Doszły do tego jeszcze masowe wyjazdy zwolenników PiS-u do Budapesztu, by tam zademonstrować poparcie dla polityki Orbana…
Te gesty wywołały ogromne fale sympatii na Węgrzech. W głębi duszy ekipa Orbana także przyjmowała je ciepło, ale publicznie głupio byłoby przygarnąć te pielgrzymki do serca, gdyż wiadomo było, że reprezentują one polskie siły opozycyjne. Tymczasem rząd ma współpracować z rządem, więc wyrażenie zbyt otwartej radości byłoby równoznaczne z „wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy zaprzyjaźnionego kraju”, jak to zazwyczaj formułuje język dyplomatów. Ekipa Orbana starała się więc utrzymywać równowagę na ostrzu noża. Sytuację komplikowały też oświadczenia polityków PiS-u w rodzaju „Budapeszt w Warszawie”. Orban starał się więc zachowywać tak, jakby miał do czynienia z czymś takim, jak „PO-PiS”, tymczasem każda ze stron polskiego sporu oczekiwała utożsamienia się z jedną albo z drugą.
A jak przyjęły zwycięstwo Andrzeja Dudy władze w Budapeszcie?
Na razie zachowują ostrożność, czekając na dalszy rozwój sytuacji, czyli na wynik jesiennych wyborów parlamentarnych w Polsce. Większość komentatorów nad Dunajem zastanawia się, jak duże rezerwy posiada jeszcze opozycja w Polsce i czy okażą się one wystarczające, by wygrać wybory. Wszyscy bez wyjątku są jednak przekonani, że teraz PO ze wzmożoną siłą rozpocznie kampanię negatywną, czyli sięgnie do swych tradycyjnych arsenałów, starając się przekonać wyborców, że wraz z powrotem rządów PiS-u pozycja Polski na świecie ulegnie poważnemu zachwianiu.
Co piszą węgierskie media?
Lewicowo-liberalne media na Węgrzech już trąbią unisono podobną melodię co polskie media popierające PO, np. publicysta „Népszabadság” Gábor Miklós – nota bene w czasach stanu wojennego jeden z najbardziej zawziętych krytyków Solidarności i fanów Jaruzelskiego – zastanawiał się, czy Platforma może powstrzymać ofensywę „prawicowo-nacjonalistycznego PiS-u”. Zarazem krytykuje on jednak skandale korupcyjne polityków Platformy oraz zbytnią zarozumiałość jej przywódców i stronników.
Liberalne portale – wśród nich Index.hu – wskazują, że Duda nieraz odwołuje się do polityki Orbana, np. w sprawie specjalnych podatków, m.in. bankowego oraz od obrotów sieci handlowych. Index pisze też, że Polska boryka poważnymi problemami, jak np. niskie płace czy bezrobocie, co powoduje, że wyborcy głosowali nie na ciągłość, lecz na nowe impulsy. Portal nie widzi jednak poważnej groźby radykalizacji w Polsce, gdyż – jak podkreśla uspokajająco – siły umiarkowane i radykalne są tam zbyt wyważone.
Prezydent Duda zadeklarował, że chce stworzyć sojusz państw Europy Środkowej. Czy jest szansa na realizację takiego projektu? Jak węgierskie elity odnoszą się do tego pomysłu?
Oficjalne czynniki na Węgrzech jeszcze nie zareagowały na inicjatywę Dudy. Uważam to za zastanawiające, gdyż – jak już wspomniałem – sam Orban występował z podobnym pomysłem wobec Tuska w 2010 r., co pozostało wówczas bez echa. Od tamtego czasu minęło pięć lat i wiele zmieniło się wokół nas i na świecie, m.in. zaostrzył się konflikt ukraiński i pojawił się bardzo poważny problem migracji.
Warto zwrócić uwagę także na to, że Andrzej Duda nie mówił o ściślejszej współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, lecz w szerszym kontekście – regionu od Bałtyku do Bałkanów i Adriatyku. A wiadomo, że w takim szerszym gronie Węgry straciłyby na znaczeniu, ale za to zyskałyby członkostwo w poważniejszej grupie lobbingu, co mogłoby być wartościowe, o ile współpraca grupy byłaby autentyczna i chroniła interesy regionu. Na razie węgierskie elity polityczne nie wypowiadały się w tej kwestii, czyli sprawa pozostaje otwarta.
Ostatnio jednak nie ma dobrej „chemii” między Warszawą a Budapesztem.
