W panteonie lewicowych autorytetów znaleźć można szereg podejrzanych figur, co do których nie ma pewności: bohater to czy terrorysta? Autorytet moralny czy bandyta, którego ciemne sprawki liberałowie trzymają skrzętnie upchnięte pod dywanem. Jednym z nich jest Nelson Mandela.
Niewątpliwie podróże kształcą. Kolejny dowód słuszności tego porzekadła dostałam podczas wycieczki do RPA. Wybrałam się szlakiem parków narodowych i tam, obok Wielkiej Piątki / słonie, lwy, nosorożce, bawoły i leopardy/, jako bonus, dostałam garść detali z życia ikony światowej lewicy, pogromcy apartheidu i Wielkiego Ojca Afryki. Dysonans poznawczy był pełny! W RPA na każdym kroku dostrzega się pamiątki po Mandeli: gmachy publiczne, uniwersytet w Port Elizabeth, ulice i place, 12-metrowy pomnik przed budynkami rządowymi w Pretorii, niezliczone sylwetki i popiersia w całym kraju, łącznie z gadżetami na straganach z pamiątkami dla turystów. Jest obecny w pieśniach i grach planszowych, w slumsach Soweto i eleganckich dzielnicach Kapsztadu, słowem – gdzie spojrzysz, tam Mandela, bohater narodowy i najlepszy towar eksportowy.
Oglądanie tego wszystkiego było ceną jaką gotowa byłam zapłacić za spotkania z Wielką Piątką. Aż kiedyś, w autokarze w drodze do parku Krugera, przewodniczka zaproponowała film o Mandeli. Włożyłam zatyczki do uszu i przymierzałam się do drzemki, kiedy usłyszałam: ”Niewiele osób wie, że Nelson Mandela, także w więzieniu, planował napady na sklepy i banki, szkoły i konwoje wiozące utargi, był uwikłany w jakieś ciemne interesy i wyszedł z więzienia jako milioner”. Momentalnie otrzeźwiałam. Dokument okazał się wstrząsający. Pokazywał zaszłości historyczne, skomplikowane uwikłania między Europejczykami i czarnymi mieszkańcami, Afrykańskim Kongresem Narodowym / ANC/ i Komunistyczną Partią Południowej Afryki / SACP/, i ujawniał niebywałe okrucieństwo obu stron konfliktu, które znamy z Ugandy gen. Amina, rzezi Tutsi i Hutu w Ruandzie czy białych farmerów w Zimbabwe, „farmer crimes”. ANC Nelsona Mandeli wcale nie był tu ani bardziej „europejski”, ani „cywilizowany” niż SACP Chrisa Hani, w dodatku to, co robił, nie miało nic wspólnego z hasłami „biernego oporu”, którymi tak nasładzają się zachodnie media. Oto kolejny – po Rewolucji Francuskiej , hiszpańskiej wojnie domowej i latynoskiej gerylasówce – „szkielet w szafie” światowej lewicy, biała plama, krzycząca o zainteresowanie historyków i dziennikarzy! Następny po Che Guevarze, Fidelu Castro, Martinie Lutherze Kingu, Arafacie – listę można by ciągnąć – dwuznaczny autorytet, lansowany przez lewicowe elity i ich media. Na pytanie - bohater czy terrorysta? kandydat na lewicowe ołtarze czy bandyta? niekwestionowany laureat Pokojowej Nagrody Nobla czy beneficjent kolejnej hucpy lewaków? – wciąż nie ma dobrej odpowiedzi. Wielbiony przez cały czerwony świat, „bojownik o równość rasową i społeczny egalitaryzm” i „ obrońca praw człowieka i męczennik za sprawę”. Ukochany pet leader – od Baracka Obamy, poprzez reżysera Olivera Stone’a do Norweskiego Komitetu Noblowskiego i Spice Girls. Taki obraz kreują liberalne elity, a jak było naprawdę? Już w 1949 roku Mandela został wybrany do władz najwyższych ANC, w trzy lata póżniej został szefem „Kampanii Oporu”, która zmierzała do aktywizacji przeciwników apartheidu poprzez prowokowanie społecznych ruchawek i niepokojów. Jednak już kilka lat póżniej zerwał z ANC, która głosiła hasła non – violence i założył zbrojne skrzydło terrorystyczne „Włócznia Narodu”. Powołana przez niego organizacja miała stać się głównym instrumentem komunistycznej rewolucji w Południowej, a potem w całej Afryce. Młodych kandydatów na rewolucjonistów wysyłano na obozy treningowe na Kubie, w Rosji, w Chinach, w Algerii - Mandela przez całe swoje polityczne życie pozostawał w bliskich stosunkach z kubańskim dyktatorem Fidelem Castro, popierał palestyńskiego terrorystę Jasera Arafata, a libijskiego watażkę Muamara Kadafiego odznaczył nawet najwyższym orderem państwowym RPA.
Tu warto dodać, że Afrykański Kongres Narodowy, a także jego zbrojne ramię Włócznia Narodu, były silnie związane z Komunistyczną Partią Południowej Afryki / SACP/. Mówi się nawet, że większość członków partii ANC była zarazem członkami SACP. Ta druga była finansowana - surprise, surprise! – przez Kreml, ta pierwsza przez państwa zachodnie, głównie Wielką Brytanię, a główna siedziba ANC mieściła się w Londynie. I tak Zachód ręka w rękę z Moskwą, finansował południowo-afrykański terroryzm. A Mandela zawsze, i będąc członkiem najwyższych władz Afrykańskiego Kongresu Narodowego czy Włóczni Narodu, przed więzieniem i w wiezieniu, głosił – i to akurat nie jest kolportowane przez światowe media – że „ideały ANC i SACP można osiągnąć wyłącznie przy użyciu przemoc”. Małżonkowie, Mandela i jego waleczna żona Winnie różnili się tylko pomysłami jak to ma wyglądać. Mandela sugerował odcinanie białym i czarnym przeciwnikom apartheidu nosów, a Winnie – proponowała „necklacing”, egzekucję przy pomocy zarzucania płonącego koła samochodowego na szyję skazańca. Taką scenkę widziałam w pokazywanym nam dokumencie.
