Artiom Szrajbman, białoruski politolog, który niedawno zmuszony został przez reżim do emigracji, jest zdania, że konflikt między Litwą a Białorusią na tle kwestii nielegalnych emigrantów może jeszcze eskalować. Choć w jego opinii wojna regionalna nie jest prawdopodobna, bo nie leży w interesie wielkich graczy, w tym Rosji, to tym niemniej, napięcie na granicy może przerodzić się w incydenty między służbami obydwu krajów, w tym z użyciem broni. Jak zauważył, realnym jest jeszcze jeden scenariusz do którego winna się zacząć przygotowywać również Warszawa. Otóż, jeśli Wilno wprowadzi, co niedawno deklarował minister spraw zagranicznych Landsbergis, blokadę dla eksportu białoruskich nawozów mineralnych, które wysyłane są w świat przez port w Kłajpedzie, to w opinii Szrajbmana Mińsk może ustąpić, choć niewykluczone jest „przekierowanie” strumienia migrantów na granicę z Polską.
Walerij Karbalewicz, białoruski politolog jest zdania , że kryzys emigracyjny z Litwą jest nie tylko „na rękę” Łukaszence, ale możemy mieć niedługo do czynienia z jego eskalacją, nawet do poziomu starć granicznych, czy wręcz wojny. W gruncie rzeczy jego punkt widzenia podziela, jak można przypuszczać z ostatnich jego wypowiedzi Arvydas Anusauskas, litewski minister obrony, który wraz ze swymi odpowiednikami z Łotwy i z Estonii w specjalnym oświadczeniu uznali to, co dzieje się na litewsko-białoruskiej granicy, za formę „ataku hybrydowego” na Unię Europejską i NATO i wezwali obydwie wspólnoty do skoordynowanej, wspólnej odpowiedzi. W innej wypowiedzi powiedział on, że ochranianiem 12 obozów w których znajdują się migranci zajmować się będą litewskie siły zbrojne. Nie tylko dlatego, że skala problemu, jak powiedział litewski minister, jest większa niźli zasoby służb podległych resortowi spraw wewnętrznych tradycyjnie odpowiadającym za ten obszar, ale również z tej racji, że zarówno sytuacja w obozach, jak i protesty miejscowej ludności, niezadowolonej z faktu, że to właśnie w ich okolicy znajdować się będą migranci, może doprowadzić do destabilizacji sytuacji w całym kraju. O tym, że jest to zagrożenie realne świadczą protesty w miejscowości Rudninkai, gdzie rozpoczęto organizowanie kolejnego obozu dla migrantów. Mamy zatem do czynienia nie tylko z kryzysem między Litwą a Białorusią, czy szerzej wspólnotą Białorusi i Rosji a kolektywnym Zachodem, ale również z kryzysową sytuacją w Unii Europejskiej i w NATO.
Wracając do diagnoz Karbalewicza, to uważa on, że eskalacja konfliktu z Litwą, nawet do poziomu wojennego jest Łukaszence na rękę i dlatego dąży on do realizacji tego rodzaju scenariusza. Karbalewicz jest zdania, że mówienie o perspektywie wojny jest uprawnione nie tylko dlatego, że Łukaszenka od jesieni ubiegłego roku regularnie wprowadza, opisując sytuację w której znalazła się Białoruś, retorykę konfliktu zbrojnego mówiąc, iż mamy do czynienia z agresją Zachodu i w związku z tym należy przygotować się do wojny. Karbalewicz jest przekonany, że eskalując konflikt Łukaszenka chce po pierwsze pokazać kolektywnemu Zachodowi, że „nie ma nic do stracenia”, a reżim zagoniony w sytuację na pozór bez wyjścia nie jest bezbronny, ma narzędzia, których użycie może zaszkodzić całej Unii Europejskiej i NATO. Wreszcie eskalując napięcie może wyzyskać wewnętrzne, w obrębie wspólnoty Zachodu, pęknięcia i różnice zdań, co w efekcie może prowadzić do tego, że albo Litwa zostanie osamotniona i nie uzyska znaczącej pomocy, albo cała Wspólnota zdecyduje się w imię deeskalacji konfliktu pójść na ustępstwa. Model przekształcenia Białorusi w małą „oblężoną twierdzę” jest też na rękę Łukaszence z punktu widzenia sytuacji wewnętrznej oraz, a może przede wszystkim, relacji z Rosją. Jeśli Białoruś jest wysuniętą placówką „ruskiego miru” obleganą przez kolektywny Zachów, to wsparcie Moskwy winno być bezwarunkowe, niezwiązane z reformami i sytuacją wewnętrzną w kraju, co obiektywnie poprawia pozycję Łukaszenki.
