Justyna Święty-Ersetic liczy na medal kobiecej sztafety 4x400 m na igrzyskach w Tokio, ale na początek zdobyła już złoto olimpijskie w sztafecie mieszanej na tym dystansie. „Obiecuję, że to nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo w tej imprezie” - zadeklarowała lekkoatletka.
Święty-Ersetic kilka dni temu płakała, bo jej występ w Tokio stał pod znakiem zapytania z powodu kontuzji. Pierwotnie planowana była do udziału w obu sztafetach i biegu indywidualnym, ale wobec urazu jej udział we wszystkich stanął pod znakiem zapytania. W sobotnim finale sztafety mieszanej zaliczyła pierwszy występ podczas igrzysk w Tokio.
Jak z noga? Nie jest idealnie, ale jest na tyle dobrze, że - jak widać - mogłam dzisiaj pobiec. Co będzie jutro z tą nogą, to tak naprawdę zobaczymy. Na razie o tym nie myślę. Jestem jeszcze w takiej euforii, że kompletnie nie czuje, co się dzieje z tą nogą. Ja tak naprawdę byłam zmotywowana, chciałam być częścią tej drużyny i cieszę się, że się udało
— zaznaczyła w rozmowie z dziennikarzami.
Utytułowana zawodniczka wraz z Karolem Zalewskim, Natalią Kaczmarek i Kajetanem Duszyńskim poprawili rekord Europy czasem 3.09,87 oraz ustanowili rekord olimpijski. Mistrzyni Europy na 400 m z 2018 roku przyznała, że sobotni sukces ją nieco zaskoczył.
Wierzyłam w medal w sztafecie żeńskiej, a tutaj zaczynamy igrzyska i mamy złoto w sztafecie mieszanej. To jest coś rewelacyjnego. Igrzyska tak naprawdę dla nas dopiero się zaczęły. Miejmy nadzieję, że rozwiązaliśmy ten lekkoatletyczny worek i teraz medale same będą do niego wpadały
— dodała ze śmiechem dwukrotna medalistka mistrzostw świata w kobiecej sztafecie 4x400 m.
Talizman polskiej sztafety
Talizmanem polskiej sztafety mieszanej 4x400 m, która zdobyła złoty medal olimpijski w Tokio, okazał się srebrny krążek wywalczony trzy dni wcześniej przez wioślarską czwórkę podwójną kobiet. „Nacieraliśmy się nim przed biegiem” - przyznała z uśmiechem Natalia Kaczmarek.
Wioślarska osada zdobyła w środę długo wyczekiwany pierwszy medal dla Polski podczas zmagań olimpijskich w stolicy Japonii. Podopieczne trenera Jakuba Urbana mówiły wówczas, że mają nadzieję, iż ich śladem pójdą kolejni krajowi sportowcy. W sobotę zrobiła to lekkoatletyczna sztafeta mieszana w składzie: Karol Zalewski, Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński. Ich czas w finale - 3.09,87 - to rekord Europy (poprawili wynik własnej sztafety z piątkowych eliminacji) oraz rekord olimpijski.
To prawda, że nacieraliśmy się przed biegiem medalem wioślarek. To było niesamowite uczucie. Nacieraliśmy się srebrem, a wyszło złoto. Teraz będziemy innych polskich sportowców naszymi medalami nacierać
— zaznaczyła szczęśliwa Kaczmarek.
23-letnia lekkoatletka przyznała, że bardzo stresowała się swoim sobotnim występem.
Bo odbierałam pałeczkę od Karola, który jest bardzo szybki i bałam się, że może na mnie wpaść. Pierwszy raz w życiu też biegałam na drugiej zmianie, więc trochę mnie niepokoiło to zejście. Wiedziałam, że bardzo szybkie dziewczyny biegają ze mną. Martwiłam się, że mnie +zamkną+, ale starałam się ruszyć jak najszybciej. Wydaje mi się, że dobrze sobie poradziłam. Brytyjka mnie trochę zaskoczyła, ale cały czas kontrolowałam sytuację i nie zrobiłam niczego głupiego, więc jestem bardzo zadowolona
— podsumowała.
Nowe kolce
Karol Zalewski zdradził, co pomogło jemu i pozostałym członkom sztafety mieszanej w biegu 4x400 m w zdobyciu złotego medalu igrzysk w Tokio. „Mamy nowe kolce, które pomagają nam w uzyskiwaniu lepszych czasów” - przyznał lekkoatleta.
Zalewski rozpoczął sobotni występ biało-czerwonych w finale. Potem zaś razem z przejmującą od niego pałeczkę Natalią Kaczmarek obserwował poczynania dwójki pozostałych członków sztafety. Ich czas - 3.09,87 - jest rekordem Starego Kontynentu, a także rekordem olimpijskim.
Słanialiśmy się ze zmęczenia i ledwo głowy mogliśmy podnieść, żeby zobaczyć, co dzieje się na bieżni. Ale Justyna (Święty-Ersetic - PAP) i Kajtek (Duszyński - PAP) świetnie walczyli do samego końca. Jak zobaczyliśmy, że Kajetan wybiega na ostatnią prostą i ma przewagę dwóch-trzech metrów, to od razu wyskoczyliśmy do góry, żeby jak najszybciej do niego podbiec, i cieszyć się razem
— wspominał niespełna 28-letni zawodnik.
Gdy do biało-czerwonych zostało skierowane pytanie o to, kiedy uwierzyli, że stać ich na złoty medal, Zalewski wyjaśnił, co się przyczyniło do ich sukcesu.
Korzystamy z nowej technologii. Mamy nowe kolce, które zdecydowanie - jak widać na treningach - pomagają nam w uzyskiwaniu lepszych czasów. Trenerzy już podczas sezonu halowego widzieli, że dziewczyny, które w tych kolcach wcześniej niż my biegały, uzyskiwały dużo lepsze wyniki. Gdzieś tam świat na początku sezonu nam uciekł, ponieważ my tych butów nie mieliśmy dostarczonych. Dostaliśmy je dopiero na ostatni miesiąc przygotowań. Uczyliśmy się tak naprawdę biegać w nowym obuwiu. Na treningach padały rekordy życiowe, a trenerzy tak naprawdę nie do końca wierzyli w to, co widzieli na stoperach. Musieliśmy się przekonywać, że to rzeczywiście jest prawda. Że to nie stadion jest za krótki, tylko kolce są szybkie. Dlatego myślę, że mogliśmy się spodziewać, że poprawimy rekord Polski sprzed dwóch lat. Myślę, że mogliśmy się spodziewać, że będziemy walczyć o najwyższe cele
— podsumował.
Mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/560806-nowe-kolce-i-nacieranie-sie-medalem-kulisy-triumfu-w-tokio