Zmarł Diego Armando Maradona. Dla mojego pokolenia, chłopaków dorastających w latach 80., był tym, kim dla pokoleń wcześniejszych Pele – gigantem.
Zachwycaliśmy się jego grą przede wszystkim w trakcie mundialu w Meksyku w 1986 r. Jego znakomity drybling i gol na dwa do zera w meczu z Anglią poderwał nas z foteli przed telewizorami, dając wrażenie, że widzimy coś nie z tej planety. Wcześniej w tym samym meczu genialny Argentyńczyk oszukał arbitrów i świat, kierując piłkę ręką do siatki przeciwnika. Potem tłumaczył się pokrętnie, że musiała to być „ręka Boga”. Właściwie w tym jednym meczu zawiera się cała prawda o Diego – jest tam i geniusz, i oszustwo, i wirtuozeria mistrza, i lekkość tancerza, który argentyńskie tango potrafi tańczyć w zatłoczonym tramwaju pełnym angielskich brzuchatych dżentelmenów, i spryt złodziejaszka z przedmieść Buenos Aires.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/530600-umarl-bog-neapolu-ale-tez-neapol-go-zniszczyl