Czy Belgia jest państwem upadłym? Brukselskie gniazdo islamskiego radykalizmu obrazuje klęskę eksperymentu multikulti w Europie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA/SOTIRIS BARBAROUSIS (zdjęcie ilustracyjne)
Fot. PAP/EPA/SOTIRIS BARBAROUSIS (zdjęcie ilustracyjne)

„Nie na poziomie? Nasze służby specjalne? Gdy w ubiegłym roku Francuz pochodzenia algierskiego przyjechał do Brukseli, by zabić cztery osoby w Muzeum Żydowskim, nie zgłaszaliśmy do was pretensji. Nie krytykuję francuskiego rządu za to, że nie radzi sobie z obozem w Calais, ani za to, że w Marsylii codziennie dochodzi do morderstw na ulicy, i to w biały dzień, czy za to, że do niektórych francuskich gett boi się nawet przyjechać policja”– tak premier Belgii Charles Michel odpowiedział dziś na oskarżenia Paryża, że jego rząd zaniedbał walkę z islamskim terroryzmem.

Po zamachach w Paryżu Belgia znalazła się w ogniu krytyki światowych mediów i swoich europejskich partnerów, ze szczególnym uwzględnieniem Francji. Paryż zarzuca Belgom, że pozwolili na to, by ich kraj stał się wylęgarnią dżihadystów, którzy następnie przyjeżdżają do Francji dokonywać ataków terrorystycznych.

Część sprawców paryskich zamachów z 13 listopada rzeczywiście wychowała się w Belgii, podobnie jak Marokańczyk Ayoub el-Khazzani, który w sierpniu wsiadł do pociągu TGV relacji Amsterdam-Paryż, uzbrojony w kałasznikowa, pistolet oraz nóż, i niedoszli zamachowcy z Verviers, którzy w styczniu br., tuż po ataku na Charlie Hebdo, planowali zamach na komisariat policji. W 2005 roku Belgijka urodzona w Charleroi, Muriel Degauque, dokonała zamachu samobójczego w Iraku.

Belgia bije także rekordy pod względem liczby obywateli, którzy wyjechali do Syrii i Iraku walczyć w szeregach Państwa Islamskiego (PI). Mowa jest nawet o 945 osobach. Dla porównania: W Niemczech, które są ośmiokrotnie większe od Belgii, na „świętą wojnę” wyruszyło ok. 240 bojowników. Z spośród 130, którzy już zdążyli wrócić z Syrii do Belgii, co najmniej 85 zamieszkuje Molenbeek – zubożałą dzielnicę imigrancką i drugą pod względem gęstości zaludnienia gminę regionu stołecznego Brukseli.

Położona zaledwie 6 kilometrów od ronda Schumanna i siedziby Komisji Europejskiej, dzielnica ta jest aż nader wymownym symbolem nieudanego eksperymentu multikuti w Europie. Molenbeek liczy dziś aż 22 meczety i zaledwie 5 kościołów, które świeca pustkami. Przez prawie 20 lat rządzili tu Socjaliści, znajdując w muzułmanach wdzięczny elektorat. O integracji tu nikt nie mówił, muzułmanie, pochodzący z Maroka, Algierii i Turcji, pozostawali między sobą. W różnej maści stowarzyszeniach, jak „Sharia4Belgium”, zdelegalizowanego w 2012 r., i centrach islamskich, opłacani przez Arabię Saudyjską salaficcy kaznodzieje i belgijscy konwertyci szerzyli nienawiść do Zachodu.

O tym, jak wygląda życie w Molenbeek świadczy choćby fakt, że miejscowe zakłady transportu miejskiego zwolniły po zamachach w Paryżu pięciu kierowców autobusów z pracy za uprawianie, z Koranem w ręku, prozelityzmu wśród pasażerów. Miejscowa młodzież świętowała zarówno zamachy na World Trade Centre w Nowym Jorku jak i masakrę w Bataclanie. Minutę ciszy w szkołach za ofiary przerywały gwizdy i oklaski.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych