Rasizm wybiórczy, czyli poprawność polityczna górą!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Carlo Ancelotti wsparł trenera Sacchiego/fot. PAP/EPA/MORELL
Carlo Ancelotti wsparł trenera Sacchiego/fot. PAP/EPA/MORELL

W ubiegłym tygodniu w zagranicznym portalach sportowych pojawiło się kilka tekstów dotyczących wielce delikatnej kwestii, czyli koloru skóry sportowców. Z dosyć niewinnie brzmiących słów wysnuto wnioski dotyczące osób, które je wypowiedziały. Pojawiły się oskarżenia o rasizm.

Zaczęło się od tego, że jedna z trenerskich legend włoskiej piłki nożnej – Arrigo Sacchi – poszedł na mecz młodzieżowej drużyny Interu Mediolan. A po meczu, pytany o wrażenia, odpowiedział:

We włoskich zespołach młodzieżowych jest zbyt wielu czarnoskórych graczy

—wypalił Sacchi, czym rozpętał medialną burzę.

W kolejce po wypowiedź trenera ustawiła się kolejka dziennikarzy chcących dopytać co miał na myśli używając słów dalekich od politycznej poprawności.

Włoska piłka nożna nie ma godności i dumy, a przyczyną tego jest zbyt duża liczba urodzonych zagranicą zawodników. W młodzieżowych reprezentacjach nie może występować 15 graczy urodzonych poza Włochami. Nie jestem rasistą, co wielokrotnie udowodniłem jako trener, ale oglądając ten turniej mogłem powiedzieć, że po boisku biega zbyt wielu czarnoskórych piłkarzy. Moja historia jest prosta, w Milanie czy Realu Madryt trenowałem i sprowadzałem graczy o różnym kolorze skóry. W tym przypadku chodzi mi o to, że w ten sposób tracimy dumę i narodową tożsamość

—wyjaśniał na łamach La Gazetta Della Sport nie tracący rezonu Sacchi.

Jak można przypuszczać słowa nie pozostały bez echa, bo trener znalazł się pod pręgierzem opinii publicznej. Został skrytykowany przez niemal wszystkich, z jednym tylko wyjątkiem. Trener Realu Carlo Ancelotti, kiedyś piłkarz grający u Sacchiego, jako jedyny poparł starszego szkoleniowca.

Dobrze, że ktoś zwrócił na to uwagę. „Molti nemici, molto onore”

—powiedział Anceloti, cytując powiedzenie Juliusza Cezara „Wielu wrogów, wielki splendor”. We włoskiej tradycji oznacza to jednoznaczne wsparcie osamotnionego Sacchiego.

Co ciekawe, kilka dni później w innym kraju i innej dyscyplinie pojawił się bardzo podobny przypadek. Najwybitniejszy obecnie biegacz długodystansowy, urodzony w Somalii Mo Farrah wdał się w twitterową przepychankę z innym brytyjskim długodystansowcem Andy Vernonem. Panowie nie szczędzili sobie uszczypliwości, zaczęto szukać przyczyn wzajemnej niechęci i w końcu Farrah wyjaśnił, że jego zdaniem po zeszłorocznych mistrzostwach Europy – Farrah wygrał bieg na 10 km, Vernon był drugi – rywal podważył jego „brytyjskość”.

Siedzieliśmy w większym gronie i Vernon powiedział, że jemu należy się złoty medal. Odpowiedziałem wówczas: Dlaczego, bo byłeś jedynym Europejczykiem w finale?

—taką wersję opowiedział mediom Mo Farrah.

Vernon zaprzeczył by tak wyglądał ich dialog.

To było luźne spotkanie, dużo śmiechu. Powiedziałem, że jestem europejskim mistrzem. W żaden sposób nie podważałem jego „brytyjskości” – to kompletne kłamstwo. Zresztą Mo śmiał się wówczas na równi z pozostałymi. Znam się z nim 12 lat, nie byliśmy przyjaciółmi, ale się kolegowaliśmy. Teraz stosuje jakieś tanie sztuczki

—odpowiedział Vernon. Lekkoatleta o białym kolorze skóry wydaje się stać w tym sporze na straconej pozycji.

Mamy zatem dwie historie, w których głównym tematem jest miejsce urodzenia i związany z tym kolor skóry. Czy doszliśmy w sporcie do punktu, w którym tej kwestii nie wolno wcale poruszać? Ale przecież diagnoza postawiona przez Sacchiego może okazać się trafna – kto wie, co leży u podstaw kryzysu, który dotyka włoskiej piłki ligowej, a być może i reprezentacji. Czy może nieprawdą jest, że biegacze pochodzący z Afryki, w jakichkolwiek barwach narodowych by nie startowali, nadają ton na długich dystansach? Wydaje się jednak, że świat sportu nie chce, by o tym w ogóle rozmawiano.

I na koniec jeszcze jeden przykład. Marcin Gortat opowiadał w grudniu gazecie Washington Post, że po przeprowadzce do drużyny Wizards miał przez chwilę kłopot z aklimatyzacją w drużynie. Zaadaptował się w zespole kiedy koledzy zobaczyli, że ma „czarną duszę”. Wywiad nie wywołał emocji. A co by było gdyby było odwrotnie i jakiś czarnoskóry zawodnik musiał pokazać kolegom – by zyskać akceptację ogółu – że jego dusza jest biała? To by dopiero było…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych