W kwietniu niemiecka policja aresztowała porucznika Bundeswehry podejrzanego o przygotowywanie zamachu terrorystycznego. Oficer prowadził „podwójne życie” podając się za syryjskiego uchodźcę. Twierdził, że jest sprzedawcą owoców z Damaszku. W 2015 roku złożył podanie o azyl. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że nie zna arabskiego. Mężczyzna otrzymywał zasiłek i dostał mieszkanie, opłacane z kieszeni podatników. To, że nie wygląda na Syryjczyka, także nie zwróciło uwagi pracowników Federalnego Urzędu ds. Migracji (BAMF).
Jak się okazuje kuriozalny przypadek oficera Bundeswehry, który uwidocznił niebezpieczne luki w systemie rejestracji uchodźców oraz brak efektywnej kontroli tożsamości przybywających do Niemiec imigrantów, nie był odosobniony. Za syryjskich uchodźców podawała się bowiem cała rodzina Ukraińców, która przybyła we wrześniu 2014 r. do Niemiec, a następnie złożyła podanie o azyl. Jako Syryjczycy. BAMF rzeczywiście przyznał rodzinie w 2015 r. azyl oraz status uchodźców. Pisemnie. Urzędnicy z rodziną – jak pisze niemiecki dziennik „Die Welt” – nigdy się nie spotkali osobiście. Prawo pobytu zostało udzielone ot tak, na fali tzw. polityki otwartych drzwi i narzuconej odgórnie kultury powitania. Kontroli tożsamości nie było.
Rodzina otrzymała lokum w obozie dla uchodźców w okręgu Borken w rejencji Münster oraz zasiłek. I zapewne doczekałaby się w końcu własnego mieszkania, gdyby nie chwaliła się swoim oszustwem. Ukraińcy mówili innym mieszkańcom obozu, by także podawali się za Syryjczyków, bo „niemieckich urzędników łatwo oszukać”. Śmiali się, że „głupi Niemcy” nawet nie zauważyli, że żaden z nich nie mówi po arabsku. Ta informacja trafiła w końcu do BAMF, który cofnął swoją decyzję o przyznaniu rodzinie azylu. Na tym sprawa pewnie by się skończyła, ale Ukraińcy zaskarżyli decyzję BAMF do sądu. Według nich nie można ot tak cofać decyzji administracyjnych, bo to godzi w zasadę „bezpieczeństwa prawa”, która chroni obywateli przed samowolą urzędników.
Ukraińcy przed sądem zapewne przegrają, bo otrzymali azyl na podstawie fałszywych przesłanek, ale to Niemcy są tu prawdziwymi przegranymi. Oficer Bundeswehry i rodzina z Ukrainy to bowiem zapewne tylko wierzchołek góry lodowej. Według agencji Frontex 14,2 proc. imigrantów, którzy dotarli w 2015 r. do Europy jako Syryjczycy, tak naprawdę pochodziło z innych krajów – z Iraku, Palestyny, Maroka. Podobnie wyglądała według Frontexu sytuacja w 2016 r. Na dodatek – jak twierdzi agencja – większość domniemanych uchodźców z Syrii została sprawdzona wyłącznie w tzw. systemie ekspresowym, czyli pytano ich o nazwę najwyższego szczytu w Syrii, o nazwę waluty i imię i nazwisko przedostatniego syryjskiego prezydenta. Jeśli znali odpowiedź na te pytania, uznawano ich z automatu za Syryjczyków. Nawet sfałszowany paszport nie stanowił przeszkody w otrzymaniu azylu, bowiem w wielu przypadkach, jak przyznała Federalna Policja Kryminalna (BKA) „nie dało się jednoznacznie stwierdzić, czy dokument jest fałszywy czy nie”. Choćby gdy nosił wyraźne ślady użytkowania.
W produkcji tego typu dokumentów wyspecjalizowały się przestępcze bandy w Turcji. W 2016 r. ponad 40 proc. Marokańczyków, którzy nielegalnie przybyli do Europy, podawało się za Syryjczyków. To są oficjalne dane, powszechnie znane. A na pewno są znane niemieckiemu urzędowi ds. migracji. Szef MSW Niemiec Thomas de Maiziere mówił wielokrotnie publicznie, że aż 30 proc. Syryjczyków jest jego zdaniem fałszywych i pochodzi z innych krajów Afryki oraz Bliskiego Wschodu.
Ideologiczne zaślepienie, polityczna poprawność oraz praktyczna niemożność sprawdzenia wszystkich przybywających do Niemiec imigrantów spowodowały jednak, że zaniechano efektywnej kontroli przybyszy. Syryjczykiem był ostatecznie ten, kto się za niego podawał. Bo jak tu weryfikować, czy to Syryjczyk? Przecież on twierdzi, że jest Syryjczykiem, i to powinno zamknąć sprawę, kwestionowanie tego to niemal nazizm. Biedny człowiek ucieka przed wojną, a tu okrutny urzędnik zadaje mu podejrzliwe pytania. To wszak skandaliczne! Pytań więc nie zadawano. Takich przypadków jak ukraińska rodzina, gdzie azyl został przyznany na podstawie pisemnego podania, bez osobistego spotkania z wnioskodawcą, były tysiące.
Po skandalu z oficerem Bundeswehry, który udając uchodźcę z Syrii uzyskał azyl w Niemczech, BAMF postanowił sprawdzić, czy przy wcześniejszych decyzjach nie popełniono podobnych błędów. Przykład ukraińskiej rodziny pokazuje, że popełniono, pytanie tylko w ilu przypadkach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/345826-najpierw-oficer-bundeswehry-teraz-ukrainska-rodzina-czyli-o-tym-jak-latwo-udawac-syryjskich-uchodzcow-w-niemczech