Siła polskiej siatkówki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Majkelx/pl.wikipedia/Wikimedia Commons
Fot. Majkelx/pl.wikipedia/Wikimedia Commons

W przypadku polskiej piłki każde niepowodzenie pierwszej reprezentacji kończy się wieszczeniem apokaliptycznych wizji o upadku tej dyscypliny w Polsce. Natomiast potknięcia reprezentacji siatkarskiej nie wzbudzają większych zmartwień kibiców. Akurat ten system jest zbudowany na twardym fundamencie.

Polska siatkówka od lat stoi na dobrym poziomie. Bierzemy udział w wielkich imprezach, zajmujemy wysokie miejsca w rankingach i chociaż w ciągu ostatnich kilkunastu lat zdarzały się sytuacje kryzysowe, rodzima kadra nie zeszła poniżej pewnego poziomu. Nie jest to zasługa tego, że co rok wyrastało nam pokolenie ponad 2-metrowych olbrzymów o wielkich dłoniach, ale odpowiedniego zarządzania. Rodzima "siata" wchodziła do "nowej odnowionej demokratycznej III Rzeczypospolitej" bez nadmiernego bagażu doświadczeń z poprzedniej epoki, jaki obciąża choćby nasz futbol.

Dlaczego podobna skaza nie dotknęła rodzimej „siaty”? Polski Związek Piłki Siatkowej nie zaniedbywał różnych dziedzin i nie kładł wszystkich sił tylko na jeden – reprezentacyjny front. Sukcesy odnosiła reprezentacja kobiet (dwa złota na Mistrzostwach Europy czy półfinał tego turnieju), również rodzime kluby - z roku na rok - poprawiały swoją grę, przyczyniając się do podwyższania poziomu naszej ligi. Zupełnie inaczej wyglądało to w przypadku ekipy, która przez lata prowadziła swoje gierki przy ul. Miodowej. Tam każdy drobny sukcesik, którym był sam awans pierwszej reprezentacji do wielkiej piłkarskiej imprezy, był znakomitym alibi do odkładania gruntownych zmian na wieczne "później". W efekcie polska kadra, posiadając gwiazdy europejskiego formatu, nie potrafi wyjść nawet z najsłabszej grupy turnieju rozgrywanego na własnym podwórku czy zakwalifikować się na mundial. O lidze i drużynach młodzieżowych nie warto wspominać...

Ryzyka nie obawiali się działacze siatkarscy, chociaż mogli argumentować, że polska siatkówka ma się nieźle i nie można robić rewolucji. Mimo to, zdecydowali się na wybór biznesmena Mirosława Przedpełskiego na fotel prezesa PZPS w 2004 r. I tak, kibice siatkówki otrzymali mnóstwo smakowitych kąsków: wicemistrzostwo świata, mistrzostwo Europy i wreszcie prawdziwą wisienkę na torcie - miażdżące zwycięstwo z Amerykanami w finale Ligi Światowej, w którym reprezentacja Polski zagrała po raz pierwszy. Warto odnotować, że sukcesy były zasługą zagranicznych trenerów, na których rodzimy związek nie szczędził pieniędzy. Przez naszą kadrę przewinęli się: Raul Lozano, Daniel Castellani czy obecny trener - Andrea Anastasi. Nawet olimpijskie niepowodzenie nie ostudziło zapału tego ostatniego do dalszego prowadzenia reprezentacji. Każdy ze wspomnianych trenerów, oprócz medali, zostawił wartościową ideę dla polskiej siatkówki. Dla porównania: PZPN zatrudnił tylko jednego zagranicznego trenera - Leo Beenhakkera z którym szybko zdążył się "pogryźć", a i sam "Don Leo" odchodził w kiepskim stylu. Chociaż w obliczu kiepskich wyników kadry pod wodzą Waldemara Fornalika, pod adresem Zbigniewa Bońka są kierowane pytania o możliwość zatrudnienia zagranicznego trenera, choćby z Włoch. Wygląda jednak na to, że przed prezesem PZPN znacznie bardziej przyziemne zmartwienia związane z posprzątaniem bałaganu po poprzedniej ekipie.

