Komisarz Europejska odpowiedzialna za sprawy wewnętrzne Szwedka Ilva Johansson broniła 23 września, z okazji prezentacji nowego paktu migracyjnego UE, masową imigrację do Europy. „Potrzebujemy tych ludzi, nasze społeczeństwa się starzeją”. O skutkach tej masowej migracji nie zająknęła się słowem. Zrobił to kilka dni później, w podparyskim Les Mureaux prezydent Francji Emmanuel Macron, który, jak gorzko zauważają jego krytycy, nagle odkrył zalety suwerenizmu. W końcu do następnych wyborów prezydenckich jest bliżej niż dalej, a toczący się od kilku tygodni proces terrorystów, którzy dokonali w 2015 r. zamachu na redakcję pisma satyrycznego „Charlie Hebdo” oraz żydowski supermarket „Hyper Casher”, pokazał, że zagrożenie wywodzące się z radykalnego islamu, we Francji nie zmalało. Pod koniec września 25-letni Pakistańczyk Zaheer Hassan Mahmoud zaatakował nożem dwóch dziennikarzy przed dawną siedzibą pisma. Miała to być zemsta za kolejne karykatury Mahometa, opublikowane przez „Charlie Hebdo” z okazji rozpoczęcia procesu.
Ojciec mężczyzny, żyjący w Pakistanie, zadeklarował, że jest „z niego dumny”. Zalany łzami prosił rząd Pakistański by ściągnął jego syna z powrotem do kraju, bo „zasłużył się dla islamu”. Już w lutym francuski prezydent mówił o odbiciu „straconych terytoriów republiki”, imigranckich gett, których mieszkańcy mają w nosie republikę, a są nawet wrogo do niej nastawieni. Społeczeństwa równolegle, produkujące taśmowo takich jak Zaheer Mahmoud. 2 października w Les Mureaux przedstawił zarys nowej ustawy, która ma pozwolić francuskiemu państwu odzyskać kontrolę nad tymi terytoriami i zdusić „separatyzm islamski” w zarodku. W swoim przemówieniu Macron stwierdził, że problem, przed którym stoi społeczeństwo francuskie, nie jest problemem świeckości. „To, z czym musimy się zmierzyć, to islamistyczny separatyzm” – podkreślił. „Jest to świadomy, teoretyczny, polityczno-religijny projekt, który materializuje się poprzez powtarzające się odchylenia od wartości Republiki, co często skutkuje konstytuowaniem się kontrspołeczeństwa, a jego przejawem jest deskolaryzacja dzieci, rozwój praktyk sportowych, kulturalnych, środowiskowych, które są pretekstem do nauczania zasad niezgodnych z prawem Republiki” – tłumaczył.
Zastrzegając, że nie chodzi o stygmatyzowanie wszystkich muzułmanów, Macron stwierdził, że na terenie Francji istnieje „radykalny islamizm, który prowadzi do negacji Republiki”. Przejawia się „w indoktrynacji”, która prowadzi do „zaprzeczenia naszym wartościom: równości kobiet i mężczyzn oraz godności ludzkiej” – dodał. „Problemem jest ta ideologia, która twierdzi, że jej własne prawa są lepsze od praw Republiki” - zauważył Macron. Jakie zapisy zawiera nowa ustawa? Ograniczenie w nauczaniu religijnym w językach innych niż francuski, ostrzejsze kontrole stowarzyszeń i organizacji sportowych, będących często przykrywką dla indoktrynacji islamskiej. Nauczanie dzieci w domu będzie od początku roku szkolnego 2021/2022 „ściśle ograniczone, do przesłanek zdrowotnych”, a zatem stanie się obowiązkowe w placówkach oświatowych od trzeciego roku życia, co ma doprowadzić do likwidacji domowych szkół koranicznych. Wszystkie organizacje pobierające dotacje publiczne będą ponadto zmuszone podpisać tzw. kartę laicyzmu, a funkcjonariusze publiczni będą musieli wykazywać się neutralnością światopoglądową. Macron wyraził również życzenie „uwolnienia islamu” we Francji od wpływów z zewnątrz. Zapowiedział, nie mnie nie więcej, stworzenie „francuskiego islamu”, z imamami szkolonymi przez francuskie państwo.
