„Byłem wczoraj przepytywany przez jedną z rosyjskich telewizji NTV i pytania były właśnie tego typu: ‘Dlaczego nie pomagamy uchodźcom?’, ‘Dlaczego nie rozmawiamy z Łukaszenką?’, ‘Dlaczego nie rozwiązujemy tego tak, jak w 2015 roku i nie płacimy, jak Erdoganowi?’, więc rozumiem, że te rosyjskie media chodzą po Parlamencie Europejskim i w ten sposób pytając, jakby podprogowo, podświadomie wpuszczają te tezy i inni w to wierzą” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych a obecnie eurodeputowany PiS.
wPolityce.pl: KE planuje przekazać Polsce środki na ochronę granicy w kwocie 25 mln euro. Jak ocenia Pan ten gest? Jak Pan ocenia politykę KE? Z jednej strony bowiem rzeczywiście mamy ten gest pomocy, a z drugiej – unijne instytucje nadal Polskę grillują. Z czym tu mamy do czynienia?
Witold Waszczykowski: Z pewną konfuzją instytucji europejskich i zachodnich rządów, dlatego że oczywiście oni przeszli przez pewną refleksję od tego kryzysu migracyjnego 2015-16 i dzisiaj dominuje stanowisko polskie, które wtedy zajmowaliśmy, jak i węgierskie. Oni dostrzegają też, że radzimy sobie z tym w miarę dobrze i bronimy interesów nie tylko Polski, ale UE i NATO, bo to jest przecież też granica tych dwóch instytucji. Ale z drugiej strony jest ten „paskudny pisowski rząd”. Im nie chce więc przejść przez usta, żeby z jedne strony wspomnieć o tym, że trzeba bronić, a z drugiej strony pochwalić, że rząd to dobrze robi. A przy okazji oczywiście, jeśli już takie debaty się rozpoczyna, tak jak było w środę na plenarce, to dołącza do tego za przeproszeniem całe stado ideologów, którzy podczepiają pod tę debatę różnego rodzaju napaści na Polskę. Już sam tytuł środowej debaty był kłamliwy, bo mówił o „kryzysie humanitarnym na polskiej granicy”. Chcieliśmy go zmienić, ale nas przegłosowano. Następnie w tej debacie oczywiście wykorzystano wszelkie kłamliwe argumenty o tym, że ten kryzys jest wywołany zachowaniem polskich władz i polskich służb, które „nie udzielają pomocy”, które „wyganiają biednych uchodźców” itd.
W UE, panuje pewna konfuzja. Tak jak powiedziałem, z jednej strony widzą, że się bronimy i bronimy też innych państw, ale z drugiej strony „szkoda, że robi to ten wredny rząd”. Być może jest jeszcze czkawka po tych latach 2015-16, kiedy oni dali się nabrać i uznali, że całe te tabuny, które wlewały się do Europy, to byli uchodźcy. Sprawdzono w obozach dla uchodźców i okazało się, że Syryjczyków pochodzących z ziem objętych wojną z Państwem Islamskim, Daesh, to było kilka procent. Reszta, to się albo podszywała pod Syryjczyków, albo udawała uchodźców, nie wiadomo skąd. I teraz widzą, że Polska zareagowała właściwie, nie przestraszyła się, nie uległa namowom pięknoduchów, że to są „biedni ludzie”, którzy „wymagają pomocy”, tylko natychmiast sprawdzono tych ludzi. Okazało się, że jest to imigracja zarobkowa, która nielegalnie chce się przedostać przez Polskę do Niemiec, która nie chce skorzystać z legalnych sposobów emigracji do UE, bo to by zatrzymało ich w Polsce. Świat zachodniej Europy ma z tym problem, bo widzi, że Polska zareagowała właściwie, trzeźwo i broni się w sposób zasadny i skuteczny.
Słowa o „kryzysie humanitarnym na polskiej granicy” i oskarżeniach pod adresem polskich służb są wyjęte żywcem z rosyjskiej i białoruskiej narracji. Pytanie, na ile autorami tego typu pomysłów są umocowani w strukturach UE rosyjscy lobbyści czy agentura wpływu, która w ten sposób przygotowuje grunt do dalszych rosyjskich podbojów?
