„Gazeta Wyborcza” przekroczyła kolejną granicę postmodernistycznego limesu, za którą jest już tylko nihilizm, uprzedzenia i obrażanie katolików. Oto poeta i prozaik, a takze felietonista Jacek Podsiadło „rozprawił się” z „Bogurodzicą”, którą MEiN miało czelność wprowadzić w podręcznikach szkolnych do kanonu edukacji.
Na samym początku warto zauważyć, bo nie dla każdego musi być oczywiste kim jest Jacek Podsiadło (nie jest raczej rozpoznawalny jak Hemingway czy Kawafis), że autorem tekstu w „Wyborczej” jest poeta i prozaik, odwołujący się do idei pacyfistycznych i anarchistycznych, z którego tekstów (tak na oko biorąc co drugiego) wylewa się żółć i - co tu dużo kryć - nieukrywana niechęć, czy też nawet nienawiść wobec chrześcijaństwa (zwłaszcza katolicyzmu i papiestwa) jako religii, ale też - co widać w omawianym tekście - również jako wielkiej idei cywilizacyjnej, konstytuującej świat, w którym Podsiadło żyje. No, ale skoro anarchizuje, to być może jest tu jakaś infantylna konsekwencja.
Poza tym, był publicystą „Tygodnika Powszechnego” oraz jest laureatem kilku nagród literackich.
Typowo rewolucyjny zapał
Jacek Podsiadło zamieścił w „Gazecie Wyborczej” tekst, w którym - jak przystało na lewicowo-liberalnego literata zapatrzonego w postmodernizm - narzeka na obecność „Bogurodzicy”, czyli pierwszego zachowanego utworu literackiego w języku polskim, a także średniowiecznego hymnu religijnego i rycerskiego, który (nie oszukujmy się!) każdy Polak kiedyś słyszał, pośród szkolnych lektur dla klasy pierwszej szkoły średniej. Utyskuje on też na „Lament Świętokrzyski”, który tak samo znalazł się w tym kanonie.
Przede wszystkim wydaje się autora boleć nazywanie „Bogurodzicy” mianem kunsztownego arcydzieła literatury narodowej. Wykazuje przy tym typowy dla wielu dyletantów prezentyzm, porównując współczesny stan badań literackich ze średniowiecznym tekstem.
Stworzenie arcydzieła w języku, który dopiero się kształtuje, nie jest możliwe. Dziwi też, że arcydziełem ma być utwór określany jako „trop”, czyli konwencjonalny, retoryczny wstęp poprzedzający w liturgii kościelnej czytanie z Biblii lub inny tekst
— napisał Podsiadło.
Uznał też, że jest w stanie napisać takich utworów dwadzieścia, „nim kur zaśmieje się trzy razy”, czyniąc niską i jakże żałosną aluzję do ewangelicznych słów Chrystusa do Piotra.
Ciekawe, czy „wielki literat” Podsiadło poradziłby tak sobie w XIII wieku, choć zapewne liczenie czasu naszej ery od urodzin Jezusa Chrystusa także przyprawia go o gorączkowe drgawki.
Dajcie mi miejsce, gdzie mógłbym oprzeć łokieć, a nim kur zaśmieje się trzy razy, napiszę 20 takich
— stwierdził.
W iście rewolucyjnym zapale, jaki Komsomolcy wykazywali przy okazji radzieckich pięciolatek, Jacek Podsiadło krytykuje w rzekomo prześmiewczym tonie zachwyt autorów podręcznika „Oblicza epok” wobec kunsztu szacownego zabytku literatury, jakim jest „Bogurodzica”.
Wskazuje on przy tym, że przedstawiona w książce relacja przeciwstawna słów Bogurodzica i dziewica została wymyślona zapewne po to, by wierni mogli w łatwy sposób zrozumieć, a może jedynie przyjąć treść katolickich dogmatów wiary.
Rozumiecie? Ponieważ już dwa pierwsze słowa zawierają oczywistą bzdurę (nie można być jednocześnie matką i dziewicą, sensy tych słów nie tyle się odpychają, co wręcz napierdzielają się po łbach), należy nazwać bzdurę antytezą i świadectwem kunsztu „uczonego autora”
— napisał Podsiadło w „Gazecie Wyborczej”.
Ciekawe jakby zareagował on na stwierdzenie, że oczywistym absurdem, nonsensem i bzdurą jest twierdzenie, by mężczyzna mógł urodzić dziecko, albo że kobieta, która czuje się mężczyzną, wciąż jest kobietą. Logicznie rzecz biorąc należy przypuszczać, że Jackowi Podsiadle mina by zrzedła w momencie podważania tęczowych dogmatów.
Przeintelektualizowana wulgaryzacja
Jacek Podsiadło wyżywa się też na autorach podręcznika szkolnego z powodu ich uznania dla „Bogurodzicy”, które objawia się też w ilości wołaczy użytych w tekście.
„Intelektualizm” Bogurodzicy rośnie wprost proporcjonalnie do ilości błogosławionych dziewic na dzień dobry
— ocenił.
Cóż, każdy chyba może bez przeprowadzenia większej analizy stwierdzić, że pan literat szuka na siłę miejsca, do którego mógłby się przyczepić i które chciałby w łatwy sposób obśmiać. Nie wiadomo tylko czy wie, że sam jest śmieszny w tym zapamiętałym wojowaniem ze średniowiecznymi twórcami.
Wszystko w tej analizie sprowadza się do wykorzystania tanich chwytów erystycznych, które z pewnością są obliczone na wywołanie u przedstawicieli „fajnopolactwa” chichotu i drwiącej satysfakcji, czego najlepszym przykładem jest desakralizowanie i wulgaryzowanie wszystkiego, co nosi znamiona tradycji religijnej czy kultury chrześcijańskiej w ogóle.
Aleksander Wilkoń, którego zdaniem „Bogurodzica tworzy wiersz będący niby romańska katedra całością zbudowaną ze spoiście powiązanych części” (o! mój okap kuchenny zbudowany jest tak samiuśko!), cytuje innego bogurodzicologa, Jerzego Woronczaka
— napisał autor tekstu w „Wyborczej”.
Dodaje też, że „trzy czwarte ‘Bogurodzicy’ to wata słowna, najczęściej stosowanym zabiegiem literackim jest jeden z najprostszych: powtórzenie. Nie mogąc zaprzeczyć jej prostocie, bogurodzicolodzy zawsze mówią o prostocie ‘wyrafinowanej’”.
Wystarczy najbardziej nieoryginalny, jaki być może, rym tautologiczny Maryja-Maryja nazwać „grą epifor” i już można śmiało, bez konieczności uzasadniania, uznawać za szczytowe wykwity poezji ustępy utrzymane w poetyce pitu-pitu i pierdu-pierdu
— uzupełnia swoje wywody.
Jacek Podsiadło, gdy już dał upust swojej chęci obrażania chrześcijaństwa, religii i Najświętszej Maryi Panny, zaczął utyskiwać, że Platforma Edukacyjna MEN, która jest - według niego - rzekomo „zindoktrynowana”, żąda od młodzieży zastanowienia się np. nad pytaniem, dlaczego św. Jan Chrzciciel jest pośrednikiem między Jezusem Chrystusem a ludźmi.
Boli go też, że jego córka musi się rzekomo uczyć języka polskiego z katechizmu, co oczywiście nie jest prawdą, jeśli by się tylko nad tym przez moment zastanowić (dzieci i młodzież nie uczą się szczegółowych prawd wiary i przepisów kanonicznych, tylko wynikających z nich dla życia w naszej cywilizacji skutków kulturowych).
Typowo przeintelektualizowana analiza pod z góry założoną tezę, którą zaprezentował Jacek Podsiadło, nie stroniąca od drwin i szyderstw wobec katolików, wykazuje emblematyczny dla tego środowiska stosunek do naszej chrześcijańskiej cywilizacji i kultury. Może to pana literata boleć, ale on też z niej wyrasta i żadne infantylne bunty, w których rzuca się klątwy i inwektywy, nie są w stanie tego zmienić. Jedyna dla niego nadzieja to już chyba tylko pani Nowacka i jej deforma edukacji, może wtedy będzie mógł spać spokojniej.
CZYTAJ TEŻ:
maz/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/698245-wyborcza-drwi-z-bogurodzicy-pierdu-pierdu-pitu-pitu