A oto statystyka jedynie pięciu lat działalności Mandeli i jego partii, od 1984 do 1989 roku: zniszczono 1770 szkół, 7187 domów ludzi podejrzanych o nie sprzyjanie ANC, 10 318 autobusów, 152 pociągów, 1256 fabryk i sklepów, 60 urzędów pocztowych, 47 kościołów, 30 szpitali, nie wspominając o tysiącach ofiar mordów, gwałtów i grabieży – najczęściej czarnych. „Ojciec narodu” nie był dla swych ziomków zbyt łagodny czy łaskawy. I nie ma wątpliwości, że według dzisiejszych standardów, i on i cały Afrykański Kongres, zostaliby oskarżeni o terroryzm, a może nawet ludobójstwo? Jak serbscy liderzy w Hadze? A co zdarzyło się potem, po 1994 roku, kiedy władzę przejął Afrykański Kongres Narodowy z Mandelą na czele? Czy Mandela, jak twierdzą zachodnie media liberalne, zapobiegł podczas okresu przejściowego krwawej łażni? Nie. Pierwsze wolne wybory poprzedził rozlew krwi, a starcia pochłonęły wtedy ok. 20 000 ofiar. A czy potem w RPA zagościł spokój i doktryna non – violence? Akurat! Zamordowano ponad 3 tys. białych farmerów, 800 000 afrykanerów opuściło RPA, szybko maleje liczba ludzi kompetentnych, którzy są w stanie wspierać rozwój kraju i wiedzą jak to się robi. W Pretorii czy Kapsztadzie szeroko mówi się, że RPA czeka los sąsiedniego Zimbabwe – krwawe rozruchy, upadek gospodarki i głód. A Mandela, ta ikona pacyfizmu, przez cały okres trwania jego rządów, nie tylko nie protestował przeciw rozlewowi krwi, lecz nadal konsultował decyzje z SACP, promował komunistów i anty-apartheidowych fanatyków i mianował na wysokie stanowiska państwowe ludzi jak Peter Mokabe, autor hasła „kill the farmer, kill the Boer!” A nowy stadion w Johannesburgu, na którym rozgrywały się niedawno Mistrzostwa Swiata, został nazwany imieniem człowieka, który wprost wzywał do mordowania białych.
Czy któryś z tych faktów został przez Mandelę czy jego fanów zakwestionowany? Nie, po prostu na świecie się o tym wygodnie nie wspomina. Mandela został skazany w oficjalnym procesie, którego bezstronność nigdy nie była podważana. A zarzuty obejmowały działalność, która miała na celu obalenie rządu przy użyciu siły, oraz terroryzm. Nawet słynna Komisja Prawdy i Pojednania przyznała potem, że „aktywność ANC w sposób rażący gwałciła prawa człowieka”. W swojej słynnej autobiografii „Droga do wolności” Mandela sam wspomina jak to w latach 80. wydał rozkaz podłożenia bomby na ruchliwej Church Street w Pretorii. Eksplozja zabiła 19 osób, a raniła ponad 200, głównie jego czarnych ziomków, kompletnie przypadkowych ludzi. Znany jest także fakt, że już w więzieniu zaproponowano mu zwolnienie za wyrzeczenie się metod terrorystycznych – przyszły laureat Pokojowej Nagrody Nobla odmówił. A spadek polityczny jaki pozostawił, także nie wróży nic dobrego. Kraj o jednej z najwyższych wskażników przestępczości, ciągłe napięcia rasowe, masowy odpływ białych farmerów, lekarzy, inżynierów, nauczycieli – ale jak długo można mieszkać w domach – oblężonych twierdzach, otoczonych 3-metrowym murem, zakończonym drutem kolczastym pod napięciem elektrycznym? Prezydent Jacob Zuma, typowy skorumpowany afrykański kacyk niedawno wystąpił publicznie z anty-apartheidową pieśnią „Zabić Bura!”, podgrzewając jeszcze sytuację. Krwawa łażnia wisi w powietrzu. Nie dokonano uczciwych bilansów kolonializmu i post – kolonializmu, dochody i poziom życia czarnej większości znacznie się obniżyły, jak również przepaść między nimi a niewielką bogatą czarną elitą, szaleje AIDS i gruźlica.
Dziedzictwo Nelsona Mandeli i Kongresu Narodowego, to nędza i niepewność jutra. A lewicowe media trzymają wszystkie te informacje, upchnięte głęboko pod dywan. Toteż światowa opinia publiczna nie ma o tym wszystkim bladego pojęcia. O skutkach politycznych przemian, jakie przyniósł Mandela i które wspierał Zachód. A wielka skala morderstw białych farmerów i czarnych biedaków nie spędza snu z oczu ani liberalnym dziennikarzom, ani organizacjom pozarządowym, zajmującymi się prawami człowieka, ani nawet Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. Bo ujawnienie tych informacji oznaczałoby przyznanie się lewactwa do winy, do klęski, a do tego przecież nie można dopuścić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/277905-sekretne-zycie-nelsona-mandeli