Nie mogę tego wykluczyć, bo sam byłem wczoraj przepytywany przez jedną z rosyjskich telewizji NTV i pytania były właśnie tego typu: „Dlaczego nie pomagamy uchodźcom?”, „Dlaczego nie rozmawiamy z Łukaszenką?”, „Dlaczego nie rozwiązujemy tego tak, jak w 2015 roku i nie płacimy, jak Erdoganowi?”, więc rozumiem, że te rosyjskie media chodzą po Parlamencie Europejskim i w ten sposób pytając, jakby podprogowo, podświadomie wpuszczają te tezy i inni w to wierzą. Również wśród naszych przecież opozycjonistów totalnych pojawiają się takie głosy. Proszę posłuchać, co mówi pani Ochojska i inni. Oni nie dostrzegają realiów tego całego dramatu napaści na Polskę, tylko chcą widzieć wyłączony z kontekstu problem ludzi. Nie dociera do nich, przecież dziennikarze czy służby to nagrywają, fotografują, pokazują, że ci ludzie są sterowani przez białoruskie służby, zaopatrywani we wszystko, nie tylko w jedzenie napoje, toalety, ale nawet i prąd do smartfonów, narzędzia do przekraczania tych płotów, które tam budujemy. I mimo że to wszystko pokazujemy, pokazujemy, jak oni są szkoleni, w jaki sposób przygotowani do tego, żeby wystąpić przed kamerami, spotykamy się z całym stekiem kłamstw wypowiadanych z trybuny europarlamentarnej. Ręce opadają, ale co zrobić? Pytanie jest tylko rzeczywiście, czy mamy do czynienia z tak naiwnymi idiotami, którzy nie chcą dostrzec realiów i całego kontekstu, czy z ludźmi tak zindoktrynowanymi przeciwko PiS-owi, że nie będą się bali użyć każdego kłamstwa, żeby tylko dopiec temu rządowi.
Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdyby tam się pojawiła jakaś armia talibów? Pokłóciła się gdzieś w Afganistanie, uciekła i przeszła na Białoruś. I co? Też by twierdzono, że „biednych talibów trzeba wpuścić, bo przecież to są stworzenia boskie i trzeba im pomóc”? Żeby tylko nabruździć rządowi polskiemu, żeby mu zrobić na złość. Zaślepienie potworne.
Premier Litwy na łamach jednego z chorwackich tygodników napisał dzisiaj, że „przywożenie tysięcy migrantów z Bliskiego Wschodu na Białoruś i próby ich nielegalnego przerzucania przez wschodnie granice UE to kolejny przykład rosyjskich działań hybrydowych mających testować europejską solidarność”. Na ile w strukturach unijnych jest świadomość powagi sytuacji? Na ile można w tym momencie liczyć na jakikolwiek rozsądek chociażby w postaci zaprzestania tych bezsensownych i bezprawnych ataków na Polskę?
Z całym szacunkiem dla premiera Litwy, ale ja już od wielu tygodni mówię, że po wycofaniu się Amerykanów w taki sposób, w jaki to zrobili, z Afganistanu, Rosjanie – a to już było parę miesięcy temu – na pewno podejmą próbę przetestowania zobowiązań sojuszniczych wobec takich krajów, jak nasza flanka wschodnia. Bardziej zakładałem, że to pójdzie na te małe kraje bałtyckie. I tak się dzieje. Oczywiście Rosjanie nie robią tego własnymi rękoma, ale robią to przez Łukaszenkę, przez migrantów.
