Greta Thunberg oraz pozostali jeźdźcy apokalipsy, czy to ze sfery (zielonej) polityki czy szeregów ruchu „Extinction Rebellion” nie mogą się mylić. Stoimy u progu zagłady. Klimat się zmienia, na cieplejszy, a odpowiedzialny za to jest człowiek. Topnieją lodowce, a biedna Greta jest zmuszona podróżować pociągiem z nieudanego szczytu klimatycznego w Madrycie do rodzimej Szwecji (w I klasie rozumie się) by zmniejszyć ślad węglowy. Tyle protestów, tyle poświęcenia, a wciąż są tacy, którzy nie chcą wierzyć w rychłą klimatyczną zagładę. Gorzej, negują odpowiedzialność człowieka za zmiany klimatyczne. Powołują się na jakieś tam badania, że klimat się zawsze zmieniał. Cyklicznie. Bredzą coś o zielonym lobby, zarabiającym na strachu przed klimatyczną katastrofą. Co z takimi zrobić?
Na szczęście jest kwartalnik psychoterapeutów (Psychotherapeuten Journal), wydawany przez izbę psychoterapeutów Niemiec. W nim znajdujemy artykuł dyplomowanego psychoterapeuty Fabiana Chmielewskiego z Hattingen pdt. „Negacja apokalipsy. Kryzys klimatyczny z perspektywy psychoterapii egzystencjalnej”, w którym autor przekonuje, że negację zmian klimatycznych „da się leczyć”. I powinien to robić każdy psychoterapeuta/psycholog. „Duża część społeczeństwa nie interesuje się grożącym zniszczeniem świata. I tylko ziewa ze znudzeniem na myśl o apokalipsie” – pisze Chmielewski. Jeszcze bardziej wątpliwa, jego zdaniem, „jest motywacja ludzi, który określają zmiany klimatyczne jako kłamstwo”. „Jak wytłumaczyć tak ewidentną negację rzeczywistości? Czy tu nie chodzi o życie lub śmierć? Czy to nie nasza egzystencja jest zagrożona?”– zastanawia się psychoterapeuta. Świat ginie, a oni popijają herbatkę, zamiast dołączyć do Grety i Co.
Według Chmielewskiego właśnie w tym sęk, że chodzi o kwestie egzystencjalne. Ludzie boją się z nimi zmierzyć, więc wybierają negację. Jak przekonuje wszystko da się wytłumaczyć za pomocą psychoterapii egzystencjalnej, która mówi o funkcjonalnych i dysfunkcjonalnych reakcjach na sytuacje graniczne. A z taką sytuacją (klimatyczną zagładą) mamy według niego w tym wypadku do czynienia. Oszczędzę państwu dywagacji diagnostycznych pana psychoterapeuty (zajmują kilka stron), i przejdę od razu do konkluzji: to da się leczyć. To trzeba leczyć. Psychoterapeuta – przekonuje Chmielewski – z zasady nie powinien narzucać pacjentowi swoich wartości/poglądów. Ale w przypadku klimatu powinien zrobić wyjątek. Ponieważ pacjent swoją nierozumną postawą sam sobie szkodzi oraz innym, w końcu w przypadku cieplarnianej zagłady „wszyscy jesteśmy pacjentami”. Dlatego psychoterapeuci/psycholodzy powinni zapomnieć o dobru pacjenta i przyjąć „perspektywę bardziej kosmiczną”.
Z tej kosmicznej perspektywy terapeuta powinien zachęcać pacjenta, obojętnego wobec Grety i Co. do działań przeciwko ociepleniu klimatu, dostarczając mu pozytywnych narzędzi, bo dalsze maltretowanie apokaliptycznymi wizjami, mogłoby go jeszcze bardziej przestraszyć i wywołać jeszcze silniejszą reakcję obronną. Na szczególnie opornych, unikających tematu, pomoże zaś wywoływanie „poczucia winy”. „Należy podkreślać odpowiedzialność danej osoby za obecny stan klimatu i krytykować jej zachowanie” – podkreśla Chmielewski. Najtrudniej będzie jego zdaniem przekonać tych, którzy uważają, że to wszystko tylko (klimatyczna) histeria. Oni mają bowiem „własną ideologię nieśmiertelności, złożona z wiary we wzrost gospodarczy oraz międzynarodową konkurencję”. To szczególnie poważny stan chorobowy i w tym wypadku pomoże tylko apel do wyższych wartości pacjenta, przekonywanie go do „rezygnacji z autonomii (jazdy samochodem choćby) dla dobra przyszłych pokoleń”. Tworzenie poczucia globalnej przynależności, wspólnego cierpienia. Jednocześnie należy dać pacjentowi możliwość zwiększenia poczucia własnej wartości, bycia „bohaterem”. W walce ze zmianami klimatu.
To pranie mózgu jest zdaniem Chmielewskiego niezbędne by wyciągnąć ludzi z „egzystencjalnej neurozy” jaką ma być negacja powodowanych przez człowieka zmian klimatycznych. Można by rzecz: wszystko już było. Za czasów sowieckich wsadzano negujących osiągi komunizmu do psychuszki. Siedzieli tam tak długo aż zrozumieli swój błąd. Niemieccy psychoterapeuci nie są jeszcze na tym etapie (bolszewickiej) mądrości. Na razie zawiązali kolektyw „Psychotherapists/Psychologists for Future” i zachęcają terapeutów do tego by leczyli u swoich pacjentów negację zmian klimatycznych „jeśli jest ona częścią ich obrazu chorobowego”, lub odgrywa w nim jakąkolwiek rolę. Ponadto zachęcają kolegów po fachu do niesienia pomocy działaczom ekologicznym, którzy „podupadli na zdrowiu psychicznym, bo zapomnieli dbać o sobie w ramach swej bezinteresownej walki o wspólne dobro”.
Nie oznacza to oczywiście, że wsadzanie do psychuszki kiedyś nie nastąpi. W końcu panowie i panie psychoterapeuci nie widzą nic złego czy nieetycznego w manipulowaniu pacjentem, wmawianiu mu poczucia winy (za emisję Co2) lub stosowaniu różnych innych psychologicznych sztuczek. A jak wiadomo, cel uświęca środki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/477992-niemcy-terapia-dla-negujacych-zmiany-klimatyczne