W 2011 r. Francja, w asyście krajów NATO, zbombardowała Libię, by pomóc powstańcom w ich walce z pułkownikiem Muammarem Kaddafim. Libijski dyktator został pokonany, ale Zachód nie docenił konsekwencji upadku reżimu w Trypolisie. Bojownicy, którzy walczyli u boku Kaddafiego, opróżnili libijskie arsenały broni i uciekli do sąsiedniego Mali, gdzie przejęli kontrolę nad tuareską partyzantką, walczącą o niepodległość z władzami w Bamako. W zaledwie kilka miesięcy była francuska kolonia stała się przyczółkiem dla dżihadystów z całego świata. Cenę za libijską przygodę Sarkozy’ego zapłacił jego następca François Hollande.
Francja ruszyła na pomoc malijskim władzom, stojącym w obliczu inwazji islamistów na stolicę kraju. Operacja pod nazwą „Serval” trwała dwa lata i pochłonęła miliardy. To jednak niejedyna konsekwencja interwencji NATO w Libii. Drugą, o wiele poważniejszą, jest kryzys imigracyjny. Libia to dziś państwo upadłe, niezdolne do ochrony swoich granic. To przez Libię setki tysięcy nielegalnych imigrantów przedostało się w przeciągu ostatnich pięciu lat drogą morską do Europy.
Pozostaje pytanie, dlaczego Sarkozy tak silnie zaangażował się w wewnętrzny konflikt w Libii, który wybuchł w następstwie Arabskiej Wiosny. Wcześniej Kaddafi mu w końcu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. W 2007 roku przyjął libijskiego dyktatora z pompą w Pałacu Elizejskim, po uwolnieniu – za pośrednictwem ówczesnej małżonki Sarkozy’ego Cecilii - pięciu więzionych w Libii bułgarskich pielęgniarek, oskarżonych o zarażenie w jednym z szpitali dzieci wirusem HIV. Wówczas prezydent Francji mówił o normalizacji w relacjach francusko-libijskich. Przekonywał, że „Libia powoli zamienia się w kraj godny szacunku”, a on nie widzi więc „żadnych powodów, by nie przyjmować Kaddafiego”.
Gdy Arabska Wiosna dotarła do Libii i Zachód udzielił jednoznacznego wsparcia rebeliantom Sarkozy’emu zaczęło nagle bardzo zależeć na usunięciu libijskiego dyktatora. Jak twierdzi były premier rządu tymczasowego Libii Mahmud Dżibril w rozmowie z gazetą „Courrier International” libijski dyktator miał grozić ujawnieniem dokumentów, świadczących o tym, że sfinansował, co najmniej po części, kampanię prezydencką Sarkozy’ego w 2007 roku. A dlaczego ją sfinansował? Miała to być cena za powrót – pod patronatem Paryża – na międzynarodowe salony, gdzie Kaddafi, odpowiedzialny m.in. za zamach na samolot Pan-Am w 1988 roku nad Lockerbie, uchodził za pariasa i terrorystę.
Pieniądze miały dotrzeć do Sarkozy’ego m.in. za pośrednictwem libańskiego biznesmena i handlarza bronią Ziada Takieddina. Sarkozy odpiera zarzuty. Według niego tzw. „afera libijska” to spisek uknuty przez jego politycznych wrogów i nieprzychylne mu, lewicowe media. A dokumenty, które pojawiły się na takich portalach jak Mediapart, mające świadczyć o jego winie, to „fałszywki”. Prokuratorskie śledztwo uruchomione w tej sprawie w 2013 roku dwa lata później utknęło w miejscu. Teraz jednak- jak donoszą francuskie media – pojawiły się nowe dowody. Dziś rano Sarkozy został zatrzymany przez funkcjonariuszy Urzędu Centralnego ds. Walki z Korupcją oraz Przestępstwami Finansowymi (OCLCIFF). To pierwszy raz, że Sarkozy zostanie przesłuchany w związku z aferą libijską. Następnie trzej sędziowie śledczy, którzy prowadzą dochodzenie mogą postawić mu formalne zarzuty nielegalnego finansowania kampanii wyborczej i korupcji. Przesłuchany zostanie także bliski współpracownik byłego prezydenta Brice Hortefeux.
