„Jest to swego rodzaju zwycięstwo, poczułem się szczęśliwy, chociaż tak naprawdę powinno się to stać już dawno temu i bez niczego” - powiedział Jan Karandziej w rozmowie z portalem wPolityce.pl, informując, że z powodu decyzji o zwolnieniu z aresztu księdza Michała Olszewskiego i urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości będzie kończył swój protest głodowy.
wPolityce.pl: Jak pan się czuje? Jak zniósł pan ten trudny okres głodówki?
Jan Karandziej: Wyjątkowo dobrze dzięki opiece Pana Boga i wszystkich otaczających mnie, którzy wspierali mnie duchowo i modlitwą. To było godne. Zniosłem to dobrze.
Pana wsparły także inne osoby w tym proteście, które także wspólnie z panem głodowały. Co znaczyło dla pana to, że udało się porwać do tego czynu także inne osoby?
To pokazało dobre serce i sumienie innych Polaków. Pierwszym był pan Stanisław Oroń, który dowiedział się o mojej historii z Telewizji wPolsce24. I on powiedział, że „jak to jest, że nas w Solidarności jest 10 milionów, a tylko jeden człowiek głoduje”, dlatego zdecydował się na to, żeby tutaj przyjechać.
Dotarł do mnie, przebywał chyba przez sześć dni, nie wiem ile dokładnie, bo ja nie liczyłem tych dni głodówki, więc mogę się mylić w tej liczbie. I jako że pan Stanisław był po zawale, miał operację na raka, jego stan zdrowia w tym momencie był dobry, ale mogło się różnie stać, więc razem zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, aby się udał do Lublina i tam rozprzestrzenił te idee strajku głodowego. Trochę trwało, zanim znaleźliśmy lokal, ktoś nam w tym pomógł z udziałem „Solidarności” i osób wspierających aresztowanych. Trochę trwało, żeby znaleźć ogrzewany lokal, łóżka, kogoś, kto będzie się tym wszystkim opiekował.
Znalazł już wcześniej jedną osobę, która będzie tam z nim razem głodować i tam już kontynuował nasz protest. Początkowo wspólnie z jedną osobą, później znalazło się trzech następnych, ale z tego, co wiem, było tam więcej osób.
Jak pan zareagował na informację o tym, że ksiądz Michał Olszewski i urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości będą mogli opuścić areszt po wpłaceniu poręczenia?
Jest to swego rodzaju zwycięstwo, poczułem się szczęśliwy, chociaż tak naprawdę powinno się to stać już dawno temu i bez niczego. W jakiś sposób dało mi to szczęście i radość. Poczułem się bardzo dobrze poza tym, że żołądek zaczął mocniej pracować i dał znać o sobie, że skoro jest taka szczęśliwa sytuacja, to trzeba go uruchomić.
Na ten moment cały czas głoduje, ale myślę, że niedługo coś mi się uda zjeść.
Powrót do spożywania posiłków zapewne nie będzie teraz łatwy. Czy będzie pan stosował jakaś specjalną dietę?
Oczywiście, że tak. Musi być specjalna dieta, bo nieodpowiednie produkty mogą spowodować „skręt kiszek”, więc na początek jakiś kleiczek i takie delikatne potrawy, które nie podrażnią żołądka, aby wszystko było dobrze.
Już w trakcie protestu kontaktował się z panem ksiądz Michał Olszewski listownie. Ile to dla pana znaczyło?
Byłem bardzo zadowolony, gdy otrzymałem list od księdza. Oczywiście na niego odpowiem, ale to już myślę, że poza mediami. Sądzę, że po prostu wyślę go do adwokata.
Takie rzeczy jak ten list budują. W pierwszym liście ksiądz apelował do mnie, abym przerwał głodówkę, ale potem ksiądz się z tym pogodził. Modlił się za mnie i błogosławił. To bardzo ważne dla mnie jako człowieka, który jest katolikiem.
Protest Jana Karandzieja
Jan Karandziej w siedzibie częstochowskiej „Solidarności” prowadził protest głodowy przeciwko przeciwko wielomiesięcznemu przetrzymywaniu w areszcie ks. Michała Olszewskiego oraz pań Urszuli i Karoliny, urzędniczek z Funduszu sprawiedliwości, które także trafiły do aresztu.
Oprócz Jana Karandzieja i Stanisława Oronia głodowali także: Lech Ciężki, Piotr Gawryszczak oraz Waldemar Drewniak.
*CZYTAJ TAKŻE:
Adrian Siwek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/711005-nasz-wywiad-jan-karandziej-konczy-protest-glodowy