicach państw Azji Południowo – Wschodniej.
Putin człowiekiem Xi Jinpinga od „brudnej roboty”?
Te obawy i wątpliwości mogą być tym bardziej uprawnione, że państwa ASEAN nie są ani członkami sojuszu wojskowego w rodzaju NATO, ani nawet nie mają w niektórych przypadkach traktatów wojskowych z Ameryką. Tego rodzaju rozterki z pewnością nie pomogą amerykańskiej dyplomacji konstruującej antychińską sieć aliansów w Azji. Z punktu widzenia Pekinu, trudno o lepszego rodzaju sygnał. Co więcej, jak argumentują amerykańscy analitycy, Xi Jinping, hołdując zasadom strategii Sun Tzu, może wręcz chcieć, aby „brudną robotę” wykonał za niego Putin. Gdyby ten zdecydował się na wzrost presji wobec Wilna i w efekcie naraził Rosję na nowe sankcje Zachodu, to tylko zwiększyłby w oczach Moskwy atrakcyjność sojuszu strategicznego z Chinami. Gdyby zatem Pekinowi udało się skłonić Putina do bardziej asertywnych kroków wobec Litwy, to Xi mógłby mówić o podwójnym sukcesie, bo z jednej strony „ukarałby” Wilno i wysłał sygnał do państw w Azji, a z drugiej pozbawił Moskwę swobody geostrategicznego manewru i umocnił sojusz obydwu państw, który wzmacnia potencjał Chin. Oczywiście, nie ma mowy o tego rodzaju presji na Litwę w obecnej fazie kryzysu związanego z europejskim bezpieczeństwem, w którym przede wszystkim chodzi o Ukrainę, ale w kolejnym kroku? Nie ma też żadnych gwarancji, że ten kolejny krok nie nastąpiłby w perspektywie kilku miesięcy po tym jak Moskwa uporałaby się z krnąbrnym Kijowem.
Jak reagować na zagrożenie strategiczne?
Jak reagować na rysujące się zagrożenie strategiczne? Przede wszystkim nie odwoływać się do narzędzi, które są już w momencie ich uruchomienia przestarzałe i niewystarczające. Lindberg i Rough za takie uważają zwrócenie się Europy, w obliczu chińskiego szantażu, ze skargą do Światowej Organizacji Handlu i groźby płynące z Waszyngtonu pod adresem Moskwy o gotowości nowych sankcji i zwiększenia kontyngentu rotacyjnych sił zbrojnych NATO na wschodniej flance.
Ani jedno, ani drugie nie jest w stanie gwarantować - uważają - litewskiej niepodległości. Rotacyjną obecność należy - postulują amerykańscy eksperci - zastąpić stałym i to zwiększonym kontyngentem wojskowym. Jest to tym bardziej istotne teraz, kiedy „Wilno odczuwa ciężar rosyjskiej i chińskiej potęgi i w grę wchodzi wiarygodność USA i Europy w formie gwarancji sojuszniczych. Wycofanie się pod presją byłoby katastrofalne dla Litwy i globalnej reputacji Zachodu.”
Andrew Michta w portalu 1945 zastanawia się, jak NATO winno odpowiedzieć, jeśliby Moskwa zdecydowała się na wojskowy atak przeciw Ukrainie. W jego opinii rozważania te są jak najbardziej uzasadnione w kontekście zgłoszonych przez Rosję żądań co do nowej architektury bezpieczeństwa w Europie.
Są one tak daleko idące (w praktyce ich przyjęcie musiałoby oznaczać wycofanie się Stanów Zjednoczonych z naszego kontynentu), że zdaniem Andrew Michty, Moskwa nie miała i nie ma złudzeń co do tego, iż nie zostaną one przyjęte. A to każe zastanowić się, z jakiego powodu rosyjskie władze zdecydowały się na opublikowanie projektów porozumień z USA i NATO.
Jednym z racjonalnych uzasadnień tego kroku może być potraktowanie ruchu Moskwy w kategoriach strategicznej maskirowki - posunięcia, które ma uzasadnić agresję wobec Kijowa w związku z nieprzyjęciem przez Zachód rosyjskich propozycji. Jeśli tak jest, to w Moskwie decyzje o ataku już zapadły. Buduje się teraz uzasadnienie dla tego kroku, a Zachód tym intensywniej winien zacząć się zastanawiać, jak odpowiedzieć na rosyjskie działania.
Dopóki Rosja okupuje Donbas, Ukraina ma zamkniętą drogę do NATO?
Andrew Michta jest przekonany, iż w Moskwie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tak długo, jak Rosja okupuje Donbas, droga Ukrainy do NATO jest w praktyce zablokowana, podobnie zresztą jest w przypadku Gruzji. A zatem domaganie się traktatowego uregulowania tej kwestii ma co innego na celu. Chodzi o upokorzenie Zachodu i działanie na rzecz pogłębienia podziałów w Sojuszu Północnoatlantyckim.
W związku z taką oceną sytuacji, jak pisze: „ważne jest, aby zastanowić się, co może się stać, jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę i co może się stać, jeśli nie zaczniemy odpowiednio wcześnie myśleć o skutkach tego kryzysu.” Łatwiej napisać, co powinno się stać, jak Zachód powinien zareagować, jeśli Rosja zaatakuje po raz wtóry Ukrainę.
Agresja ta winna być dzwonkiem alarmowym dla Zachodu i uruchomić szereg posunięć, z których najistotniejszymi są: dyslokacja większej liczby oddziałów na wschodnią flankę i zbudowanie tam trwałej, a nie rotacyjnej obecności, poniesienie przez państwa Europejskie znacznych nakładów na rozwój infrastruktury komunikacyjnej -zarówno o charakterze rokadowym, czyli po linii Północ-Południe, jak i umożliwiających szybki przerzut wojsk amerykańskich na Wschód. Towarzyszyć temu winno rzeczywiste, a nie deklaratywne wzmocnienie potencjałów wojskowych państw europejskich i zmiana polityki gospodarczej wobec Rosji.
Temat przyszłości Nord Stream 2 czy sankcji wobec Moskwy w ogóle nie powinien stawać na porządku debaty. Winien być traktowany jako oczywistość, nie mówiąc już o podziałach na tym tle. Jeśli Ukraina zdecyduje się walczyć z Rosją, Zachód winien udzielić jej pomocy w sprzęcie i w amunicji.
„Finlandyzacja Państw Bałtyckich”
Ale co stanie się - tę kwestię Michta stawia w sposób otwarty - jeśli Zachód nie będzie w taki sposób w stanie zareagować na rosyjską agresję i ograniczy się jedynie do „bezzębnych deklaracji” i sankcji nie robiących na Putinie większego wrażenia, a jedynie utwierdzających go w przekonaniu, że Europa jest słaba i nie ma woli oporu wobec rosyjskiego dyktatu?
Wówczas, jak argumentuje amerykański ekspert, sytuacja w zakresie bezpieczeństwa w Europie zmieni się w sposób dramatyczny. Pole rywalizacji przesunie się z europejskiego wschodu do centrum, a następnym żądaniem Putina będzie „finlandyzacja” Państw Bałtyckich i presja wywierana na Stany Zjednoczone, aby wycofały się one wojskowo z Europy Środkowej, przede wszystkim z Polski i z Rumunii.
„W tym scenariuszu” – argumentuje Andrew Michta - „Putin skoncentrowałby się na Niemczech jako na preferowanym partnerze, licząc, że używając swojej broni energetycznej, Moskwa mogłaby w końcu nakłonić Berlin do neobismarckowskiego dostosowania, w efekcie czego oba państwa podzieliłoby Europę na dwie strefy wpływów, czyniąc Stany Zjednoczone graczem w coraz większym stopniu nie mającym wpływu i znaczenia dla ogólnej równowagi strategicznej w Europie”.
Taki podział starego kontynentu, czy raczej wspólne zarządzanie przez Berlin i Moskwę obszarami peryferyjnymi, którymi stałaby się Europa Środkowa wcale nie jest scenariuszem, w opinii Michty, nierealnym. Wpisuje się w rosyjską wizję koncertu mocarstw, w której Stany Zjednoczone zostałyby redukowane do roli mocarstwa regionalnego, po tym jak zostaną wypchnięte z Europy, na co z radością przystałyby Chiny. Liderzy państw europejskich stają - w opinii Michty - wobec wyboru: albo będą w stanie przeciwstawić się naporowi Moskwy, albo sytuacja kontynentu w zakresie bezpieczeństwa pogorszy się dramatycznie w tym dziesięcioleciu.
Jaki jest wymiar kryzysu w relacjach USA z Rosją?
W rozważaniach Toda Lindberga i Petera Rougha, ale także Andrew Michty, mimo że poświęcone są różnym kwestiom, można paradoksalnie znaleźć wspólną ocenę sytuacji. Po pierwsze: obecny kryzys w relacjach z Rosją nie ma wyłącznie środkowoeuropejskiego wymiaru - wręcz przeciwnie - to, jak Ameryka rozegra sytuację, wpłynie na jej pozycję w skali świata. Zachód Europy traktowany jest jako słabe ogniwo amerykańskiego systemu hegemonistycznego, partnera który nie wie, jak się zachować, nie jest gotów adekwatnie reagować na rysujące się wyzwania, a przeto jest potencjalnym balastem.
Nie oznacza to, że należy się tego „balastu” pozbyć, raczej uwzględniać realia w rachunku sił i środków, a także planowanych posunięciach.
Co ciekawe, ci konserwatywni Autorzy, są przekonani, że porażka Stanów Zjednoczonych w obecnej rozgrywce z Rosją w gruncie rzeczy przesądza o klęsce polityki Waszyngtonu w Azji i w konsekwencji załamaniu się amerykańskiej hegemonii w wymiarze światowym.
Upowszechnienie się tego poglądu, co - miejmy nadzieję - będzie miało miejsce w obecnej administracji, spowoduje, jak można przypuszczać, usztywnienie polityki Waszyngtonu. Nie dlatego, że Ukraina zyskuje na geostrategicznym znaczeniu, bo nie zyskuje, ale z tego prostego powodu, iż kolejna prestiżowa porażka (po Afganistanie) zamyka - a z pewnością znacznie utrudnia - budowę antychińskiego systemu sojuszniczego w Azji. To jest główny powód pozwalający przypuszczać, że Waszyngton nie ustąpi przed żądaniami Moskwy.
Jeśli Rosjanie są innego zdania, to znaczy, że źle ocenili sytuację. Jeśli mają tego świadomość, to będą zmuszeni podjąć działania, aby przekonać Waszyngton, że obrona Ukrainy się Stanom Zjednoczonym po prostu nie opłaca. Może dlatego Andrew Michta jest przekonany, że decyzja o eskalowaniu konfliktu już w Moskwie zapadła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/579901-o-co-toczy-sie-rozgrywka-miedzy-usa-a-rosja