W świecie zachodnim dominuje dziś redukcjonistyczna antropologia, czyli ograniczona koncepcja ludzkiego życia. Zanika odnoszący nas do transcendencji duchowy wymiar człowieczeństwa, który sprowadzony zostaje do sfery czysto psychicznej. Człowiek przestaje być dzieckiem Bożym, dla którego podstawową relacją, dającą mu spełnienie i szczęście, jest osobista więź ze Stwórcą. To, co stanowi najgłębszy zrąb naszego jestestwa, odrzucone zostaje na rzecz bodźcowania emocjonalnego, pogoni za afektami i kolekcjonowania wrażeń.
W takim świecie przeznaczenie istoty ludzkiej, definiowane przez tych, którzy posiadają władzę interpretacji, zawęża się do pełnienia użytecznych funkcji społecznych. Człowiek zredukowany zostaje do roli trybika w machinie napędzanej wypadkową egoizmów grupowych i indywidualnych. Dla państwa powinien być przede wszystkim posłusznym obywatelem, wypełniającym szereg zobowiązań, z których najbardziej powszechnym jest obowiązek podatnika. Dla biznesu jawi się głównie jako konsument, którego misją życiową pozostaje nabywanie i spożywanie. Ważną część owego segmentu stanowi rozrywka dająca istocie ludzkiej kolejny status: widza, gracza, odbiorcy, fana, użytkownika.
Amerykański pisarz Philip K. Dick najbardziej bał się społeczeństwa, w którym wszyscy ludzie zostaliby przekształceni w pacjentów. Jego zdaniem byłby to widomy znak tego, że rządzą nami psychopaci. Wbrew pozorom nie jest to wcale science fiction.
Covid obnażył ideę świata-szpitala
W czasie niedawnej pandemii koronawirusa całe kraje potraktowane zostały jak wielkie szpitale – z oddziałami zakaźnymi w jednym skrzydle, a psychiatrycznymi w drugim. W skali globalnej wprowadzono izolację społeczną, areszty domowe, godziny policyjne, kontrolę przemieszczania się, inwigilację przez telefony komórkowe, specjalne przepustki, kary za nieposłuszeństwo i eksperymentalne terapie genowe. (Wbrew pozorom, implementowana wówczas w różnych krajach polityka nie była wcale taka oczywista, np. najbardziej restrykcyjny reżim anty-covidowy w Europie wprowadziły Węgry pod rządami Viktora Orbána, zaś najmniej rygorystyczni okazali się szwedzcy socjaldemokraci).
W owym czasie ujawniło się przemożne dążenie do tego, by każdy człowiek był przede wszystkim pacjentem. Pojawiające się co jakiś czas alarmistyczne doniesienia o małpiej ospie czy ptasiej grypie ujawniają panującą dziś tęsknotę niektórych za tamtym okresem, zwłaszcza za masowymi szczepieniami.
O ile można było w czasie pandemii zrozumieć postawę ludzi, których perspektywa ogranicza się jedynie do wymiaru doczesnego, o tyle niezrozumiała staje się postawa hierarchów Kościoła wierzących przecież w życie wieczne. Wcześniej Franciszek wielokrotnie powtarzał, że Kościół powinien być polowym szpitalem, a gdy w końcu pojawiła się okazja, że mógł naprawdę stać się takim szpitalem, zamienił się w niedostępną twierdzę. Przykład wyszedł zza zamkniętych murów Watykanu, który przyjął warunki gry zsekularyzowanego świata. Zapomniano o dziełach miłosierdzia, poświęceniu i ryzyku męczeństwa, ponieważ zapomniano o przeznaczeniu człowieka, które wykracza poza doczesność. Jak wypadnie kolejna próba?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/705871-eksperyment-bioetyczny-ideal-spoleczenstwo-pacjentow