Groteskowe? Mało powiedziane! Na prof. Jerzego Bralczyka spadła fala krytyki za to, że powiedział, iż pies zdycha, a nie „umiera”, a także nie preferuje określenia „adoptowanie” zwierząt. Pod lupę wypowiedzi sławnego językoznawcy wzięła nawet „Gazeta Wyborcza”. „Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze?” - skomentował profesor.
Pies zdechł, a nie „umarł”
„Burza” wybuchła, gdy znany językoznawca prof. Jerzy Bralczyk na antenie neo-TVP Info, wypowiedział się na temat istot „ludzkich i nieludzkich”. Profesor skrytykował używanie takich określeń jak „adopcja” oraz „umieranie”, gdy mowa o czworonogach.
Nie pasuje mi „adoptowanie” zwierząt. Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i preferuję te tradycyjne formuły i sposób myślenia. Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies „umarł”, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety zdechł
— powiedział prof. Bralczyk.
Na pytanie, dlaczego nie można mówić, że pies umarł, prof. Bralczyk odpowiedział
A dlaczego zwierzę żre, ma mordę czy paszczę, sierść, a nie włosy?
Absurdalna burza
W sieci pojawiła się fala kuriozalnych pretensji i oskarżeń pod adresem słynnego językoznawcy.
Profesor Bralczyk przed wypowiedzią o zdychających psach zaznaczył, że jest stary. I przychodzi mi taka impresja do głowy, że pewne osoby nie dostosowały się do zmian, jakie zaszły na świecie. Nie rozumieją, że ich świat, świat patriarchatu, pogardy dla zwierząt, już nie istnieje
— zaatakował wręcz w mediach społecznościowych dziennikarz Damian Maliszewski.
Do profesora Bralczyka mam gigantyczną pretensję nie o to, że jest (jak mówi) stary. O to, że zasłania się swoim wiekiem i wykorzystuje niekwestionowany autorytet, by zaistnieć, uderzając w zwierzęta, których pozycja jest i tak bardzo podła. Niegodne jest dla mnie przemawianie z (zasłużonej) pozycji wybitnego językoznawcy, by umniejszyć istoty, które człowiek od wieków wybija, wykorzystuje, eksploatuje ponad wszelką miarę i panem których się obwołał. Na końcu jeszcze - odmawia im nawet minimum szacunku słowem „umierać”, zastępując je pogardliwym „zdychać”. Profesor zaistniał, ale przy okazji wywołał lawinę komentarzy i deklaracji, świadczących, jak wiele osób nie akceptuje takiego opisu świata. Wszak język opisuje rzeczywistość i także naszą wrażliwość. Można być profesorem i osobą pozbawioną empatii
— zarzuciła w wyjątkowo emocjonalnym tonie Agnieszka Gozdyra z Polsat News.
Oburzenie wyraziły także fundacja Viva! (uznając tę wypowiedź za… „szokującą”) oraz organizacja „Otwarte Klatki”, która stwierdziła, że jest im „bardzo przykro z powodu braku empatii” prof. Bralczyka.
W obronie prof. Bralczyka, choć dość dziwnie ujętej, stanął pisarz Jakub Żulczyk.
Inba o Bralczyka i „pies zdechnął” to jakiś szczyt szczytów sezonu ogórkowego. Tak się po prostu mówiło w jego pokoleniu. Ludzie w jego wieku dorastali w utylitarnym podejściu do zwierząt. Pies pilnował chałupy, kot łapał myszy. Najbardziej przyjacielskie i czułe stosunki, jak pamiętam z dzieciństwa przeżytego na tzw ekhem prowincji, ludzie w wieku babci mieli z krową mleczną
— napisał na portalu X.
