Neokolonializm przed sądem. O tym, jak niemieckie koncerny podporządkowały sobie Grecję. Z pełnym wsparciem władz w Berlinie. Lekcja dla III RP?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

W 2010 r. grecki MON zakupił 223 niemieckie samobieżne haubicoarmaty, za niewielką sumę 10 mln euro, ale następnie zawarł kontrakt na ich modernizację, opiewający na kilkaset milionów euro. W sumie Grecy wydali w 2010 r., na szczycie kryzysu finansowego, ponad 5 mld euro na niemieckie uzbrojenie. Rok wcześniej jeszcze więcej: 7, 6 mld euro. Greckie wydatki na obronność wynosiły w latach 2005-2014 średnio 2,2 proc. PKB, o wiele więcej niż w innych krajach UE. Dziś Grecja ma piątą co do wielkości armię w Europie. Od 1992 r. zakupiła od Niemców 711 czołgów i 1062 wozów opancerzonych, i posiada ich dziś więcej niż Wielka Brytania, Niemcy i Francja razem wzięte.

Także Paryż zresztą korumpował Ateny. Francuzi sprzedali Grekom m.in. sześć fregat, co pomogło uratować francuskie stocznie przed bankructwem. Specjalna komisja śledcza greckiego parlamentu oszacowała, że grecki budżet stracił na podpartych korupcją umowach z zagranicznymi firmami tylko w 2011 r., na szczycie kryzysu finansowego, ponad 2 mld euro.

Do dziś uporczywie utrzymuje się plotka, że na szczycie unijnym w październiku 2010 r., w chwili gdy grecki kryzys osiągnął apogeum, kanclerz Niemiec Angela Merkel i ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy przypomnieli ówczesnemu premierowi Grecji George’owi Papandreou, że „ma wywiązać się z już zawartych umów zbrojeniowych”, a nawet zawrzeć kolejne, jeśli kraj chce otrzymać pomoc finansową od UE, EBC i MFW.

Berlin temu stanowczo zaprzecza, ale faktem jest, że Grecy bezzwłocznie przystąpili do zakupu niemieckich czołgów Leopard oraz dział samobieżnych. Za 2 mld euro. Niemiecki eurodeputowany Zielonych Daniel-Cohn Bendit wówczas otwarcie oskarżał Berlin o to, że wymusił na Atenach zakup niemieckiego uzbrojenia w zamian za gwarancję dalszych kredytów.

W tym samym czasie Niemcy z typową dla siebie arogancją pouczali Greków, radząc im, by zarządzali państwem jak „szwabska gospodyni” (ta uwaga Angeli Merkel szczególnie rozzłościła Greków). W niemieckich mediach była mowa o „leniwych greckich oszustach” i o skorumpowanych greckich politykach. Tymczasem to Niemcy ich korumpowali.

Teraz, gdy Grecy w końcu wzięli się za porządki, niemiecka hipokryzja staje się tym bardziej widoczna. Berlin robi co może, by utrudnić pracę greckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jednym z oskarżonych o korupcję jest 62-letni Michalis Christoforakos, który pomagał Siemensowi w przejęciu greckiej telekomunikacji. Christoforakos uciekł w 2009 r. do Niemiec. A te, mimo wielokrotnych próśb Aten, stanowczo odmawiają jego ekstradycji. Zamiast tego przyznały mu niemieckie obywatelstwo, w nagrodzie za jego zasługi dla niemieckiego przemysłu.

Wywołało to duże oburzenie w Atenach. Grecy wreszcie zrozumieli, że padli ofiarą agresywnej polityki ekspansji gospodarczej krajów Północy, z Niemcami na czele, która była sankcjonowana przez kompradorskie rządy w Atenach. Niemieckie banki kredytowały niemiecki eksport do Grecji, finansując w ten sposób niemieckie miejsca pracy.

A im więcej Grecy kupowali, tym mniej sami produkowali. Najpóźniej od chwili wejścia do UE Grecja przeżywała intensywny proces dezindustrializacji. Sytuację jeszcze pogorszyło przyjęcie euro przez Ateny. Poziom produkcji przemysłowej wyraźnie zmalał. Wzrosło bezrobocie. Wielu młodych Greków wybrało emigrację. I to jeszcze zanim nastąpił kryzys finansowy.

To, że Grecy chcą osądzić zagraniczne koncerny, jest krokiem w dobrym kierunku. Pozostaje mieć nadzieję, że pójdzie za tym prawdziwa polityczna i gospodarcza emancypacja. Inaczej Grecja nigdy nie dźwignie się z pozycji niemieckiej neokolonii.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych