Czy słyszeliście Państwo kiedyś, by prywatna firma oferowała swoim pracownikom gigantyczne pieniądze za urodzenie dziecka? Taką propozycję złożył niedawno zatrudnionym u siebie osobom koncern Booyoung Group, gigant branży budowlanej w Korei Południowej. Za każde urodzone dziecko obiecano wypłacenie kwoty 100 milionów wonów (czyli równowartość 75.000 dolarów). Prezes spółki uzasadnił nadzwyczajne środki nadzwyczajną sytuacją, alarmując, że narodowi grozi wyginięcie.
W owym alarmistycznym tonie nie ma krzty przesady. Korea Południowa ma dziś najniższy współczynnik dzietności na świecie. W 2023 roku wyniósł on zaledwie 0,72 dziecka na kobietę, a w samym Seulu – 0,55 (przypomnijmy, że aby zapewnić zastępowalność pokoleń, czyli aby liczba urodzeń równoważyła liczbę zgonów, potrzebny jest współczynnik 2,1). W tym roku przewidywany jest dalszy spadek – do 0,68. Demografowie sygnalizują, że jest to nienotowany dotąd nigdzie na świecie najniższy poziom dzietności, bezprecedensowy w całej epoce nowożytnej.
Wiąże się z tym zjawisko starzenia się południowokoreańskiego społeczeństwa. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX stulecia młodzi ludzie w wieku od 19 do 34 lat stanowili tam około 30 proc. populacji, dziś jest to już tylko 20 proc., a w 2050 roku – przy utrzymaniu obecnych tendencji – ich odsetek zmaleje do 10 proc. Fenomen zwany „siwym przypływem” oznacza spowolnienie, a nawet zahamowanie wzrostu gospodarczego oraz przeciążenie służby zdrowia i systemów emerytalnych.
Ministerstwo ds. Zwalczania Niskiego Wskaźnika Urodzin
Dlatego prezydent kraju Yoon Suk-yeol ogłosił niedawno powołanie do życia nowego resortu: Ministerstwa ds. Zwalczania Niskiego Wskaźnika Urodzin. Zadaniem nowego urzędu ma być walka z największym zagrożeniem dla przyszłości narodu, jakim jest niska dzietność.
Rodzi się jednak wątpliwość, czy uda się rozwiązać ten problem metodami administracyjnymi. Ten sam polityk dwa lata temu przyznał przecież, że od 2006 roku Korea Południowa wydała aż 200 miliardów dolarów na odwrócenie niekorzystnych tendencji demograficznych, a jednak nie udało się tego procesu powstrzymać – mało tego: mimo ogromnych nakładów pieniężnych, nasilił się on jeszcze bardziej (np. w 2015 roku współczynnik dzietności wynosił 1,24).
Zachęty finansowe, ulgi podatkowe, wydłużenie urlopów macierzyńskich i ojcowskich, oferowanie „bonów na dziecko”, tanie kredyty mieszkaniowe – to wszystko okazało się nieskuteczne. Dlaczego? Ponieważ główny powód zapaści demograficznej ma przyczyny nie ekonomiczne, lecz kulturowe, o czym pisałem niedawno na portalu wPolityce.
CZYTAJ TAKŻE: Pokolenie bez dzieci, czyli potomstwo jako największe zagrożenie dla ludzkiego szczęścia. Zapaść demograficzna pogłębia się
Kultura pracoholiczna kontra rodzina
Dlaczego jednak Korea Południowa ma niższy przyrost naturalny niż np. państwa Europy Zachodniej, także dotknięte kryzysem demograficznym? Otóż decydują o tym dodatkowe czynniki kulturowe, charakterystyczne dla owego azjatyckiego kraju. Oprócz wspólnej z cywilizacją zachodnią dominującej kultury masowej, która promuje model bezdzietności, warto wspomnieć o dwóch zjawiskach. Pierwszym z nich jest – jak ujął to raport tamtejszego Banku Centralnego – „pracoholiczna kultura kraju i presja ultrakonkurencyjności w miejscu pracy”.
W Korei Południowej status społeczny związany jest z posiadaniem wyższego wykształcenia oraz wykonywaniem wysoko płatnych zawodów, takich jak np. lekarze czy prawnicy. Rodzi to ducha rywalizacji i konkurencyjności już od najmłodszych lat szkolnych. Dlatego około 80 proc. uczniów, oprócz uczęszczania do szkoły, korzysta też z usług ośrodków zwanych „hagwon”, które tworzą zinstytucjonalizowany system korepetycji przygotowujący do egzaminów, najpierw do szkół średnich, a później na wyższe uczelnie. W samym tylko Seulu działa ponad 24 tysiące tego typu placówek dodatkowej edukacji. Efekt finalny jest imponujący, ponieważ Korea Południowa ma najwyższy na świecie wskaźnik wykształcenia: aż 88 proc. kobiet i 83 proc. mężczyzn w wieku od 19 do 34 lat ukończyło tam studia lub nadal studiuje.
Ten pęd ku zdobywaniu statusu społecznego i pozycji zawodowej ma jednak także swoje negatywne skutki. Nie wszystkie dzieci wytrzymują presję związaną z oczekiwaniami rodziców i otoczenia. Według oficjalnych danych, liczba uczniów szkół podstawowych w wieku od 6 do 11 lat, które są leczone z powodu depresji, wzrosła w ciągu ostatnich 5 lat o 91,5 proc. W tym samym czasie aż 822 dzieci wieku od 6 do 17 lat popełniło samobójstwo. Wiele osób jeszcze przed ukończeniem 30. roku doświadcza poczucia wypalenia i samotności. Aż 21,5 proc. mieszkańców Korei Południowej w wieku od 19 do 34 lat deklaruje, że „nie ma przyjaciół ani rodziny, do których mogliby się zwrócić w razie potrzeby”. Odsetek osób samotnych „na całe życie” wzrósł z 5 proc. w 2013 roku do 14 proc. w 2023 roku.
W pracoholicznej kulturze nie ma czasu na nawiązywanie relacji. Wielu młodych ludzi w Korei Południowej postrzega miłość, romans i randki jako rzadki luksus, będący poza ich zasięgiem. Poświęcanie czasu na urodzenie dziecka okazuje się zbyt dużym ryzykiem, na który nie można sobie pozwolić.
W 2022 roku średnia wieku kobiet wychodzących za mąż wynosiła 31,2 lata (jeszcze w 2000 roku było to 26,5 lat). Wśród młodych dorosłych stanu wolnego zamierza w przyszłości wejść w związek małżeński tylko 79,8 proc. mężczyzn i 69,7 proc. kobiet. Trudność w znalezieniu sobie partnerów na całe życie wynika m.in. z olbrzymiej polaryzacji politycznej, jaka panuje w Korei Południowej między obu płciami. Okazuje się, że podczas wyborów w 2022 roku 75,1 proc. mężczyzn w wieku 18-29 lat poparło kandydata konserwatywnego, natomiast 67 proc. kobiet w tej samej kategorii wiekowej opowiedziało się za kandydatem lewicowo-liberalnym. O politycznym różnicowaniu się płci jako zjawisku globalnym, które dotyka także Koreę Południową, pisałem kilka miesięcy temu na portalu wPolityce. — Nowy globalny podział płci, czyli światy młodych mężczyzn i młodych kobiet oddalają się od siebie
Jeszcze gorzej z demograficznego punktu widzenia przedstawiają się inne deklaracje młodych dorosłych Koreańczyków stanu wolnego. W tej grupie tylko 70,5 proc. mężczyzn i zaledwie 55,3 proc. kobiet planuje w przyszłości mieć dzieci. Z każdym rokiem zmniejsza się więc nie tylko liczba kobiet w wieku reprodukcyjnym, lecz także w tej puli zmniejsza się liczba kobiet pragnących mieć potomstwo.
Bezwyznaniowość a obowiązki społeczne
Drugim czynnikiem, który należy rozpatrywać przy analizowaniu przypadku południowokoreańskiego, jest wymiar duchowy. Według spisu powszechnego z 2015 roku około 57 proc. obywateli tego kraju zadeklarowało brak przynależności do jakiejkolwiek religii. To jeden z najwyższych współczynników bezwyznaniowości na całym świecie. Poza tym ok. 20 proc. mieszkańców określiło się jako protestanci, ponad 15 proc. jako buddyści, a około 8 proc. jako katolicy.
Warto zestawić te dane z wynikami niedawnych badań przeprowadzonych przez renomowany ośrodek demoskopijny Pew Research Center w krajach Azji Wschodniej. Na pytanie, czy kobiety mają społeczny obowiązek posiadania dzieci, twierdząco w Korei Południowej odpowiedziało 43 proc. buddystów, 33 proc. chrześcijan i 22 proc. osób niezwiązanych z żadną religią. Oznacza to, że osoby bezwyznaniowe czują się w najmniejszym stopniu zobowiązane wobec własnego społeczeństwa do prokreacji i wychowania dzieci. A takich ludzi jest tam najwięcej, bo aż 57 proc. ludności.
Południowokoreańscy socjologowie na określenie tamtejszej młodzieży używają różnych nazw. Najpierw pojawiło się pojęcie „pokolenie Sampho”, czyli „pokolenie trzech odmów” – to ludzie, którzy odmawiają sobie w życiu randek, małżeństw i posiadania dzieci. Później zaczęto używać terminu „pokolenie Opho”, czyli „pokolenie pięciu odmów”, ponieważ do poprzednich wartości, z których ta generacja postanowiła zrezygnować, doszły jeszcze: posiadanie domu i zatrudnienia. Kolejną kategorią stało się „pokolenie Chilpho”, czyli „pokolenie siedmiu odmów” – to miano przylgnęło z kolei do młodzieży, która dodatkowo zaczęła odmawiać sobie nawiązywania relacji interpersonalnych oraz nadziei w życiu. Następną nazwą, która weszła wkrótce potem do obiegu, stało się „pokolenie Kupho”, czyli „pokolenie dziewięciu odmów” – to osoby, które uchylają się jeszcze od zajmowania się swoim zdrowiem i wyglądem. Ostatnim pojęciem jest „pokolenie Sippho” („pokolenie dziesięciu odmów”), zwane też „pokoleniem Wanpho” (czyli „pokoleniem pełnej odmowy”). Przedstawiciele tej kategorii do dziewięciu wartości, które odrzucają, dodają dziesiątą: własne życie. To już ideał samobójczy.
Taki ideał w skali zbiorowej mógł się pojawić jedynie w kraju, które popełnia demograficzne samobójstwo. A Korea Południowa, niestety, podąża tą drogą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/692481-pokolenie-dziesieciu-odmow-w-korei-poludniowej