Profesor Jerzy Bralczyk - językoznawca, profesor nauk humanistycznych, polonista specjalizujący się w języku mediów, reklamy i polityki, popularyzator wiedzy o języku, wpływowy gramatyk normatywny i autorytet preskrypcyjny. Wiceprzewodniczący Rady Języka Polskiego, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu SWPS. Odznaczony wieloma orderami i nagrodami. Wyraził osobistą opinię, że psów się nie adoptuje, a zwierzęta („niestety”) zdychają. Przeciw niemu wystąpili pisacze z Wyborczej i Natematu, jezuita Grzegorz Kramer i Agnieszka Gozdyra. Pewnie strasznie się przejął
— to z kolei głos rozsądku ze strony Mateusza Ochmana.
„GW” o „gościni” i „ministrze”
Pod lupę inne rzekomo kontrowersyjne (bo niezgodne z lewicowo-liberalną optyką, nieprawdaż?) wypowiedzi profesora wzięła - a jakże! - „Gazeta Wyborcza”. Językoznawca krytykował bowiem takie feminatywy jak „gościni”, czy „ministra”, a do tego przypomniano, że Bralczyk podkreślał, iż „według dotychczasowych interpretacji naukowych, dialekt śląski jest odmianą polszczyzny, ale to wciąż dialekt, nie odrębny język”.
„GW” przypomniała nawet historię z 2022 roku, gdy prof. Bralczyk mówił wprost o Murzynach i ironizował nt. „niebinarności”.
Kilka dni później Maciej Kawecki, prezes organizującego festiwal Instytutu Lema, poinformował, że TikTok zablokował film z wystąpieniem filologa. Słowa Bralczyka zostały uznane za rasistowskie
— opisano.
TikTok zablokował film z wystąpieniem prof. Bralczyka. Słowa znanego językoznawcy i filologa zostały uznane za rasistowskie. Bierze się za niego także Gazeta Aborcza. A prof. Bralczyk ma 77 lat, pozycję naukową, emeryturę i w d..ie wszystkich tych kundli. Emerytury nawet bodnarowcy go nie pozbawią, niezależnie ile ekspertyz by opłacili.
— skomentował to na platformie X prof. Stanisław Żerko.
„Obrazili się na mnie psiarze?”
Co na to sam bohater? Prof. Bralczyk zabrał właśnie głos w tej sprawie.
Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze?
— dopytał prof. Bralczyk w rozmowie z Onetem, podkreślając ponownie, że „nie adoptujemy psów, adoptujemy ludzi”.
Padło też pytanie, czy podobnie rzecz ma się z „umieraniem” psów.
To nie o to chodzi, że nie powinniśmy tak mówić. Możemy, jeżeli ktoś chce. Jednak właściwym słowem, które jest używane w polszczyźnie na określenie śmierci zwierzęcia, jest to, że zdycha. Zdychają i lwy, i komary, i psy, i inne zwierzęta. Niestety, przez wieki zyskało ono negatywne skojarzenie. Umieranie zwierząt jest pewnym nadużyciem metaforycznym tego słowa. I tak jak można powiedzieć, że umierają idee czy umierają państwa, tak można powiedzieć i o zwierzętach. Ale właściwym, pierwotnym słowem jest właśnie zdychać
— wyjaśnił prof. Bralczyk.
Zdychanie ma związek etymologicznie z oddychaniem, wdechem, tchem i wszystkim tym, co jest związane z duchem. Etymologicznie to nie jest słowo nacechowane pejoratywnie. (…). Jeżeli ktoś nie lubi słowa „zdychanie”, to ja bym sugerował używanie, takich jak „odszedł”, „nie ma go”. Jednak umieranie wolałbym zarezerwować dla człowieka, tak samo, jak adopcję
— zauważył językoznawca i wyznał, że „sam jest kociarzem”.
Niestety, koty też zdychają. Przykro, że to robią, ale tak już jest. Dzisiaj nie jest to miłe słowo, ale jest wpisane w polszczyznę
— zaznaczył prof. Bralczyk. .
Szkoda, że środowiska liberalno-lewicowe tak wysokiej wrażliwości nie wykazują chociażby, gdy mowa o aborcji i zabijaniu nienarodzonych dzieci.
olnk/X/onet.pl/interia.pl/wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/699416-absurdalna-burza-wokol-prof-bralczyka-mowil-o-psach