Setna rocznica rewolucji bolszewickiej ukazała ciekawą różnicę w podejściu do dziedzictwa komunizmu przez środowiska marksistowskie na świecie. Na Zachodzie dominuje stanowisko: „Lenin – tak, Stalin – nie”. Przypomina to znane z historii hasło: „socjalizm – tak, wypaczenia – nie”.
Dla zachodnich miłośników marksizmu dzieło Lenina nadal pozostaje źródłem inspiracji. Przypomina się, że to właśnie on jako pierwszy na świecie zalegalizował aborcję oraz uruchomił politykę „rewolucji seksualnej”, którą wcielała w życie komisarz ludowa ds. społecznych Aleksandra Kołłontaj, inicjatorka kampanii „seks jak szklanka wody”, zwana „apostołką wolnej miłości” lub „skrzydlatym erosem rewolucji”.
W tej optyce Stalin był tym, który zdradził rewolucję. W 1926 roku zakończył eksperyment z emancypacją seksualną, a potem zakazał aborcji (usankcjonowano ją prawnie ponownie po jego śmierci).
Poza tym Stalina – zdaniem zachodnich marksistów – obciążają nie tylko masowe zbrodnie, lecz także wyhamowanie ruchu rewolucyjnego, który uległ skostnieniu i dogmatyzacji. Charyzmę zastąpiła rutyna. Zabrakło tego, co tak bardzo pociągało komunistycznych romantyków w pionierskim okresie bolszewizmu.
Odmienna perspektywa panuje natomiast obecnie w Rosji. W tamtejszej polityce historycznej dominuje odwrotna postawa: „Lenin – nie, Stalin – tak”. W tej wizji Włodzimierz Ilicz był tym, który pogrążył Rosję w chaosie i wojnie domowej. Imperium poniosło terytorialne straty: oderwała się Polska, Finlandia, Łotwa, Litwa i Estonia. Przypomina się dziś (np. w filmach dokumentalnych zrealizowanych z okazji setnej rocznicy rewolucji), że to Niemcy przerzucili Lenina do Rosji w zaplombowanym wagonie, żeby zdestabilizował sytuację w kraju – i trzeba przyznać, że wódz bolszewików wywiązał się z tego zadania bezbłędnie.
W tej narracji to Stalin był mężem stanu, który wydobył państwo z chaosu i wygrał największą wojnę w dziejach świata, uzyskując nowe zdobycze terytorialne i rozszerzając sferę wpływów na obszary, o których carowie mogli tylko pomarzyć (np. Niemcy Wschodnie czy Kuba). Jednym zdaniem: stworzył ze Związku Sowieckiego światowe supermocarstwo – do dziś przedmiot dumy większości mieszkańców Rosji.
Między tymi dwoma stanowiskami sytuuje się Europa Środkowa, gdzie nawet po lewej stronie sceny politycznej trudno znaleźć zwolenników i jednego, i drugiego sowieckiego przywódcy. Jesteśmy po prostu mniej dialektyczni, mówimy: „Lenin – nie, Stalin – nie”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/366871-dziedzictwo-komunizmu-na-zachodzie-lenin-tak-stalin-nie-na-wschodzie-lenin-nie-stalin-tak