Faraon w mundurze. Czy egipski prezydent to „Luter islamu”, zasługujący na Pokojową Nagrodę Nobla, czy zwykły dyktator

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Prezydent Egiptu Abd el-Fatah es-Sisi rządzi twardymi, autokratycznymi metodami, a jego wojskowy reżim wydaje się powrotem do dyktatury, jaka panowała za rządów Hosniego Mubaraka, prezydenta obalonego przez rewolucję w 2011 r. Jednak na tle sytuacji w innych krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, gdzie doszło do powstań na fali arabskiej wiosny i panuje chaos, Egipt cieszy się względną stabilizacją.

Sisi, emerytowany generał, stosuje brutalne represje wobec Bractwa Muzułmańskiego, fundamentalistycznego ugrupowania, które przejęło władzę po upadku Mubaraka i którego polityk Mohammed Mursi w 2012 r. został wybrany na prezydenta. Mursi sam łamał zasady demokracji i po obaleniu go w rok później w drodze puczu wojskowego Sisi uwięził tysiące działaczy Bractwa, a posłuszne mu sądy skazały setki z nich na karę śmierci.

23 lutego prezydent podpisał „ustawę antyterrorystyczną”, która daje rządowi nieograniczone możliwości aresztowań i rozwiązywania grup opozycyjnych pod pretekstem przeciwdziałania zagrożeniu dla bezpieczeństwa narodowego. Kilka dni wcześniej sąd w Kairze skazał na pięć lat więzienia jednego z czołowych liberalnych działaczy, Alaę Abd Fattaha.

Prezydentura Sisiego to otwarta recydywa autokracji, rzekomo z szerokim społecznym mandatem, co jest wątpliwe, zważywszy na zawieszenie praw politycznych przed wyborami. W istocie poziom represji za Sisiego jest znacznie wyższy niż za Mubaraka

—powiedział PAP ekspert ds. Bliskiego Wschodu Hassan Mneimneh, szef organizacji Middle East Alternatives. Tymczasem 1 stycznia egipski prezydent wezwał do reformy islamu, aby interpretacje Koranu głoszone przez jego duchownych nie uzasadniały przemocy.

Doszliśmy do punktu, w którym muzułmanie zrazili do siebie cały świat. Czy jest do pomyślenia, by 1,6 miliarda muzułmanów chciało zabijać resztę 7-miliardowej populacji świata?

—pytał retorycznie, wzywając do „religijnej rewolucji”. Sisi wygłosił swój apel na kairskim uniwersytecie Al-Azhar, uchodzącym za teologiczne centrum islamu sunnickiego.

Wystąpienie prezydenta spotkało się z pochwałami w Egipcie i za granicą. W tydzień później w Paryżu terroryści islamscy zastrzelili dziennikarzy satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”. Amerykańscy komentatorzy pisali, że Sisi może stać się „Lutrem islamu”, a egipscy sugerowali, że zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla.

W lutym, po zamordowaniu w Libii przez tzw. Państwo Islamskie (IS) 21 Egipcjan, koptyjskich chrześcijan, Sisi zarządził zbombardowanie pozycji libijskiego IS i wezwał Zachód do interwencji zbrojnej w celu rozprawy z islamistami w tym kraju. Kiedy tylko Włochy odpowiedziały na wezwanie - ale nie podjęły kroków w tym kierunku - prezydent skierował swój apel do państw arabskich.

Działania Sisiego przeciw IS są uzasadnione, chociaż wymagają dalszej koordynacji z innymi krajami. Potrzeba też większej ostrożności, by unikać ofiar cywilnych, które tylko zaostrzają problem w Libii i na Synaju (gdzie armia egipska również walczy z ekstremistami – PAP)

—mówi Mneimneh. Według ekspertów Sisi mógłby stanąć na czele regionalnej koalicji przeciw IS z udziałem Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji i ewentualnie Kataru.

Kraje arabskie muszą się połączyć w walce z tą nową formą faszyzmu. Muzułmanie muszą wydawać fatwy (nakazy religijne – PAP) i demonstrować sprzeciw wobec ekstremizmu. Nie powinni oczekiwać, że Europa i USA będą przewodzić, gdyż ich akcja zbrojna tylko dostarcza islamistom argumentów dla antyzachodniej retoryki

—powiedział PAP Rasool Nafisi z amerykańskiego Strayer University. Rząd Sisiego przeprowadził ograniczone reformy ekonomiczne, usuwając niektóre dotacje na paliwa, co przyczyniło się do zmniejszenia deficytu, oraz liberalizując zasady wymiany waluty, co – jak zauważył tygodnik „The Economist” - powinno pomóc eksportowi i turystyce.

Stabilizacja, osiągnięta kosztem stłumienia opozycji, przyciągnęła inwestorów z Japonii i Wielkiej Brytanii. Chociaż egipska gospodarka jest zrujnowana i utrzymuje się dzięki pomocy bogatych państw naftowych z Zatoki Perskiej, analitycy rynków optymistyczniej patrzą teraz na jej perspektywy. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje 3,8-procentowy wzrost PKB Egiptu w tym roku.

Mimo to polityka Sisiego przez wielu komentatorów nie jest oceniana pozytywnie. Zwracają oni uwagę, że dyktatura będzie hamowała rozwój kraju, bo Egipt nie ma wielu surowców naturalnych, jak Rosja, ani wielu wysoko wykwalifikowanych pracowników, jak autorytarne kraje Azji. Eksperci krytykują nawet apel Sisiego o reformę islamu.

Poprzedni przywódcy Egiptu też wygłaszali takie oświadczenia i nic z tego nie wynikało. Apel Sisiego służy mu w wewnętrznej rozgrywce z Bractwem Muzułmańskim. Jest to zgodne ze zwyczajem instrumentalizacji religii dla celów politycznych

—powiedziała PAP dyplomatka i arabistka z fundacji Carnegie, Michele Dunne. Przypomniała, że za Sisiego w Egipcie ateistów nadal karze się więzieniem, mimo gestów prezydenta prześladowani są chrześcijanie, a w mediach dominuje antysemityzm. Sceptycznie do wezwania Sisiego o „rewolucję religijną” odnosi się także Mneimneh, podkreślając małą wiarygodność prezydenta w tej kwestii.

Brak odrzucenia radykalizmu (w islamie) z postępowych pozycji nie wynika z niedopatrzenia ze strony muzułmańskich myślicieli, tylko z rozziewu między narzędziami intelektualnymi a instytucjonalnymi. Samo wezwanie do reformy nie stworzy tych narzędzi. Apel pochodzący od autokraty może tu nawet zaszkodzić

—powiedział ekspert. Jego zdaniem usprawiedliwianie przez Sisiego brutalności wobec opozycji islamistycznym zagrożeniem tworzy błędne koło, gdyż „represje potęgują radykalizm drugiej strony”.

Egipt jest największym ludnościowo krajem arabskim i od lat pełni rolę kluczowego partnera USA na Bliskim Wschodzie. Po puczu Sisiego Waszyngton zawiesił część tradycyjnej pomocy wojskowej dla Kairu (1,3 mld dol. rocznie). Dyktator zaczął wtedy flirt z Rosją i zdecydował się na zakupy rosyjskiej broni.

Nie zapowiada to jednak wznowienia sojuszu Egiptu z Moskwą, jak za rządów Nasera. Interesy obu państw są rozbieżne: Rosji zależy na utrzymaniu reżimu Baszara el-Asada w Syrii, wspomaganiu Iranu i wysokich cenach ropy naftowej, z kolei Kair chce obalenia Asada, jest wrogo nastawiony do Iranu i popiera arabskie kraje OPEC, które dzięki niskim kosztom wydobycia ropy mogą sobie pozwolić na jej tanią sprzedaż.

Ryb, PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych