Turniej wkroczył w decydującą fazę, gdzie poznaliśmy cztery najlepsze zespoły, które powalczą o miano mistrza świata. Francja, Belgia, Anglia, Chorwacja – które tych państwa będzie mogło przez najbliższe 4 lata szczycić się mianem najlepszej piłkarskiej ekipy na Ziemi?
Listopad 2007. Stadion Śląski. Euzebiusz Smolarek wbija dwa gole Belgom, które dają Polsce historyczny, pierwszy awans na mistrzostwa Europy. Belgowie tymczasem zakończyli swój udział w eliminacjach na piątym miejscu w naszej grupie. Czy ktoś by się spodziewał wtedy jak potoczą się losy tej ekipy w następnych latach?
Belgowie bardzo długo próbowali budować konkretną, odpowiednią kadrę, która będzie w stanie nie tylko awansować na wielki turniej, ale również na nim namieszać. Z pierwszym symptomem poprawy mieliśmy do czynienia cztery lata temu na mundialu w Brazylii, kiedy jechali na turniej z całkiem solidną kadrą. Ulegli dopiero w ćwierćfinale po wyczerpującym spotkaniu z Argentyną. Dwa lata później na Euro we Francji doszli również do fazy ćwierćfinałowej. I znów porażka, tym razem 3-1 z reprezentacją Walii. Jak głosi przysłowie – do trzech razy sztuka.
Losowanie nie mogło się dla nich lepiej ułożyć. Nie tylko trafili na dosyć łatwą grupę, gdzie poza ekipą Anglii ciężko powiedzieć, by wyzwanie mogły postawić ekipy Panamy czy Tunezji. Dodatkowo w dalszej fazie mieli trafić na jedną z drużyn grupy H, uznanej za najsłabszą na tegorocznym mundialu. Droga do ćwierćfinału miała być usłana różami. I Belgowie na tym skorzystali. „Potencjał” swojej grupy w pełni wykorzystali, inkasując na swoim koncie dziewięć punktów i strzelając tyleż bramek. Dużą skutecznością wykazał się Romelu Lukaku, który zdobył 5 goli. 1/8 finału i mecz z Japonią. Wielu myślało, że dla ekipy Roberta Martineza będzie to swego rodzaju „spacerek”. Tymczasem Belgowie byli bliscy sensacyjnego odpadnięcia, kiedy Japończycy na początku drugiej połowy szybko wbili im dwie bramki. „Czerwone diabły” dopiero w 70 minucie zdołały odpowiedzieć. I był to początek ich wielkiego powrotu w tym meczu, kiedy w 25 minut ze stanu 0:2 doprowadzili do wyniku 3:2 w ostatniej minucie spotkania.
Żarty miały skończyć się w ćwierćfinale. Na drodze do przebicia bariery ćwierćfinałowej stanęła reprezentacja Brazylii. Jednak Neymara i spółkę udało się wysłać z powrotem do kraju. Już w pierwszej połowie Belgowie załadowali im dwa gole. Nawet przy odpowiedzi Renato Augusto w drugiej odsłonie gry była to odpowiednia zaliczka, aby przejść do półfinału. Swoje też dorzucił Thibout Courtois, który kilka razy zdołał zatrzymać próby Brazylijczyków.
Belgowie to kadra naszpikowana zawodnikami światowego formatu. I trudno powiedzieć, kto jeszcze większą gwiazdą tego zespołu, bo na każdej pozycji mają bardzo dobrych zawodników. Romelu Lukaku gwarantuje dużą pewność w ataku. Przede wszystkim jest skuteczny oraz posiada doskonałe warunki fizyczne. Nie na darmo cieszy się pseudonimem „czołg”. Z kolei Eden Hazard oraz Kevin De Bruyne to znakomici, uzdolnieni technicznie piłkarze, którzy potrafią odpowiednio dograć do partnera, a nawet strzelić. Media trochę bały się o dyspozycję tego drugiego. Zawodnik Manchesteru City rozegrał bardzo wyczerpujący sezon i w pierwszych meczach był cieniem samego siebie z tego sezonu. Jednakże kiedy Belgia potrzebowała go najbardziej, on dał tej drużynie swoje maksimum i dobrą dyspozycją z Japonią oraz Brazylią wprowadził Belgów do dalszej fazy turnieju. Warto też wspomnieć o tyłach tej kadry. Tercet Kompany-Verthongen-Alderweilerd to utrapienie dla każdego napastnika, a wiedząc, że na samy końcu drogi do bramki stoi Courtois – zdobycie gola wydaje się jak „mission impossible”. Choć paradoksalnie to właśnie Belgowie stracili najwięcej bramek spośród półfinalistów (łącznie 5).
Warto też wspomnieć o wartościowych zmiennikach tej kadry, którzy potrafią dodać wiele świeżości w poczynania drużyny, gdy ta opada z sił. Sam fakt, że tej ekipie udaje się wygrywać mecze w regulaminowym czasie gry jest dla nich wielkim atutem. Z Francją jednak nie będzie okazji, by oszczędzać siły.
Za atut trzeba również uznać fakt, iż ekipa Martineza to w większości zawodnicy z Premier League. Zawodnicy grają na co dzień przeciwko sobie, znają się, analizują nawzajem i dzięki temu doskonale się rozumieją. To zgranie może im przynieść wiele pozytywnych owoców.
Trudno wskazać jakiś wyraźnie słabszy punkt tego zespołu. Wydaje się, że trener Martinez ma idealnie wszystko poukładane taktycznie i personalnie. Jeśli już się do kogoś „przyczepić” to do zawodników, którzy nie grają w Europie. Mowa tutaj o Axelu Witselu oraz Yannicku Carrasco, którzy występują w chińskich zespołach. Widocznie odstają od reszty kolegów, często się gubią w rozgrywaniu piłki i nie nadążają za kolegami. Czy Czerwone Diabły stać na tytuł mistrzowski? Z pewnością, skoro zaszli tak daleko. Ale przed nimi jeszcze dwa, wymagające kroki. Czy podołają im? Przekonamy się już we wtorek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/403104-belgia-przebija-sie-do-polfinalu-ale-czy-stac-ja-na-sukces