Po raz kolejny współczuję Bońkowi i Sawickiemu, którzy znowu muszą tuszować pewne sprawy. Wspomniana dwójka, a do tego Kosecki z Koźmińskim, mają tyle trupów w szafie, że – jak Boga kocham – im współczuję. Apeluję do nich, aby w nowej siedzibie PZPN przeznaczyli jedno pomieszczenie dla prokuratorów, którzy wreszcie wyjaśnią stare przekręty

– mówi były bramkarz reprezentacji Polski Jan Tomaszewski.

„Chcę współpracować ze wszystkimi, którym dobro dyscypliny rzeczywiście leży na sercu, mają czyste ręce i chęć do pracy i niezbędną wiedzę. Związek ma być dla klubów, a nie odwrotnie” - taką deklaracją szef PZPS Mirosław Przedpełski zainaugurował swoją działalność. Słowa dotrzymał, a jego podejście przynosi dobre skutki. Chociaż sam nie był znakomitym siatkarzem, jako przedsiębiorca doskonale poznał smak ryzyka i żmudnej pracy, prowadzącej do sukcesów.

Kolejna decyzja Polskiego Związku Piłki Siatkowej również okazała się strzałem w dziesiątkę. Trener Andrea Anastasi jako zawodnik i trener osiągnął prawie wszystko, a naszym siatkarzom postawił poprzeczkę na bardzo wysokim poziomie. Doskonale wiedział, co robi. Po raz pierwszy w polska drużyna wygrała Ligę Światową, będąc poza zasięgiem rywali, a niemal każdy z jej filarów otrzymał prestiżowe indywidualne nagrody.

Celowo napisałem, że Anastasi zdobył prawie wszystko. W swoim dorobku - zarówno trenerskim, jak i zawodniczym - nie ma jeszcze złotego medalu olimpijskiego. Może uda mu się to z reprezentacją Polski? W rodzimych siatkarzach wciąż tkwi sportowa złość i chęć zemsty za nieudane igrzyska w Londynie. Nawet niepowodzenie nie będzie przekreślało wartości polskiej siatkówki. Polska liga – obok włoskiej i rosyjskiej – jest jedną z najsilniejszych na świecie, a wielkie transfery największych gwiazd nad Wisłą nikogo nie dziwią. I tak w drużynach z Bydgoszczy, Jastrzębia, Kędzierzyna-Koźla czy Rzeszowa grają zawodnicy rozpoznawalni nawet przez osoby, które siatkówkę oglądają tylko przy okazji wielkich imprez jak igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata.

O prestiżu PlusLigi może świadczyć decyzja b. trenera reprezentacji Polski Daniela Castellaniego, który po przegranych meczach z Resovią Rzeszów o Mistrzostwo Polski, zrezygnował z funkcji trenera Zaksy. Chociaż drużyna z Kędzierzyna Koźla mogła pochwalić się krajowym pucharem i świetnymi występami w Lidze Mistrzów, włoski trener uznał za swoją porażkę przegranie zaledwie jednym meczem tytułu mistrzowskiego. To wywołało serię pytań o przyszłość Zaksy, tym bardziej, że gwiazda drużyny – Brazylijczyk Felipe Fonteles zapowiedział, że pójdzie tam, gdzie Castellani. Czyżby oznaczało to, że Zaksa straci swojego przyjmującego?

Zmartwienia o podobnej skali mogą być marzeniem dla fanów piłki nożnej... Tym bardziej, że ruch w PlusLidze jest dosyć spory i nie brakuje obcokrajowców. Wystarczy wymienić tak znane nazwiska jak Stephane Antiga (Delecta Bydgoszcz), Paul Lotman, Jochen Schops (obaj Resovia Rzeszów) czy wreszcie reprezentant Włoch Michał Łasko (Jastrzębski Węgiel).

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych