Byłam dziś pod aresztem śledczym na Służewie. Kilku policjantów, spora grupa dziennikarzy, tym razem, już poszerzona o przedstawicieli mediów dotąd niezainteresowanych losem aresztowanych przed siedmioma miesiącami ks. Michała i urzędniczek oraz kilkanaście osób, których wiek sugerowałby raczej konieczność pozostania w domu niż wartę pod bramą aresztu.
A jednak co czwartek od dnia aresztowania, na Służewiu i Grochowie gromadziła się grupa ludzi, wiernie czuwających i wspierających osadzonych do dziś w czasie ich ponad siedmiomiesięcznego aresztu wydobywczego. Nie oszukujmy się, to byli w większości emeryci (głównie kobiety) którzy nie musieli tam być, borykając się często z własnymi słabościami, chorobami, zimnem, a jednak co czwartek przychodzili, aby pokazać na czym polega solidarność w praktyce. Pamiętając protesty sprzed lat wiedzieli, że w sytuacji niesprawiedliwości nie pozostaje im nic innego, jak znowu chwycić za flagi, naprędce sklejone transparenty i z różańcami w rękach wstawić się za tymi, którym odebrano prawo głosu.
Ci państwo nie należą do żadnej organizacji, nie tworzą fundacji, dzięki której mogą realizować ważne dla społeczeństwa cele, zdobywać pieniądze na projekty i brylować w mediach. Na próżno poszukiwać wśród czwartkowych emerytów członków znanych organizacji walczących o prawa człowieka, a szczególnie prawa kobiet. Aby zwrócić uwagę na los pań przebywających w przedłużającym się areszcie, ulicami nie przeszły wielotysięczne marsze, żadna z feministek tak aktywnych, gdy trzeba „walczyć o ich ciała”, nie zjawiła się tam, żeby sprawdzić czy doniesienia o łamaniu praw człowieka i kobiet są prawdziwe.
Tego egzaminu nie zdał nie tylko polski wymiar sprawiedliwości, pani sędzia Wójcik, siostry feministki i rząd. Egzamin zdały panie emerytki oraz wszyscy ci, bezimienni, którzy z różańcami w rękach wymodlili wydobycie z aresztu całej trójki, aby mogli bronić się z wolnej stopy, adwokaci i na pewno niezależne media, wykonujące tę pracę, której nie podjęła się żadna z fundacji, mając walczyć o prawa człowieka, a szczególnie prawa kobiet.
W rocznicę śmierci wielkiej Wandy Półtawskiej, która poświęciła życia w obronie życia, sama dziękując w ten sposób za własne, cudem uratowane, jesteśmy dzisiaj świadkami jak wielka jest siła modlitwy, prawdziwa moc kobiet, siła sióstr, jakby zaśpiewała Kayah i oddania mężczyzn, podejmujących głodówkę, aby zwrócić uwagę opinii publicznej na los osadzonych, a także morza dobrych ludzi, którzy uwierzyli, że walka o sprawiedliwość i ojczyznę zawsze ma sens.
To nie koniec ani tej sprawy, ani ataku na Kościół katolicki. Tym bardziej z niecierpliwością czekam na moment, w którym media, szczególnie te niezależne, będą miały dostęp do akt. W międzyczasie spodziewam się całej serii pełnych buty postów „Newsweeka” oraz już trochę mniej uśmiechniętych komentarzy w stylu posłów Szczerby i Myrchy, osoby Zębaczyńskiej czy kłamstw Justyny Dobrosz-Oracz. Czas przeprosin jest bliski.
Barbara Pycel-Andrijanić
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/711056-gdzie-sa-feministki