Według dziennika „Le Figaro” śledztwo „nabrało w ostatnich miesiącach tempa”. Za sprawą m.in. Alexandre’a Djouhriego, algierskiego biznesmena i handlarza bronią, który od lat obraca się w kręgach francuskiej centroprawicy i doradzał m.in. premierowi Dominique de Villepinowi. Djouhri został zatrzymany w styczniu b.r. w Londynie, a w jego domu w Szwajcarii zabezpieczono dokumenty związane z finansowaniem kampanii Sarkozy’ego. W listopadzie 2016 roku Ziad Takkiedine powiedział śledczym, że między końcem 2006 a początkiem 2007 roku przekazał Sarkozy’emu, który wówczas był ministrem spraw wewnętrznych, 5 mln dolarów w gotówce od reżimu w Trypolisie. Handlarz broni przeciwko któremu toczy się śledztwo w sprawie tzw. afery Karaczi (chodzi w niej o nielegalne prowizje pobierane przez francuską prawicę w zamian za dostawę okrętów podwodnych do Pakistanu), udał się między 2005 a 2007 r. aż 11 razy do Libii – jak utrzymuje- by zdobyć pieniądze na kampanię prezydencką Sarkozy’ego,. Cztery lata wcześniej, w 2012 roku, były szef libijskich służb specjalnych Abdallah Senoussi, szwagier Kaddafiego, mówił to samo: trzykrotnie były Francuzom przekazywane dolary w gotówce.
Senoussi przyznał przy okazji, że transakcja miała służyć także jemu, bowiem został on w 1999 roku we Francji skazany zaocznie na dożywocie za zorganizowanie zamachu na samolot francuskiej linii lotniczej UTA w 1989 roku. Samolot wybuchł nad pustynią Tenere w Nigrze. Zginęło 171 pasażerów i członków załogi. Sarkozy miał obiecać Senoussiemu ułaskawienie. Szwagier Kaddafiego to także jeden z głównych oskarżonych w tzw. aferze Amesys. Ta filia francuskiej firmy technologicznej Bull miała dostarczyć reżimowi w Trypolisie system podsłuchów, który pozwolił Kaddafiemu nadzorować opozycję. Śledztwo w tej sprawie prowadzi paryska prokuratura. Notatki dotyczące finansowania kampanii wyborczej Sarkozy’ego znalazły się także w dokumentach byłego libijskiego ministra ds. ropy Choukriego Ghanema, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w 2012 roku. Więziony w Libii syn Kaddfiego, Saif al-Islam, także uporczywie utrzymuje, że pieniądze zostały przekazane i domaga się ich zwrotu.
Na celowniku śledczych znalazł się także były sekretarz generalny Pałacu Elizejskiego i minister spraw wewnętrznych w latach 2011-2012 Claude Gueant. Prokuratura zarzuca mu fałszerstwa, pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe. Śledczych szczególnie interesuje przelew w wysokości 500 tys. euro od malijskiego biznesmena, który Gueant otrzymał w czasie kampanii prezydenckiej Sarkozy’ego oraz sejf, który wynajął w 2007 roku w banku BNP Paribas w Paryżu. Gueant twierdzi, że trzymał tam przemówienia Sarkozy’ego”, co według śledczych jest jednak „całkowicie absurdalne”. Sejf był bowiem na tyle duży, że można było w nim stać. To Gueant miał przyjmować gotówkę przekazywaną przez Takiedddina. Brice Hortefeux natomiast będzie przesłuchiwany pod kątem jego podróży do Libii w 2005 roku, która według francuskich dyplomatów „nie miała wówczas żadnego politycznego sensu”. Hortefeux nie chce powiedzieć co dokładnie wtedy robił w Trypolisie. Przyznał jedynie, że spotkał się z Senoussim. To Alexandre Djouhri miał ich wówczas ze sobą poznać.
Pętla pomału zaciska się na szyj Sarkozy’ego. Śledztwo ws. libijskich milionów (których było mniej niż zakładano, 5 a nie 50) nie rozeszło się po kościach, jak można było sadzić. Pozostaje pytanie czy pozwoli ono powiązać „darowiznę” przekazaną przez Kaddafiego byłemu prezydentowi Francji ze śmiercią libijskiego dyktatora. A są tacy, szczególnie w Libii, którzy twierdzą, że w wytropieniu kryjówki Kaddafiego pomogły rebeliantom w 2011 roku francuskie służby specjalne. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że całej prawdy nie dowiemy się nigdy. Sam Sarkozy stawiane mu zarzuty skwitował w telewizji TF1 słowami: „Jeśli rzeczywiście sfinansował moją kampanię, to okazałem się bardzo niewdzięczny”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/386849-kaddafi-sfinansowal-kampanie-wyborcza-sarkozyego-byly-prezydent-aresztowany-otrzymal-piec-milionow-dolarow