W lipcu Emmanuel Macron zapowiedział, że do końca roku oczyści francuskie miasta z koczujących na ulicach imigrantów. „Do końca roku nie chcę widzieć już kobiet i mężczyzn na ulicach, czy w lasach. Trzeba będzie przyśpieszyć deportacje nielegalnych imigrantów” – zadeklarował prezydent Francji. Rok dobiega powoli końca, a imigranci – jak dotąd - nie zniknęli z ulic miast. W Paryżu tysiące młodych mężczyzn z Afryki i Bliskiego Wschodu wciąż koczują w namiotach ustawionych na hałdach śmieci.
Szefowi MSW Gerardowi Collombowi nie udało się bowiem przygotować nowej ustawy „o imigracji i azylu” na czas. Ustawa ma już miesiąc opóźnienia i prawdopodobnie trafi do izby niższej francuskiego parlamentu, Zgromadzenia Narodowego, dopiero w kwietniu przyszłego roku.
Jej zawartość jednak, a ma ona ostatecznie liczyć nawet kilkaset stron, jest według francuskiego tygodnika „Le Journal de Dimanche” naprawdę „szokująca”. Skrócenie procedur azylowych, z obecnie 14 do 6 miesięcy, bezwzględna deportacja osób, których podania o azyl zostały odrzucone, odróżnienie „uchodźców” od imigrantów gospodarczych, którzy mają odczuć „całą surowość prawa”, przedłużenie aresztu deportacyjnego z obecnie 45 do 90 dni. Wszyscy nielegalni imigranci, bez wyjątku, mają zostać umieszczeni w odpowiednich ośrodkach. Szef MSW rozesłał 19 grudnia pismo do urzędów ds. migracji wzywając ich do szybszej deportacji nielegalnych imigrantów i sporządzenia spisu osób żyjących w schroniskach dla azylantów. Jeśli nie mają prawa pobytu – głosi pismo – „należy ich jak najszybciej deportować”. Ośrodki dla azylantów uchodziły we Francji jak dotąd za „nietykalne”, nawet policja do nich nie wchodziła. To ma się teraz zmienić.
Nie podoba się to organizacjom broniącym praw imigrantów, domagającym się „azylu dla wszystkich” oraz lewicy, która zarzuca francuskiemu prezydentowi „hipokryzję”. „Nawet Sarkozy nie odważył się na taką politykę. Macron chwalił kanclerz Niemiec Angelę Merkel za to, że otworzyła na jesieni 2015 roku granice i wpuściła uchodźców, a teraz robi rzeczy, które przeczą jego ówczesnym słowom” – oświadczył były poseł Socjalistów i rywal Macrona w wyborach prezydenckich Benoit Hamon.
Zdaniem eksperta ds. imigracji Patricka Weila z Krajowego Centrum Badań Naukowych (CNRS) podejście Macrona do imigrantów jest „najbardziej surowym od czasów wojny”. „Przekroczył on czerwoną linię i zdradził swoje humanistyczne ideały. Wprawdzie sprzedaje swoją politykę z uśmiechem, jakby to był cukierek, ale tak naprawdę jest to sztylet” – uważa Weil. Macron wywołał już spore oburzenie na lewicy, gdy w listopadzie powiedział młodej Marokance, która podeszła do niego na ulicy, że „będzie musiała wrócić do swojego kraju”.
Nawet jego krytycy przyznają jednak, że zaostrzając prawo imigracyjne Macron odpowiada na troski obywateli. Według sondażu ośrodka Fondapol aż 60 procent Francuzów uważa, że nielegalna imigracja negatywnie wpłynęła na ich życie, a przez Paryż w przeciągu ostatnich 2 lat przewinęło się ponad 30 tys. nielegalnych imigrantów, którzy koczowali i wciąż koczują w namiotach na ulicy. Warunki panujące w zlikwidowanym na jesieni 2016 roku obozie w Calais głęboko wryły się poza tym w świadomość Francuzów. Lokalne władze usiłują dostosować się do nowego kursu gospodarza Pałacu Elizejskiego. W departamencie Pas-de-Calais zlikwidowano dziki obóz dla imigrantów, w którym żyło ok. 40 przybyszy z Afganistanu. Kolejny dziki obóz został ewakuowany w Macon, na wschodzie kraju. Trzy dni przed Wigilią paryskie merostwo usunęło obóz imigrantów nad wybrzeżem Sekwany. 131 osób zostało umieszczonych w ośrodkach dla azylantów.
Z zaostrzenia polityki imigracyjnej cieszy się szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen, która uznała ją za „polityczne zwycięstwo” swojej partii. Centroprawica jest mniej uradowana, choć zmiana kursu Macrona ws. imigracji powinna być po jej myśli. Niedawno partia „Les Républicains” wybrała nowego lidera, Laurenta Waquieza, który zapowiedział, że będzie prowadził „prawdziwie prawicową politykę” wobec „walca La République en Marche”, ruchu Macrona, który już skutecznie rozjechał francuską lewice, czyli Socjalistów Hollande’a. Waquiez ogłosił na partyjnym kongresie, że zamierza skupić się na kwestiach imigracji i narodowej tożsamości. Nie będzie to łatwe, bowiem prawica jest w rozsypce i jeśli się nie pozbiera może utknąć w opozycji na następne 20 lat. To, że Macron postanowił zrobić ostry skręt w prawo w kwestiach imigracji niepokoi więc „Republikanów”. Niełatwo będzie im się przebić z antyimigranckim i tożsamościowym przekazem do wyborców, jeśli prezydent Francji będzie polował na ich terenie. Niektórzy podejrzewają wręcz, że o to właśnie mu chodzi. „Macron zniszczył lewicę (…), a teraz jego celem jest prawica” - ocenił w rozmowie z Reutersem Frederic Dabi z sondażowni Ifop.
Działacze „Les Républicains” przychylni Macronowi opuścili dwa tygodnie przed partyjnym kongresem ugrupowanie, i albo dołączyli do „La République en Marche” prezydenta lub do nowo założonej m.in. przez posłów Géralda Darmanina, Sébastiena Lecornu i Thierry’ego Solère partii „Agir” (Działać), która chce być „konstruktywną opozycją” wobec partii rządzącej, czyli „wspierać ją wtedy gdy robi coś dobrego”. Nowi członkowie „Agir” zadeklarowali na łamach „Le Monde” że nie godzą się na „ultrakonserwatywną, tożsamościową i euroscpetyczną linię Les Républicains”.
Tym samym francuska prawica jest dziś reprezentowana w trzech partiach – LREM Macrona, Les Républicains i Agir, a w zasadzie nawet czterech, jeśli dodać do tego zestawienia Front Narodowy Marine Le Pen. Tymczasem Macron – jak widać na przykładzie zaostrzenia polityki imigracyjnej – robi co może by ten stan rzeczy utrwalić. Jak na razie z sukcesem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/373949-prezydent-francji-emmanuel-macron-zaostrza-prawo-imigracyjne-zniszczyl-lewice-a-teraz-jego-celem-jest-prawica