Wszystkim fanom i sympatykom hiszpańskiej kadry narodowej z przyjemnością przedstawiam 6 ważnych faktów, które powinien poznać każdy szanujący się kibic ekipy „La Roja” zwanej też „Furia española”. Jest mało prawdopodobne, aby komentatorzy sportowi występujący jutro w roli ekspertów znali wydarzenia i plotki, którymi żyła przez ostatnie tygodnie Hiszpania, a one także mają wpływ na grę zawodników poddanych presji oczekiwań ze strony swoich rodaków.
Zacznijmy od tego, że ten mecz jest ważniejszy niż mogłoby nam się wydawać przede wszystkim dla prawicy i konserwatystów hiszpańskich. Każdy kraj ma swoją pamięć wojen, traumy historyczne, które w czasie Euro dochodzą do głosu. Oczywiście, nas to powinno najmniej dziwić, bo trudno o większe emocje niż mecze Polski z Rosją czy Niemcami. Podobnie Hiszpanie, już na parę dni przed finałem tradycyjnie przypomnieli sobie o słynnym cytacie swego bohatera admirała Blasa de Lezo, który ponoć zwykł mawiać: „Każdy dobry Hiszpan powinien zawsze sikać w stronę Anglii”. Dziś bardziej niż pamięć wojen obu imperiów waży jednak sprawa ostatniej „kolonii” na Gibraltarze, która upokarza Hiszpanów, tym bardziej że „synowie Albionu” nie mają prawa do ziemi, którą zajmują. Traktat z Utrechtu z 1713 r. przyznawał im jedynie skałę, Anglicy rozszerzyli swój stan posiadania o wody przybrzeżne, ziemię i lotnisko. Z tego powodu zwłaszcza po prawej stronie Hiszpanii istnieje silna niechęć (by nie rzec - nienawiść) do Wielkiej Brytanii. Lewica z zasady jest bardziej kosmopolityczna, a przede wszystkim ignoruje i nie zna własnej historii, stąd mecz odbiera raczej tylko na poziomie emocji sportowych.
Już na kilka dni przed finałem Niemcy znokautowali Hiszpanom „dwunastego zawodnika”. Stadion w Berlinie może pomieścić 80 000 widzów, ale gospodarze rozdali tylko 10 000 biletów Hiszpanom i aż 50 000 biletów Anglikom. Tylko jedna z dwóch drużyn zdobędzie tytuł mistrza Europy. Jeśli „La Roja”, czyli podopieczni Luisa de la Fuente wygrają turniej, staną się drużyną z największą liczbą tytułów mistrzowskich w Pucharze Europy, wyprzedzając stan posiadania gospodarzy. Jeśli natomiast zwycięstwo przypadnie Anglikom, będzie to ich pierwszy Puchar Europy. Nie da się ukryć, że Niemcy z premedytacją wpływają na to święto piłki nożnej właśnie za sprawą niesprawiedliwej dystrybucji biletów. Dysproporcja pomiędzy obydwoma krajami oburza nie tylko kibiców, ale także Królewską Hiszpańską Federację Piłki Nożnej.
Niemal wszyscy hiszpańscy dziennikarze sportowi jeszcze przed tym jak wybrzmiał pierwszy gwizdek, ostro krytykowali skład powołanej reprezentacji, a zwłaszcza trenera, który nigdy wcześniej nie szkolił drużyny I ligi, był jedynie trenerem młodzików, z którymi zdobył mistrzostwo Europy. Wybór zawodników rozczarował i rozjuszył wielu komentatorów sportowych, którzy nie mieli wiary w zdolności młodych nieznanych im bliżej zawodników. Trener był poddany miażdżącej krytyce aż do momentu pierwszej wygranej. Po wiktorii nad Francją, Luis de la Fuente niejako zemścił się na swoich krytykach na konferencji prasowej, przypominając wszystkim dziennikarzom sportowym, że od początku doskonale znał wszystkich swoich zawodników i ich fenomenalne umiejętności, ponieważ grał z nimi w niższych kategoriach. Specjalnie też wybrał tylko tych, którzy potrafili stworzyć zjednoczoną drużynę, a właściwie - rodzinę. Nie chciał widzieć w swoim składzie piłkarskich gwiazd i indywidualności, które grają „pod siebie” i zależy im wyłącznie na własnych wynikach, a nie duchu drużynowym.
Rola Yamala
Lamine Yamal z racji swych marokańskich korzeni (po mieczu) był kuszony niebotycznym kontraktem przez Królestwo Alawitów, ale wybrał reprezentację Hiszpanii, bo tam się urodził i jak mówi, tylko barwy tego kraju chce reprezentować. Ojciec Yamala został zapamiętany podczas wyborów w Katalonii, gdy zaatakował siedzibę partii Vox w Mataró, za który to akt wandalizmu został ukarany grzywną. Lamine Yamal mieszka z ojcem, ale utrzymuje bliski kontakt z matką pochodzącą z dawnej hiszpańskiej posiadłości Gwinei Równikowej i to dzięki niej Yamal jest chrześcijaninem. Młody hiszpański napastnik, jedna z największych sensacji tegorocznego Euro, mimo że ma dopiero od dziś 17 lat - miał duży udział w zwycięstwie Hiszpanii nad Francją (2:1). Lewica usiłuje wykorzystać jego popularność do tropienia rasizmu w Hiszpanii. Medialna próba udowodnienia ksenofobii Hiszpanów skończyła się jednak groteskową porażką.
Podczas transmisji programu „Espejo Público” dziennikarka Susana Griso przeprowadziła wywiad z właścicielem baru w Mataró (Barcelona), w którym najczęściej przesiadują ojciec i kuzyni Yamala. Jedno z pytań dotyczyło tego, czy piłkarz w dzieciństwie doświadczył rasizmu, na co właściciel odpowiedział bez ogródek: „Tak, tutaj w sąsiedztwie tak, ale ze strony licznych tu osiadłych Marokańczyków, od kiedy Yamal zdecydował się grać z Hiszpanią, a nie z Marokiem. Uważają to za zdradę swojego kraju”. Nie takiego wyznania oczekiwali dziennikarze telewizji tropiącej zawsze grzechy białego hiszpańskiego konkwistadora, więc prawa strona z upodobaniem komentuje ten program od 3 dni. Prawą stronę Hiszpanii uwiera (nie bez powodu), fakt że to Yamala uważa się obecnie za bohatera Hiszpanii, choć to skromny Dani Olmo wbił już 3 gole. Na „nieszczęście” dla siebie jest białym Hiszpanem, więc jego sukcesy jakoś umykają bardzo poprawnym politycznie komentatorom sportowym.
Z Nico Williamsem łączy Yamala wyjątkowa przyjaźń. Williams gra w Atletico Bilbao, urodził się w Pamplonie, a jego rodzice pochodzą z Ghany i są chrześcijanami. Z racji prześladowań, pieszo pokonali Saharę, byli maltretowani przez mafie handlujące żywym towarem, ale udało im się dotrzeć do Melilli, gdzie zostali uratowani przez Caritas i baskijskiego księdza.
Piłka nożna łączy Hiszpanów
Piłka nożna jest praktycznie jedyną rzeczą, która łączy wszystkich Hiszpanów: widać hiszpańskie flagi w całej Hiszpanii, a ludzie pokrzykują z dumą: “yo soy español, español”, oczywiście nie mówimy tu o regionach przejętych przez separatystów, czyli Kraju Basków i Katalonii. Mówi się też, że dopiero w tym roku Barcelona i inne miasta w jej obszarze metropolitalnym zainstalowały ekrany umożliwiające śledzenie finału Pucharu Europy, uginając się przed oczekiwaniami kibiców i turystów.
Jeśli jutro wygra Hiszpania (i oby!) nie krzyczymy, jak to - o dziwo - słychać czasem wśród polskich fanów kadry hiszpańskiej i na polskich mediach społecznościowych: „¡Arriba España! bo to okrzyk frankistowski, patriotyczne hasło falangi. Chętni do kibicowania po hiszpańsku niech dobywają z siebie okrzyki typowe dla kibiców: „Viva España!”; „Viva La Furia Roja!” A także niezliczone: „Ole!, Ole!, Ole!”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/698838-wszystkoco-chcielibyscie-wiedziec-o-reprezentacji-hiszpanii