Sobotnie wybory na Słowacji skończyły się niespodziewanie wysokim zwycięstwem partii OLaNO (Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości), która na Zachodzie określana jest mianem populistycznej, choć – widziana z polskiej perspektywy – ma oblicze raczej centroprawicowe z wyraźnym rysem antykorupcyjnym. Wszystko wskazuje na to, że zwycięskie ugrupowanie utworzy koalicję rządową z innymi formacjami sytuującymi się w centrum i po prawej stronie sceny politycznej, jak Sme Rodina (Jesteśmy Rodziną) i SaS (Swoboda i Solidarność).
To dobra wiadomość dla Grupy Wyszehradzkiej, dlatego że wspomniane partie opowiadają się przeciw federalizacji Unii Europejskiej i centralistycznym zapędom Brukseli, a także przeciw polityce imigracyjnej UE i przymusowemu mechanizmowi kwotowego przyjmowania uchodźców. W wielu sprawach politycznych znacznie bliżej im do obecnych władz w Warszawie i Budapeszcie niż było poprzedniej ekipie rządowej z socjaldemokratycznej partii SMER (która nota bene lojalnie współpracowała w ramach V4). Spoistość Grupy Wyszehradzkiej zostanie więc utrzymana, a może nawet będzie jeszcze większa.
Najgorszym scenariuszem dla Wyszehradu byłoby zwycięstwo liberalno-lewicowej koalicji Postępowa Słowacja – SPOLU (Razem), której najbliższe pozostają ideały „open society” George’a Sorosa. Progresiści nabrali wiatru w żagle zwłaszcza po ubiegłorocznym zwycięstwie w wyborach prezydenckich swej reprezentantki – Zuzany Čaputovej. Jej triumf powitano jako zapowiedź przyszłych zmian, a ją samą okrzyknięto wręcz „Macronem z spódnicy”. Swym sukcesem miała ona utorować drogę do władzy Postępowej Słowacji, tak jak prezydent Francji zapewnił parlamentarne zwycięstwo swemu ugrupowaniu En Marche!
Sama Čaputova zachowywała się tak, jakby była tego pewna. Chociaż w zeszłym roku parlament Słowacji aż dwukrotnie odrzucił konwencję stambulską, nie przyjęła tego do wiadomości. Jej zdaniem posłowie wyrazili jedynie ogólną deklarację woli, a nie podjęli konkretnej decyzji. Nie ulegało wątpliwości, że gra na czas, aby przeciągnąć procedurę aż do wyborów w nadziei, że nowy parlament – już w zmienionym składzie – ratyfikuje kontrowersyjny dokument. Na ostatnim posiedzeniu przed wyborami posłom udało się jednak odrzucić ratyfikację konwencji stambulskiej.
Wygrana Čaputovej w wyborach prezydenckich w kwietniu 2019 roku była możliwa dzięki odrzuceniu przez większość Słowaków dotychczasowego układu rządowego, który obciążano odpowiedzialnością moralną za mord polityczny na dziennikarzu śledczym Janie Kuciaku. Na początku wydawało się, że potencjał gniewu społecznego, który wyniósł do fotela prezydenckiego Čaputovą, zostanie najlepiej wykorzystany właśnie przez Postępową Słowację. Okazało się jednak, że elektorat wolał alternatywę centroprawicową, zaś siły liberalno-lewicowe nie dostały się w ogóle do parlamentu.
Postępowa Słowacja zawarła bowiem koalicję wyborczą z partią SPOLU, co oznaczało, że ich blok musiał przekroczyć 7-procentowy próg. Otrzymał jednak… 6,96 proc. głosów i nie zdobył ani jednego mandatu. Oznacza to, że poza parlamentem znalazła się główna siła prąca do rewolucji obyczajowej oraz najbardziej niechętna wobec prawicowych rządów w Polsce i na Węgrzech.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/489293-wybory-na-slowacji-dobra-wiadomosc-dla-grupy-wyszehradzkiej