To kwestia inaczej akcentowanej, a nieraz wyraźnie odbiegającej od siebie polityki zagranicznej Węgier i Polski. Ta odmienność wobec nas jest wyrażana zarówno przez PO, jak i przez PiS. Wystarczy przypomnieć ostatnią wizytę Orbana w Warszawie, kiedy nawet Kaczyński go obrugał. Nie służył też poprawie wzajemnych stosunków pomysł założenia innej „grupy wyszehradzkiej” z pominięciem Węgier a dodaniem Słowenii i Austrii. Wydaje się więc, że Warszawa coraz mniej rozumie, albo stara się nie rozumieć polityki Węgier. Tymczasem – należy to podkreślić – Budapeszt nigdy jawnie nie krytykuje Warszawy.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Doszły do tego jeszcze masowe wyjazdy zwolenników PiS-u do Budapesztu, by tam zademonstrować poparcie dla polityki Orbana…
Te gesty wywołały ogromne fale sympatii na Węgrzech. W głębi duszy ekipa Orbana także przyjmowała je ciepło, ale publicznie głupio byłoby przygarnąć te pielgrzymki do serca, gdyż wiadomo było, że reprezentują one polskie siły opozycyjne. Tymczasem rząd ma współpracować z rządem, więc wyrażenie zbyt otwartej radości byłoby równoznaczne z „wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy zaprzyjaźnionego kraju”, jak to zazwyczaj formułuje język dyplomatów. Ekipa Orbana starała się więc utrzymywać równowagę na ostrzu noża. Sytuację komplikowały też oświadczenia polityków PiS-u w rodzaju „Budapeszt w Warszawie”. Orban starał się więc zachowywać tak, jakby miał do czynienia z czymś takim, jak „PO-PiS”, tymczasem każda ze stron polskiego sporu oczekiwała utożsamienia się z jedną albo z drugą.
A jak przyjęły zwycięstwo Andrzeja Dudy władze w Budapeszcie?
Na razie zachowują ostrożność, czekając na dalszy rozwój sytuacji, czyli na wynik jesiennych wyborów parlamentarnych w Polsce. Większość komentatorów nad Dunajem zastanawia się, jak duże rezerwy posiada jeszcze opozycja w Polsce i czy okażą się one wystarczające, by wygrać wybory. Wszyscy bez wyjątku są jednak przekonani, że teraz PO ze wzmożoną siłą rozpocznie kampanię negatywną, czyli sięgnie do swych tradycyjnych arsenałów, starając się przekonać wyborców, że wraz z powrotem rządów PiS-u pozycja Polski na świecie ulegnie poważnemu zachwianiu.
Co piszą węgierskie media?
Lewicowo-liberalne media na Węgrzech już trąbią unisono podobną melodię co polskie media popierające PO, np. publicysta „Népszabadság” Gábor Miklós – nota bene w czasach stanu wojennego jeden z najbardziej zawziętych krytyków Solidarności i fanów Jaruzelskiego – zastanawiał się, czy Platforma może powstrzymać ofensywę „prawicowo-nacjonalistycznego PiS-u”. Zarazem krytykuje on jednak skandale korupcyjne polityków Platformy oraz zbytnią zarozumiałość jej przywódców i stronników.
Liberalne portale – wśród nich Index.hu – wskazują, że Duda nieraz odwołuje się do polityki Orbana, np. w sprawie specjalnych podatków, m.in. bankowego oraz od obrotów sieci handlowych. Index pisze też, że Polska boryka poważnymi problemami, jak np. niskie płace czy bezrobocie, co powoduje, że wyborcy głosowali nie na ciągłość, lecz na nowe impulsy. Portal nie widzi jednak poważnej groźby radykalizacji w Polsce, gdyż – jak podkreśla uspokajająco – siły umiarkowane i radykalne są tam zbyt wyważone.
Prezydent Duda zadeklarował, że chce stworzyć sojusz państw Europy Środkowej. Czy jest szansa na realizację takiego projektu? Jak węgierskie elity odnoszą się do tego pomysłu?
Oficjalne czynniki na Węgrzech jeszcze nie zareagowały na inicjatywę Dudy. Uważam to za zastanawiające, gdyż – jak już wspomniałem – sam Orban występował z podobnym pomysłem wobec Tuska w 2010 r., co pozostało wówczas bez echa. Od tamtego czasu minęło pięć lat i wiele zmieniło się wokół nas i na świecie, m.in. zaostrzył się konflikt ukraiński i pojawił się bardzo poważny problem migracji.
Warto zwrócić uwagę także na to, że Andrzej Duda nie mówił o ściślejszej współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, lecz w szerszym kontekście – regionu od Bałtyku do Bałkanów i Adriatyku. A wiadomo, że w takim szerszym gronie Węgry straciłyby na znaczeniu, ale za to zyskałyby członkostwo w poważniejszej grupie lobbingu, co mogłoby być wartościowe, o ile współpraca grupy byłaby autentyczna i chroniła interesy regionu. Na razie węgierskie elity polityczne nie wypowiadały się w tej kwestii, czyli sprawa pozostaje otwarta.
Ostatnio jednak nie ma dobrej „chemii” między Warszawą a Budapesztem.
To kwestia inaczej akcentowanej, a nieraz wyraźnie odbiegającej od siebie polityki zagranicznej Węgier i Polski. Ta odmienność wobec nas jest wyrażana zarówno przez PO, jak i przez PiS. Wystarczy przypomnieć ostatnią wizytę Orbana w Warszawie, kiedy nawet Kaczyński go obrugał. Nie służył też poprawie wzajemnych stosunków pomysł założenia innej „grupy wyszehradzkiej” z pominięciem Węgier a dodaniem Słowenii i Austrii. Wydaje się więc, że Warszawa coraz mniej rozumie, albo stara się nie rozumieć polityki Węgier. Tymczasem – należy to podkreślić – Budapeszt nigdy jawnie nie krytykuje Warszawy.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/267648-wegierski-ekspert-sojusz-srodkowoeuropejski-to-ratunek-dla-naszych-krajow-nasz-wywiad?strona=2