Można więc rzec: prezydent Francji wypowiedział wojnę separatyzmowi islamskiemu. Tylko czy ją wygra? Czy kolejna ustawa coś zmieni w postawie tych muzułmanów, którzy okopali się w gettach i chcą tam żyć według własnych reguł? Czy nie wystarczyłoby egzekwowanie już istniejącego prawa, które im jest dobrze znane? Jak słusznie zauważa filozof Remi Brague w wywiadzie z dziennikiem „Le Figaro” istnieje we Francji tendencja „do wytwarzania kolejnych ustaw i życia w iluzji, że będą one bardziej przestrzegane niż te poprzednie”. „Cześć społeczeństwa nienawidzi kraju, w którym żyje, to jest prawdziwy problem, o którym nikt nie chce mówić” - uważa filozof. Publicysta Ivan Rioufol twierdzi zaś, że zamiast bredzić o separatyzmie islamskim i laickości francuski prezydent powinien był jasno powiedzieć, że ci, którzy są przywiązani do prawa szariatu „są niepożądani w republice”. „Wynocha! - to powinien im Macron przekazać” - uważa publicysta. Tymczasem, jak przekonuje, kolejne 165 tys. azylantów napłynęło w tym roku do Francji, a na jej terytorium żyje ok. 40 tys. nieletnich migrantów, których nie można deportować. „By móc mówić o suwerennym państwie powinno ono najpierw być w stanie chronić swoich granic” - zaznacza Roufol. W ustawie nie ma też nic o więzieniach, jednym z głównych miejsc islamskiej radykalizacji.
Ustawa ma ma zostać przedstawiona formalnie w grudniu, po konsultacjach społecznych, także z muzułmańskimi organizacjami religijnymi. Już wiadomo, że pojęcie „separatyzm islamistyczny” zniknie z jej tekstu. Zamiast tego będzie w niej mowa o laickości i wzmocnieniu zasad republikańskich, które mało kto nad Sekwaną dziś potrafi jasno zdefiniować. Muzułmanie tymczasem obawiają się „ogólnego klimatu nieufności”. Rektor wielkiego meczetu w Paryżu Chems-eddine Hafiz ostrzegł francuskiego prezydenta przed posługiwaniem się słowem „separatyzm” w celach „elektoralnych” i dzielniem muzułmanów na „lepszych i gorszych”, tych zintegrowanych i pobożnych oraz tych bardziej radykalnych. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oskarżył Macrona wręcz o to, że chcąc kontrolować finansowanie meczetów i szkolenie imamów, a więc „strukturyzować islam” we Francji „przekroczył wszelkie granice przyzwoitości”. Według Erdogana Macron „zachowuje się jak kolonialny gubernator”. Konsultacje społeczne zapowiadają się więc burzliwie.
Największym problemem jest jednak egzekwowanie tego, co francuskie państwo, ustami prezydenta Macrona, zapowiada z tak wielką pompą. Ustawa z 2010 r. zakazująca kobietom noszenie burki w przestrzeni publicznej, nie jest w zasadzie przestrzegana, bo każda próba interwencji policyjnej i wypisania mandatu, kończyła się brutalnymi atakami na policjantów. Ustawa o „separatyzmie islamskim” może się więc okazać kolejnym niewypałem, zmianą tonu i retoryki, przed wyborami w 2022 r., przed którymi Macron usiłuje się upozycjonować jako obrońca laickiej republiki. W praktyce niczego nie zmieni, i będzie kolejną straconą szansą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520844-macron-wypowiada-wojne-islamskim-radykalom-czy-ja-wygra