Kryzys emigracyjny na granicy litewsko–białoruskiej komentują też rosyjscy eksperci, których zdaniem to, co się teraz dzieje i dziać będzie w przyszłości na styku Zachodu i obszarów kontrolowanych przez Rosję jest nie tylko prowokacją Łukaszenki, ale nowym zjawiskiem, zwiastunem nowych czasów i zapowiedzią tego, jak będzie wyglądała rywalizacja mocarstw w najbliższych latach. Fiodor Łukianow wręcz uważa, że Unia Europejska staje po raz kolejny wobec istotnej próby, a wcale nie wiadomo, czy wyjdzie z niej zwycięsko. W jego opinii już obecnie możemy mówić o tym, że Unia reaguje na problemy graniczne Litwy, swego państwa członkowskiego znakomicie słabiej niźli to było w przypadku Grecji czy Włoch, a nawet w sposób, jak określa to rosyjski ekspert „indyferentny”. Nie chodzi o to, że strumień emigrantów organizowanych przez Łukaszenkę jest znacznie mniejszy niźli to miało miejsce w przypadku Grecji lub Włoch, ale o skutki niekontrolowanego ich napływu, które są, jeśli chodzi o niewielkie państwo, jakim jest Litwa, nie mniej katastrofalne. Mimo głośnych wezwań premier Šimonytė o europejską jedność, „nie widać aby w Paryżu czy Berlinie, bito na alarm”, tak postawę „starej Europy” diagnozuje Łukianow. I to właśnie, w jego opinii, świadczy o nadejściu nowej epoki, która charakteryzowała się będzie lekceważeniem przez wielkich graczy interesów państw mniejszych.
„Ogólna sytuacja zmieniła się dramatycznie – pisze Fiodor Łukianow - ani dla Europy, ani dla Stanów Zjednoczonych, ekspansja w kierunku postsowieckim nie jest już priorytetem, jak to było pięć do siedmiu lat temu. Dobrze byłoby w zasadzie zapobiec zbliżeniu Białorusi z Rosją, ale tylko wtedy, gdy nie trzeba aby to osiągnąć czynić widocznych wysiłków, a tym bardziej niczego nie ryzykować”.
Litwa, a nie wykluczone, że w najbliższym czasie i Polska płaci dziś, w opinii Łukianowa za to, że nie dostrzegła odpowiednio wcześnie tej zmiany nastawienia stolic europejskich i Waszyngtonu. Gdyby jesienią ubiegłego roku udało się obalić Łukaszenkę, w co bardzo zdaniem rosyjskiego eksperta zaangażowało się zarówno Wilno jak i Warszawa, to oczywiście Zachód chętnie skonsumowałby owoce tego zwycięstwa. Ale polityka demokratycznej rewolucji na Białorusi zakończyła się klęską, reżim przechodzi do kontruderzenia i nie widać po stronie dużych graczy europejskich gotowości wzięcia na siebie choć części negatywnych skutków takiego obrotu wydarzeń. Oczywiście Unia Europejska, zarówno traktowana jako całość jak i państwa ją tworzące mają dziś niemało innych problemów, ale kryzys europejskiej solidarności, wyraźnie widoczny zdaniem Łukianowa w tym przypadku, jest oczywisty, mało tego, jest zjawiskiem o charakterze politycznym, który zmieni geostrategiczną sytuację regionów peryferyjnych, Europy Środkowej z pewnością.
W rosyjskich relacjach na temat kryzysu na granicy Litwy i Białorusi pojawiają się też inne wątki. Mówi się o słabości takiego państwa jakim jest Litwa, o jego nieprzygotowaniu do kryzysu, którego skala, obiektywnie rzecz biorąc nie jest wielka, bo mamy do czynienia z napływem 4,2 tysiąca uchodźców, o łamaniu przez Wilno międzynarodowych umów o readmisji uchodźców politycznych oraz ONZ-owskich konwencji o prawach uchodźców. Pojawia się też narracja na temat podziałów w samej Unii na tle stosunku do przyjmowania migrantów z krajów objętych konfliktami. Łukianow napisał wręcz, że Łukaszenka znalazł słabe ogniwo Unii i w sposób zamierzony, agresywny, ale też i skuteczny używa go w charakterze presji.
Czy Unia Europejska i NATO nie zdają egzaminu w sprawie kryzysu na litewsko– białoruskiej granicy? Jest jeszcze zbyt wcześnie aby twierdząco odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Ale jedno jest pewne. W Moskwie bardzo uważnie obserwuje się rozwój kryzysu, traktując go w gruncie rzeczy w charakterze testu odporności państw frontowych NATO oraz solidarności wewnątrzunijnej. Każda zwłoka, opieszałość w reakcji czy chęć ustępstw będzie traktowana jako słabnięcie wewnątrzunijnej solidarności i świadectwo słabości. W tym sensie kryzys emigracyjny jest, można zaryzykować taką tezę, częścią manewrów Zapad 2021. Jeśli Zachód nie zda tego testu Rosja wyciągnie wnioski i nie będą to konkluzje korzystne dla nas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/561630-wojna-bialoruskolitewska-nie-mozna-wykluczyc-zaostrzenia