Tak. Jest to testowanie zachowania, zobowiązań sojuszniczych państw Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Tak jak powiedziałem, ta granica nie jest tylko granicą UE, ale również i NATO. Z tego też powodu Ursula von der Leyen była kilka dni temu w Waszyngtonie i rozmawiała z Bidenem między innymi o tej sprawie. Również tam uzgodniono, że jedną z sankcji, którą będzie trzeba nałożyć na Białoruś, to jest nacisk na zerwanie umów leasingowych, jakie Białoruś ma na samoloty. Część tych umów leasingowych jest zawarta z firmami, które znajdują się w Irlandii – tam jest główny hub tych linii. Oni wyleasingowali sporą liczbę samolotów, żeby przewozić tych migrantów z Bagdadu i z innych regionów. To też będzie test, sprawdzian tego, czy UE podejmie to, co zapowiadała pani von der Leyen, bo ona zapowiedziała szeroko rozumiane sankcje, a więc zaprzestanie leasingu samolotów, nacisk dyplomatyczny na te państwa – tam ma pojechać Borrell, do Turcji, do Iraku, do Emiratów i ma wywrzeć presję, żeby te loty zostały zredukowane. Następnym elementem będzie rozszerzenie sankcji. Te sankcje powinny objąć zabranie Łukaszence możliwości zdobywania pieniędzy, a on w tej chwili główne pieniądze zdobywa przez handel nawozami potasowymi. Duża część produkcji tych nawozów potasowych jest kupowana przez Europę Zachodnią, między innymi Holandię, Belgię, gdzie intensywnie nawożą. Trzeba by to zerwać.
I czwarty element to jest finansowe wsparcie naszej granicy, bo ja nie widzę tutaj możliwości wsparcia przez Frontex. To, co opozycja podnosi, to jest jakaś utopia. Frontex to jest instytucja głównie urzędniczo-analityczna. Tam jest grupa monitorów – oni mogą monitorować sytuację na granicy, ale nie mogą zatrzymać takiej ilości ludzi. Tak jak nie mogą zapobiec imigracji na Morzu Śródziemnym. Także dobrze, że tutaj nastąpiła pewna refleksja i UE zacznie wkładać swoją kontrybucję na rzecz budowy tych granic, bo tutaj też od 2015 roku istniała ideologiczna bariera, niechęć, weto, żeby tę granicę umacniać. Twierdzono, że Europa nie może być fortecą – musi być otwarta – a migracja to jest jedna z wartości europejskich. Twierdzono, że trzeba zapewnić ludziom możliwość godnego przyjazdu itd. Tylko musi być jakiś limit, jakaś granica. Tą granicą masowej imigracji jest przede wszystkim rynek i zdolność absorpcji na rynku pracy. Jeśli na rynku pracy brakuje ludzi, to oczywiście państwo może zdecydować o otwarciu takiego rynku i to robimy świadomie wobec na przykład Ukraińców czy Białorusinów.
Innym elementem, który może decydować o wpuszczeniu imigracji jest starzejące się społeczeństwo, czyli demografia. I tutaj państwa też mogą podejmować decyzje, aby taką przysłowiową „świeżą krew” dopuścić. Ale to też musi być kontrolowane przez państwo, żeby naród nie utracił tożsamości kulturowej. Nie chodzi o to, żeby odległy kraj w Ameryce Łacińskiej nagle sprowadził sobie ludzi z Azji, z Bangladeszu, tylko chodzi o to, żeby ta grupa imigracyjna, która ma zasilić społeczeństwo była podobnie kulturowo rozwinięta i miała zdolności asymilowania się w tym społeczeństwie. Taka polityka, świadoma, oczywiście jest dopuszczalna. Natomiast my się nie zgadzamy na taką bezmyślną, masową politykę czy brak polityki imigracyjnej – otwarcie granic, wpuszczamy i róbta co chceta.
Jak Pan ocenia pomysł odcięcia Białorusi od dostaw z Zachodu? Polska zamyka granice i nie przepuszcza żadnych TIR-ów.
Tak, chyba nawet któryś z naszych polityków – nie wiem, czy nie minister Kowalczyk – powiedział, że rzeczywiście może trochę stracimy w biznesie, będzie to kosztowne, ale zyskamy większe bezpieczeństwo. A bezpieczeństwo jest bezcenne, nie przelicza się na sprzedane ziemniaki, jabłka czy części zamienne do traktorów, które może Łukaszenka kupować. To trzeba więc robić z rozmysłem, żeby ponieść jak najmniejsze koszty, natomiast aby największe koszty poniósł Łukaszenka i jego reżim. Rzeczywiście warto to też rozważyć. Tak. To jest jeden ze sposobów, chociaż będzie trudny do realizacji, bo rzeczywiście Białoruś jest państwem tranzytowym między nami, Europą Zachodnią a Rosją.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/573797-waszczykowski-rosyjskie-media-dzialaja-podprogowo-w-pe