Sztafeta biathlonowa Polek zaczęła świetnie. A skończyła jak zwykle…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Z nr 8 Monika Hojnisz/ fot. PAP/EPA/DANIEL DAL ZENNARO
Z nr 8 Monika Hojnisz/ fot. PAP/EPA/DANIEL DAL ZENNARO

We włoskiej Anterselvie – miejscowości szczęśliwej dla polskiego biathlonu, bo tutaj niemal równo 20 lat temu Tomasz Sikora wywalczył złoty medal mistrzostw świata – w niedzielę zawodniczki rywalizowały w sztafecie 4 x 6 km. To konkurencja, w której od lat Polki mają wysokie aspiracje, ale w ślad za oczekiwaniami nie idą niestety wyniki, bo zwykle kończą zawody pod koniec pierwszej dziesiątki…

Nie inaczej było tym razem. Wprawdzie na pierwszej zmianie świetnie spisała się Monika Hojnisz, która dobiegła do strefy zmian na trzecim miejscu, ale już startująca jako druga Weronika Nowakowska-Ziemniak – utrzymująca wysoką pozycję po swoim pierwszym strzelaniu – podczas strzelania w stojąco miała ogromne problemy i ukończyła swój bieg dopiero jako ósma. Inna sprawa, że momentami na strzelnicy wiało tak, że zawodniczki nie widziały celu i strzelanie było jedną wielką loterią.

A potem było jeszcze gorzej. Najmniej znana z naszych biathlonistek Karolina Pitoń również pudłowała dramatycznie i spadła na 12. miejsce, a kończąca rywalizację Krystyna Guzik biegła i strzelała wprawdzie lepiej od swojej poprzedniczki, ale wystarczyło to tylko do przesunięcia reprezentacji Polski na 9 pozycję na linii mety. Wygrały Niemki, przed Czeszkami i Ukrainkami.

Polki i tak wypadły o niebo lepiej do naszej męskiej sztafety, która kilka godzin wcześniej nie dość, że zajęła dopiero 20 miejsce, to na dodatek została zdublowana przez zwycięskich Norwegów.

Można by stwierdzić, że polskie szanse na dobry wynik przeminęły z wiatrem, ale to tylko połowa prawdy. Warunki na strzelnicy były równie fatalne dla wszystkich drużyn, jednak inne zawodniczki radziły sobie z tym problemem znacznie lepiej.

mm

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych