Nathalie Tocci, specjalistka w zakresie polityki międzynarodowej, dyrektor włoskiego Istituto Affari Internazionali oraz główny doradca ds. polityki międzynarodowej Josepa Borella, podobnie zresztą jak jego poprzedniczki, autorka EU Global Strategy, jednym słowem ikona lewicowo – liberalnych kręgów europejskiego establishmentu politycznego opublikowała esej na temat europejskiej autonomii strategicznej, pytając w tytule czym ona jest, dlaczego jej potrzebujemy i jak możemy ją osiągnąć. Warto, temu ważnemu wystąpieniu poświecić nieco uwagi, przede wszystkim po to aby bez emocji i uprzedzeń poznać tok rozumowania Autorki i argumentację tych kręgów polityki europejskiej, które coraz głośniej mówią, że Europa winna w sprawach strategicznych być podmiotem autonomicznym.
Autonomicznym, czyli zgodnie z etymologią tego terminu, jak dowodzi Tocci, kierującym się własnymi prawami. Kładzie ona, w punkcie wyjścia nacisk na to, że muszą to być własne, europejskie prawa, zasady i interesy. Projekt europejski, w jej opinii, przyspiesza w reakcji na kryzysy. Tak było z wprowadzeniem strefy euro, unii bankowej, pogłębionej integracji politycznej oraz obecnie tak jest jeśli chodzi o unię fiskalną. Każdy z tych kroków wymuszony był świadomością, że poprzednie rozwiązania stają się niewystarczające i konieczna jest „ucieczka do przodu”. Dyskusja na temat europejskiej samodzielności strategicznej, która trwa już w europejskich stolicach i Brukseli od 2013 roku, w świecie po pandemii przyspieszy i stanie się „tematem dnia” bo mamy do czynienia z kryzysem relacji międzynarodowych, z pewnością ze zmianą ich charakteru, co wywołuje dostosowanie polityk poszczególnych graczy do nowych warunków. Unia również będzie musiała podążyć ta drogą. Na czym polega nowość sytuacji? Geneza projektu europejskiego w ramach porządku liberalnego budowanego pod ochroną amerykańskiej supremacji wojskowej, jest wszystkim znana. Tylko, że obecnie, ten porządek, w opinii Tocci odchodzi na naszych oczach do przeszłości. „Stany Zjednoczone pozostają jedyną potęgą zdolną do wywierania wpływu, w tym militarnego, na poziomie globalnym, ale nie są już niekwestionowanym hegemona świata” – argumentuje doradczyni Borrella. Gospodarczo, finansowo, czy jeśli weźmiemy pod uwagę innowacyjność Ameryka ma równego sobie rywala jakim dziś są Chiny, które zresztą w najbliższych latach w wielu płaszczyznach mogą okazać się państwem bardziej rozwiniętym czy cywilizacyjnie zaawansowanym. Politycznie wreszcie, po doświadczeniach epoki Donalda Trumpa, rozziew miedzy Europą a Stanami Zjednoczonymi jest większy niźli kiedykolwiek w historii najnowszej. Obserwujemy nie tylko różne, gdyby brać pod uwagę opinie stolic europejskich i Waszyngtonu, diagnozy sytuacji i propozycje jak sobie z nią radzić, ale również, jak uważa Tocci, „załamanie się amerykańskiego soft power”, narastanie tendencji izolacjonistycznych w amerykańskiej polityce i politykę selektywnej obecności w świecie. Ta selekcja dokonywana jest pod kontem interesów amerykańskich, a nie szerszej wspólnoty kolektywnego Zachodu czy świata liberalnego. „Wszystko to sugeruje, że UE nie może tak po prostu zakładać, że może polegać na USA, tak jak niegdyś – konstatuje Tocci - Strategiczna autonomia Europy w dobie wielobiegunowości lub odnowionej dwubiegunowości jest tak samo potrzebna w nielicznych przypadkach, gdy drogi UE i USA się rozchodzą, jak w wielu innych, w których zbiegną się. Podczas gdy asymetria pozostanie strukturalną cechą więzi transatlantyckich, zwłaszcza w dziedzinie obronności, odnowiona więź transatlantycka będzie wymagać większej odpowiedzialności Europy, a tym samym autonomii, przede wszystkim w otaczających UE regionach, a także w przypadku głównych wyzwań naszych czasów związanych np. z zarządzaniem transnarodowym, zdrowiem i polityką klimatyczną, technologią i mobilnością ludzi.”
Nawet w tym zdaniu jak na dłoni widać różnicę między opiniami formułowanymi przez Nathalie Tocci a głosami rozlegającymi się w naszej części kontynentu. Włoska analityk raczej skłonna jest podkreślać asymetryczność relacji wojskowych między Unią Europejską a NATO, z czego wyciąga wniosek, że zwiększenie wysiłków państw kontynentu na rzecz wzmocnienia własnego „europejskiego” potencjału jest zmianą ilościową a nie jakościową tych relacji. To, że Europa będzie silniejsza i będzie posiadała większe zdolności wojskowe, jest jedynie, w jej rozumowaniu czymś na kształt zmniejszenia dystansu, nie grozi zerwaniem relacji, wycofaniem się Waszyngtonu z Europy i nie stanowi ryzyka powstania „próżni bezpieczeństwa” w naszej części kontynentu. „Truizmem jest stwierdzenie – argumentuje, że transatlantyckie stosunki obronne będą nadal asymetryczne i że Europejczycy nadal będą potrzebować zaangażowania USA w obronę Europy. Nie oznacza to jednak, że nie powinni oni więcej inwestować w europejską obronność, ani że przywrócenie równowagi transatlantyckich więzi obronnych byłoby sprzeczne z interesami europejskimi lub transatlantyckimi. Jeśli cokolwiek jest prawdą, to akurat twierdzenie odwrotne.” W Warszawie raczej bardziej skłonni jesteśmy podkreślać ryzyko związane z polityką europejskiej suwerenności strategicznej, która może być dla Waszyngtonu, w tym ujęciu pretekstem do redukcji zainteresowania Europą zanim ta osiągnie własne możliwości obronne. Ta różnica ocen jest uderzająca i musi zostać w przyszłości wyjaśniona, bo ktoś buduje swą politykę w oparciu o fałszywe przesłanki. Albo my jesteśmy przesadnie proamerykańscy i zachowujemy się trochę jak niekochane dziecko, które za wszelką cenę stara się zdobyć łaski uwielbianego rodzica, albo analitycy na Zachodzie przeceniają siłę europejskich możliwości, nie doceniając zaś wyzwań na Wschodzie.
Suwerenność kontynentu a polityka regulacyjna, handlowa, ekologiczna
Co uderzające w opinii włosko – europejskiej analityk strategiczna suwerenność naszego kontynentu winna wyrażać się bardziej w polityce regulacyjnej, handlowej, ekologicznej, wreszcie zagranicznej niźli w kwestiach związanych z obronnością. Nadal, w jej opinii należy rozwijać inicjatywę PESCO, dbając o to aby nie została ona zdominowana przez największych graczy (Niemcy, Francja) kosztem państw średnich (Polska, Hiszpania), ale inne obszary, w jej opinii są znacznie ważniejsze. Chodzi o politykę handlową, klimatyczną, nakłady na badania i rozwój, politykę emigracyjną wspieranie państw znajdujących się lub graniczących z „pasem ognia”, czyli szybko destabilizującymi się obecnie peryferiami Europy (Bałkany, Afryka Północna, Ukraina, Kaukaz Płd.). Uderzające jest to przekonanie, że w nowych realiach, świata o wielu ośrodkach siły, Europa silniej winna zaznaczyć swą obecność i interesy w obszarach dla niej istotnych z których jednak Tocci wyklucza „twarde” wojskowe domeny i narzędzia.
Tocci jest przekonana, i jak się wydaje jest to pogląd ugruntowany wśród zachodniego establishmentu, że warunkiem europejskiej suwerenności strategicznej jest pójście o krok dalej jeśli idzie o wewnętrzna integrację Unii. Nie miejmy złudzeń, jest zwolenniczką używania kwestii „poszanowania rządów prawa” w charakterze narzędzia dyscyplinującego rządy państw sceptycznie nastrojonych wobec perspektywy budowy państwa federalnego. Pisze wiele o „wzmocnieniu europejskiej demokracji” oraz wiąże to z przeświadczenie, artykułowanym na początku swego wystąpienia, że jest to jeden z kluczowych elementów „życia Europy według własnych praw”, co jest, jej zdaniem, istotą europejskiej suwerenności strategicznej. Zresztą warto zwrócić uwagę na fakt, że w jej analizie w gruncie rzeczy brak jest perspektywy państw narodowych, co zresztą jest jej słabością, tak jakby one już nie istniały, albo ze zdaniem państw członkowskich Unii brukselska elita nie musiała się liczyć. Problemem, jak pisze jest „fragmentaryzacja” wielu europejskich polityk, począwszy od kwestii obronności, przez badania i rozwój, opodatkowanie zagranicznych gigantów technologicznych, bezpieczeństwo zdrowotne czy politykę zagraniczną. Jak się wydaje Nathalie Tocci jest zdania, że skala narastających problemów zmusi państwa narodowe do rozstania się z częścią własnej suwerenności na rzecz Unii, bo będzie to jedyna możliwość zmierzenia się z nimi. Europa działając jako całość nie ma gwarancji, że poradzi sobie z kryzysami wybuchającymi u jej granic, takimi jak np. chwilowo przytłumiony, ale przecież nie rozwiązany kryzys emigracyjny. Ale jeśli Europa może sobie nie poradzić, to państwa narodowe z pewnością nie będą w stanie sprostać wyzwaniom. I to jest, jak się wydaje, główny argument zachodnioeuropejskich elit dlaczego pogłębienie integracji, wykonanie kolejnego kroku w stronę budowy europejskiego państwa federalnego, jest historycznie nieuchronny. W coraz bardziej różnicującym się świecie jest to krok po prostu niezbędny, stanowiący jedyną możliwą odpowiedź na rysujące się wyzwania.
Potrzebna polemika
Jeśli intuicyjnie, w Warszawie, uważamy, że federacyjna i „strategicznie suwerenna” Europa nie jest najlepszym rozwiązaniem, to powinniśmy podjąć otwartą polemikę ze stanowiskiem prezentowanym m.in. przez Nathalie Tocci. Diagnoza sytuacji w której się znaleźliśmy jest w gruncie rzeczy podobna – w przyspieszonym tempie destabilizuje się stary hegemonistyczny porządek międzynarodowy gwarantowany przez wojskową dominację Stanów Zjednoczonych. Swoją obecność i aspiracje zaznaczają nowe ośrodki siły, świat staje się wielo-, a może dwubiegunowy, w każdym razie inny niźli w ciągu 30 lat po zakończeniu Zimnej Wojny. Zachód Europy mówi w takiej sytuacji – Unia nie ma innej drogi jak tylko stać się kolejnym ośrodkiem siły walczącym na wielu płaszczyznach i w wielu formatach o własne, partykularne interesy i wartości. Dlatego, aby sprawniej o to zabiegać, musi się zintegrować. Jest to wymogiem skuteczności i sprawności działania. A co mówi Wschód Europy? Jakie proponuje rozwiązania? Jaką alternatywę? Przy użyciu jakich argumentów chcemy wygrać batalię o umysły 450 mln mieszkańców Unii? Możemy nie zgadzać się z wizją federalnej Europy snutą przez Emmanuela Macrona a uzasadnianą przez Nathalie Tocci (choć ona prezentuje raczej punkt widzenia europejskiej biurokracji, a Macron bardzie franko-centryczny), ale sam sprzeciw wobec niej, bez pozytywnych rozwiązań, jest gwarancja poniesienia w tej batalii o przyszłość naszego kontynentu bolesnej klęski. Nie tylko dlatego, że mamy mniejsze zasoby, ale przede wszystkim z tego powodu, iż niewiele mamy do zaproponowania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/541108-batalie-o-przyszlosc-europy-oddajemy-walkowerem