Wygrał Krzyzewski, wśród pokonanych najlepszy był Kaminsky…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Mike Krzyzewski/fot. youtube
Mike Krzyzewski/fot. youtube

Choć koszykówkę zwykło się traktować jako sport, w którym największe sukcesy odnoszą czarnoskórzy gracze, to zakończone właśnie akademickie mistrzostwa Stanów Zjednoczonych NCAA pokazują, że potomkowie polskich emigrantów też mają sporo do powiedzenia.

W wielkim finale rozgrywek zespół uczelni Duke pokonał Wisconsin 68:63. Rozgrywki uniwersyteckie są w Stanach Zjednoczonych niesłychanie popularne – na trybunach Lucas Oil Stadium w Indianapolis zasiadło ponad 71 tysięcy osób! I każdy z widzów musiał przyswoić sobie dwa polskie nazwiska: trenerem zwycięskiej drużyny jest bowiem Mike Krzyzewski, a liderem strzelców wśród pokonanych – Frank Kaminsky.

Postać Mike’a Krzyzewskiego to w amerykańskiej koszykówce legenda. 68-letni trener ma w dorobku cztery tytuły mistrzowskie w roli szkoleniowca uczelni Duke, a także niebywały dorobek z reprezentacją USA – wywalczył dwa razy mistrzostwo olimpijskie i dwa razy mistrzostwo świata. Zarzut, że w takim składzie osobowym, gdzie roi się od gwiazd NBA, tytuł zdobyłaby nawet sprzątaczka można łatwo zbić argumentem, że tej sztuki próbowali inni szkoleniowcy, ale nikt sukcesu Krzyzewskiego nie powtórzył. Trener z polskimi korzeniami słynie bowiem z tego, że jak nikt inny potrafi tak ustawić priorytety w reprezentacji, że ego gwiazdorów podporządkowane jest sukcesowi drużyny.

Krzyzewski urodził się w Chicago, gdzie polskie pochodzenie jest bardzo powszechne. Natomiast w Polsce (pod zaborami rzecz jasna) przyszli na świat jego dziadkowie, którzy wyemigrowali do północnej Pensylwanii, gdzie młody Mike spędzał każde lato. Odebrał religijne wychowanie i do dzisiaj jest praktykującym katolikiem.

Frank Kaminsky/fot. youtube
Frank Kaminsky/fot. youtube

Drugi bohater finału NCAA o swojsko brzmiącym nazwisku Frank Kaminsky III ma z naszym krajem mniej związków. Nosi wprawdzie po przodkach polskie nazwisko, ale rodzice byli wychowywani w irlandzkiej tradycji. Pytany o pochodzenie twierdzi, że jego krew to prawdziwa mieszanka kultur. Grający z numerem 44 Kaminsky uważany jest za pewniaka do gry w lidze NBA, więc można śmiało przypuszczać, że grający na pozycji silnego skrzydłowego koszykarz któregoś dnia stanie naprzeciw zawodnika, którego polskie korzenie nie budzą żadnych wątpliwości, czyli Marcina Gortata.

mm

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych