Trud, pot i łzy to nieodłączne elementy najtrudniejszego rajdu świata. Ten wyścig to też opowieść o pokonywaniu barier ludzkiej wytrzymałości i realizowaniu największych marzeń. Nie inaczej było w tym roku, a bohaterami obu wymiarów Dakaru są zawodnicy reprezentujący ORLEN Team.
Zgodnie z przewidywaniami w walce o zwycięstwo wśród samochodów liczyli się żelaźni faworyci: Stéphane Peterhansel, Nasser Al-Attiyah i Carlos Sainz. Panowie zajmowali właśnie tę kolejność na podium od trzeciego etapu i nic nie wskazywało na to, żeby ktoś miał odebrać „Mr. Dakarowi” kolejne wspaniałe zwycięstwo, już 14. w karierze. Na półmetku wyścigu, kiedy kierowcy mieli dzień odpoczynku, Kuba Przygoński zwracał uwagę nie tylko na trudy trasy, lecz także nowe rozwiązania technologiczne:
Po drodze zawsze jest wiele wyzwań, dlatego jest to najtrudniejszy rajd na świecie. Ten rok jest wyjątkowy – pierwszy raz mamy elektroniczny roadbook, mapka jest wyświetlana na tablecie, który jest umieszczony przed oczami pilota. Musimy się dostosować nie tylko do szybko zmieniającej się nawierzchni i trasy, lecz i nauczyć trochę technologii.
Kierowca ORLEN Teamu podkreślał też wielkie wyzwanie, jakim jest dwudniowy etap maratoński, podczas którego zawodnicy nie mogą korzystać z pomocy swojej ekipy technicznej:
Bardzo ważne będzie tempo, aby nadal liczyć się w wyścigu, ale równie ważne jest to, aby nie zniszczyć samochodu.
Udało się, Przygoński ze swoim pilotem Timo Gottschalkiem pomimo notorycznie przebijanych opon dali radę utrzymać niewielki dystans do czołówki i przed ostatnim etapem tylko prawdziwy kataklizm mógł odebrać polsko-niemieckiemu duetowi czwartą pozycję w klasyfikacji generalnej. Tym samym kierowca z Warszawy miał szansę powtórzyć swój najlepszy wyczyn w karierze osiągnięty dwa lata temu. Podobny wynik raczej nie mógł być udziałem Martina Prokopa i Viktora Chytki, czyli drugiej ekipy spod szyldu ORLEN Teamu. Sympatyczni Czesi znakomite występy, jak na przykład trzecie miejsce na pierwszym etapie, przeplatali z gorszymi rezultatami. Ale nawet pomimo tego Prokop przez większość rajdu plasował się w pierwszej dziesiątce i wszystko wskazywało na to, że podobnie będzie po ostatnim etapie.
Na froncie motocyklowym nie obyło się bez poważnych problemów. Niesłychanie równą jazdę w Dakarze prezentował Maciek Giemza. Reprezentant ORLEN Teamu rodem z Kielecczyzny od samego początku kręcił się wokół 20. pozycji, co wydawało się spełnieniem jego założeń na tegoroczny rajd. Sytuacja zmieniła się na 9. etapie, podczas którego rajdowiec trafił w kamień i uczestniczył w groźnym wypadku.
Chciałem jechać dalej, ale niestety przy podnoszeniu motocykla zauważyłem, że coś jest nie tak. Okazało się, że mam zerwane więzadła w barku i dwa złamania kości w stopie, więc musiałem podjąć decyzję o wycofaniu się z dalszej rywalizacji. Po prostu nie byłem w stanie dalej jechać motocyklem – tłumaczył zawodnik ORLEN Teamu.
Niestety, po raz kolejny piaski arabskiej pustyni okazały się niegościnne dla Adama Tomiczka. Motocyklista z Cieszyna drugi rok z rzędu był zmuszony do rezygnacji z udziału w Dakarze.
Na piątym etapie miałem uderzenie kompresyjne w kręgosłup, w skutek czego nie mogę kontrolować prawej nogi. Robiłem, co mogłem, aby przywrócić władze, ale nic nie pomaga, więc jestem zmuszony odpuścić dalszą jazdę. Pech niestety mnie nie opuszcza.
Oczywiście Adam nie zamierza się poddawać i z pewnością jeszcze nie raz spróbuje swoich sił w najtrudniejszym rajdzie świata. Tegoroczny Dakar nie był przyjazny również dla faworytów – przed finałowymi rozstrzygnięciami z wyścigu musieli się wycofać Toby Price czy José Ignacio Florimo. W walce o końcowe zwycięstwo w obliczu ostatniego etapu liczyli się przede wszystkim Kevin Benavides i Ricky Brabec, choć nieco z tyłu na swoją szansę liczyli także Sam Sunderland i Joan Barreda.
W rywalizacji quadów od początku rajdu nieźle radził sobie Kamil Wiśniewski z ORLEN Teamu. Polak przez cały czas znajdował się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej i prezentował niesłychanie równą jazdę. Podobnie jak w przypadku wszystkich zawodników Wiśniewski zwracał uwagę na trudności nawigacyjne trasy tegorocznego Dakaru, szczególnie po dziesiątym etapie:
Odcinek był skomplikowany nawigacyjnie, dwa razy się pogubiłem. Na szczęście w miarę szybko się odnalazłem, więc strata nie była duża. Mimo mocnego kurzu jechało się dobrze.
Wspomniany kurz, kamienie i błądzenie pośród arabskich piasków to dakarowa codzienność, podobnie zresztą jak fatalne awarie. Z powodu rozsypania się sprzęgła na dwa etapy przed końcem z rajdu musiał się wycofać dotychczasowy lider wśród kierowców quadów Nicolas Cavigliasso, a w wyścigu po zwycięstwo liczyło się w związku z tym trzech zawodników: Manuel Andújar, Alexandre Giroud i Giovanni Enrico. Z występów Polaków warto odnotować osiągnięcia w klasie pojazdów SSV, gdzie w ostatecznych rozstrzygnięciach liczyły się ekipy Arona Domżały, Michała Goczała i Marka Goczała. Wśród ciężarówek nie było zaskoczenia, że tempo wyścigu nadawały zespoły rosyjskiego Kamaza, natomiast w nowej kategorii, czyli „pojazdach klasykach” skonstruowanych przed 2000 r., od pierwszych kilometrów przewodził Francuz urodzony w Dakarze Marc Douton jadący efektownym buggy Sunhill.
Ostateczne rozstrzygnięcia w Rajdzie Dakar 2021 zapadły po oddaniu bieżącego numeru do druku. Opiszemy je w kolejnym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Michał Muzyczuk
Partner dodatku PKN ORLEN
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/535634-przygonski-potwierdza-swoja-klase