Miały być niepełnosprawne – nie chodzić i nie widzieć. Teraz Aleksandra - jedna z bliźniaczek Kałuckich - zdobyła brązowy medal igrzysk olimpijskich!
Aleksandra i Natalia Kałuckie urodziły się w Tarnowie i obie trenują wspinaczkę na czas. 7 sierpnia 2024 roku Aleksandra sięgnęła po brązowy medal igrzysk olimpijskich. W tym samych zawodach po złoto sięgnęła Aleksandra Mirosław.
To logiczne, że ten krążek jest dla mojej siostry! A właściwie należy do wszystkich Kałuckich
– ogłosiła Aleksandra po zdobyciu medalu.
Okazuje się, że obie siostry od dziecka zmagają się z poważnymi problemami. Od dziecka nie widzą na jedno oko. Urodziły się w grudniu 2001 roku jako wcześniaczki.
Dziewczyny urodziły się na początku siódmego miesiąca. Były w bardzo ciężkim stanie. Po dwóch miesiącach podejrzewano, że nie będą widzieć i chodzić, nie będą sprawne fizycznie. Dzięki rehabilitacji wszystko poszło dobrze. Przez pierwsze trzy lata była ostra i bardzo żmudna. To był dni i noce ćwiczeń. Później, kiedy dziewczyny zaczęły same chodzić, było już łatwiej
– mówiła ich mama w wywiadzie dla TVP Sport.
O swojej historii Aleksandra Kałucka sama opowiedziała w 2022 roku w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Podobno było z nami bardzo ciężko. Kiedy mama po porodzie zapytała się pielęgniarki, co z dziećmi, to usłyszała: „Jeszcze żyją”. Miałyśmy być „warzywkami”. Rodzice nie mieli wtedy zbyt wielu pieniędzy, ale stawali na rzęsach, by zrobić wszystko, żebyśmy były zdrowe fizycznie i psychicznie
– mówiła.
Od lekarzy miałyśmy diagnozę, że będziemy dziećmi niepełnosprawnymi, nie będziemy słyszeć, chodzić, widzieć. To była bardzo trudna diagnoza dla moich rodziców
– powiedziała.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Brązowy medal
Kałucka zdobyła brąz po tym, jak w małym finale wykazała się spokojem i była lepsza od 25-letniej Indonezyjki, od kilku lat będącej w światowej czołówce, Rajiah Sallsabillach. Polka miała 6,53 s, a rywalka po odpadnięciu od chwytu na początku drogi uzyskała 8,4. Złoto w tej konkurencji wywalczyła druga z Polek Aleksandra Mirosław.
Jeszcze do mnie nie dotarło, co tutaj zrobiłam. Teraz bardzo wiele rzeczy się szybko dzieje. Jestem medalistką olimpijską. Wiem, że to tak nierealnie brzmi, nie mogę w to uwierzyć, ale zrobiłam to wczoraj. Ten medal jest już mój
— powiedziała PAP.
Brązowa medalistka podkreśliła, że dopiero w 2018 w Buenos Aires na Letnich Igrzysk Olimpijskich Młodzieży poczuła, co znaczy olimpizm, a nie na początku swoich treningów. Na ściankę ją i jej siostrę Natalię woził ojciec. Na szczęście ta była blisko, bo w Tarnowie.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Dziewczyny zakochały się w tym sporcie. Jestem z nich taka dumna. Wspinaczka do świetna szkoła charakteru. To nie tylko fantastyczne zawodniczki, ale także bardzo mądre dziewczyny
— powiedziała PAP wyraźnie wzruszona mama medalistki Sylwia Kałucka. Łamiącym się głosem dodała, że nie mogło jej nie być w Paryżu.
Siostra Natalia - także świetna zawodniczka - dodała w rozmowie z PAP, że nie wszyscy wierzyli jej, gdy parę dni temu mówiła o dwóch medalach.
Wzięliśmy we wspinaczce wszystko co się dało. Bardzo się stresowałam na trybunach, ale dziewczyny we wszystkich biegach były od rywalek lepsze. Wielka duma i radość z wyczynu siostry. To najbliższa mi osoba
— powiedziała.
Ola Kałucka podkreśliła, że ma nadzieję pojechania na kolejne igrzyska z siostrą.
Mam nadzieję, że tam spotkamy się w finale
— powiedziała 22-latka.
Nie wyobrażałam sobie być na zawodach bez mojej siostry. Podczas eliminacji chciało mi się płakać, że jej nie ma gronie zawodniczek. Bardzo jestem jej wdzięczna, że tu jest w Paryżu i mogę do niej zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Ona doskonale wie, co ja przeżywam, bo jest w tym sporcie i wie, jaka jest presja i jakie są stresy
— powiedziała medalistka olimpijska, która nie zapomina o edukacji. Już ma licencjat z matematyki, a zamierza zdobyć tytuł magistra.
Kocham matematykę, lubię sobie coś tam liczyć, rozpisywać. To nie tylko studia, ale i hobby. Jesteśmy z siostrą bardzo podobne, ale na zawodach nas nie mylono, bo na plecach mamy numerki startowe. Podwójnie sprawdzają, czy jesteśmy pod dobrym numerem. W szkole to jednak była norma z myleniem nas
— dodała i się roześmiała.
Jako jedną z recept na sukces zdradziła nastawienie mówiące o tym, aby nie bać się błędu, bo się go zrobi.
Trzeba się skupić na dobrym wykonaniu, a nie na tym, aby to zrobić najszybciej jak potrafimy. W walce o brąz jeden chwyt miałam taki, że serce mi zadrżało, bo złamałam się końcówkami palców. Było ciepło. Przed startami… puszczam sobie filmiki z moimi udanymi zawodami. Teraz będę oglądała na pewno te z Paryża
— podsumowała.
mly/”Przegląd Sportowy”/PAP/
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/701785-poruszajaca-historia-mistrzyni-mialysmy-byc-warzywkami