Były kapitan reprezentacji Polski koszykarzy Maciej Zieliński cieszy się z sukcesu biało-czerwonych, którzy w Berlinie w 1/8 finału mistrzostw Europy pokonali Ukraińców 94:86. ”Mateusz Ponitka +pociągnął+ wynik, ale mamy też cichych bohaterów” - powiedział PAP.
Polska po raz pierwszy od 1997 roku awansowała do ćwierćfinału ME, w którym zmierzy się z obrońcą tytułu Słowenią. Zieliński, który był członkiem drużyny narodowej właśnie 25 lat temu, gdy w Barcelonie biało-czerwoni zajęli 7. miejsce, przyznał, że bardzo przeżywał zwycięskie spotkanie Polski z Ukrainą.
Skończyłem oglądanie meczu prawie z palpitacją serca. Nerwy były, wypiłem trzy kawy! Wszyscy wiedzieli, że to będzie trudne i wyrównane spotkanie. Zagraliśmy dobrze w obronie, zespołowo, także w ataku. Cały mecz utrzymywaliśmy się w grze. Mamy nie tylko kapitana Mateusza Ponitkę czy A.J. Slaughtera (obydwaj byli najskuteczniejszymi zawodnikami - PAP), ale cichych bohaterów. „Sokół” (Michał Sokołowski - PAP) wkłada całe serce w obronę, w to szarpanie się z rywalami o każdą piłkę
— podkreślił.
Kapitan Ponitka w pierwszej kwarcie trafił tylko jeden z ośmiu rzutów i miał na koncie cztery punkty, ale w drugiej walczył niesamowicie - podkreślił 51-letni Zieliński. 29-letni Ponitka zdobywał punkty, podawał kolegom i miał udane akcje, w tym przechwyty, w defensywie.
Dobrze, że Mateusz „ożywił się” w drugiej w połowie i wziął na siebie ciężar spotkania. Pokazał jakim jest zawodnikiem, że można zawsze na niego liczyć. W końcówce graliśmy zbyt długie akcje chcąc zyskać na upływającym czasie, Ukraińcy to wykorzystali i próbowali nas przełamać, ale na szczęście nie trafiali, choć zbliżyli się i tak niebezpiecznie
— dodał.
Koszykarz, który zdobył ze Śląskiem osiem tytułów mistrza Polski (1991-92, 1996, 1998-2002), sześć razy krajowy puchar (1989-90, 1992, 1997, 2004-05) i dwukrotnie Superpuchar (1999-2000), przyznał, że nie szuka analogii do mistrzostw Europy w 1997 r., gdy Polska w ćwierćfinale uległa Grecji 62:72.
Wtedy byliśmy nieznaną nikomu drużyną, nasz awans do 1/4 finału był sensacją. Teraz gramy z innej pozycji, w końcu na mistrzostwach świata w Chinach (2019 r. - PAP) zajęliśmy ósme miejsce. Fajnie, że po niepowodzeniach w ostatnich kwalifikacjach do mistrzostw świata, udało się wywalczyć miejsce w najlepszej ósemce Eurobasketu. Potwierdziliśmy, że dobry występ na mundialu w Chinach nie był jednorazową akcją
— dodał.
Pojedynek ze Słowenią
Były kapitan czeka z niecierpliwością na środowy pojedynek w ćwierćfinale Eurobasketu z obrońcą tytułu Słowenią i jej liderem Luką Doncicem z Dallas Mavericks. 23-latek w spotkaniu grupowym z wicemistrzem olimpijskim Francją zdobył 47 pkt i wpisał się na listę superstrzelców (w jednym meczu) w historii ME, tuż za prowadzącym w tej klasyfikacji Belgiem Eddy’m Terracem (63 pkt w 1957 roku).
Luka Doncic gra na kosmicznym poziomie. Jasne, że Słoweńcy są faworytami. Oczywiście to tylko jeden mecz, liczy się dyspozycja dnia, ale nie ma co dywagować, że całej drużynie Słowenii nie będzie w tym dniu „szło”. Podoba mi się to, że Słoweńcy cieszą się, bawią koszykówką, grają z uśmiechem na twarzy. To się fajnie ogląda, ale może zepsujemy im humory? Nie wiem, co wymyśli trener Igor Milicic. Słoweńcy nie lubią twardej defensywy. Trzeba więc „napadać” od początku. Zamiast kawy przygotują sobie melisę, bo emocje i nerwy będą na pewno” - dodał koszykarz, który z orzełkiem na piersi występował w latach 1990-2003 i zagrał na dwóch turniejach ME (1991 i 1997) - w obydwu Polska zajęła siódmą lokatę.
mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/613949-nasi-koszykarze-zagraja-ze-slowenia-zielinski-radzi