Swego czasu byłem świadkiem dyskusji między dwoma polemistami – lewicowym i konserwatywnym – którzy debatowali na temat obecności wątków homoseksualnych w dzisiejszej kulturze masowej.
Gramsci versus Stendhal
Konserwatysta twierdził, że coraz większe nasycenie produkcji filmowych, telewizyjnych czy muzycznych motywami gejowskimi oraz lesbijskimi wynika z celowej strategii środowisk lewicowych, będącej skutkiem „długiego marszu przez instytucje”. Innymi słowy, „gejowska propaganda” jest w większym stopniu rezultatem realizowania określonego planu ideologicznego niż efektem spontanicznej twórczości artystycznej.
Ze wspomnianą tezą polemizował lewicowy oponent, parafrazując słynne powiedzenie Stendhala i przekonując, że współczesny film – niczym niegdyś powieść – jest „zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu”, a więc stara się oddać klimat dzisiejszej epoki. Jeśli więc kinematografia pokazuje tak wiele pozytywnych postaci homoseksualnych, to znaczy, że jest ona odbiciem rzeczywistości. A poza tym – pytał z ironią lewicowy dyskutant – jak to sobie pan wyobraża: że w wytwórni filmowej pracuje jakiś urzędnik od spraw gejów i lesbijek i nakazuje reżyserom i scenarzystom, żeby wstawiali do swoich filmów postaci homoseksualistów jako budzących sympatię bohaterów?
To retoryczne pytanie było niczym morderczy sztych, którego konserwatywny polemista nie był w stanie odparować. Rzeczywiście trudno sobie było wyobrazić, by w kapitalistycznej firmie, w gospodarce wolnorynkowej, w wolnym świecie, mógł funkcjonować urzędnik na podobieństwo sowieckiego komisarza do spraw politycznych, który decydowałby o ideologicznej wymowie filmu.
Konserwatywny dyskutant nie miał wówczas dobrej odpowiedzi. I oto po latach przynosi ją samo życie. To, co jego lewicowy oponent przedstawiał jako absurdalną karykaturę, okazuje się dziś rzeczywistością.
Komisarz do spraw politycznych Walta Disneya
Kilka dni temu wytwórnia The Walt Disney Company ogłosiła, że zwalnia po sześciu latach pracy Latondrę Newton, która pełniła w firmie funkcję dyrektora ds. różnorodności (Chief Diversity Officer). Poczynając od 2017 roku wspomniana pani nakazywała umieszczanie „inkluzywnych” postaci we wszystkich produkcjach Disneya przeznaczonych dla dzieci. To ona była odpowiedzialna na włączenie do fabuły filmu „Buzz Astral” czarnoskórej lesbijki oraz pierwszego lesbijskiego pocałunku w historii kina animowanego. To ona zdecydowała, że w filmie „Elemental” główną bohaterką stała się pierwsza w dziejach kinematografii dziecięcej osoba „niebinarna”. Ona stała też za tym, by postać Małej Syrenki, która w oryginalnej wersji była bladą, rudowłosą istotą z nordyckich podań, zagrana została w ostatniej ekranizacji przez czarnoskórą aktorkę.
Latondra Newton nie ograniczała swej aktywności do produkcji filmowych, lecz także wtrącała się w funkcjonowanie parków tematycznych Disneya. To ona zakazała pracownikom Disneylandów zwracania się do zwiedzających per „pan”, „pani” lub „on”, „ona”, bez uprzedniego zapytania o preferowane zaimki. Ona nakazała też usunięcie znanego nagrania z powitaniem „Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta!” poprzedzającego pokaz sztucznych ogni w Disneylandzie w Orlando na Florydzie.
Latondra Newton była więc amerykańskim odpowiednikiem sowieckiego politruka – dokładnie takim, w którego istnienie wątpił (ba! którego możliwość istnienia wyśmiewał) wspomniany przeze mnie lewicowy dyskutant. To, co w jego oczach miało być szyderstwem ze spiskowej teorii dziejów, okazało się rzeczywistością.
Podręcznikowy przykład finansowej katastrofy
Być może o wspomnianej pani nie usłyszelibyśmy nigdy, gdyby nie opłakane dla budżetu Disneya skutki jej działalności. Produkcje, które nasyciła sporą dozą „inkluzywności” i „różnorodności”, okazały się totalną klapą finansową. „Buzz Astral”, „Elemental” czy „Mała Syrenka”, mimo ogromnych nakładów, przyniosły zamiast krociowych zysków olbrzymie straty. Zadecydował o tym przede wszystkim bojkot, do którego zaczęli nawoływać w internecie przerażeni rodzice po tym, co zobaczyli na ekranach, gdy wybrali się ze swymi pociechami do kin. Apel odniósł skutek: większość tych, którzy wcześniej byli wiernymi fanami Disneya, stwierdziła, iż nie pozwoli na deprawację swych dzieci, i przyłączyła się do protestu. Co ciekawe, produkcje zostały masowo zbojkotowane nie tylko w USA, lecz także w Chinach, Japonii i Korei Południowej.
Zwolnienie Latondry Newton to nie tylko przyznanie się do błędu, który kosztował koncern utratę pieniędzy oraz reputacji w oczach wielu rodzin. To także sygnał, że wytwórnia zamierza dokonać korekty ideologicznego kursu, który przyniósł jej tak wiele strat. Świadczą o tym pierwsze wypowiedzi osób, które zatrudniono, by wyciągnęły firmę z tarapatów.
Przypadek Disneya nie jest odosobniony. W ostatnim czasie olbrzymie straty (o czym pisałem niedawno na portalu wPolityce) zanotowały firmy, które oparły swe kampanie promocyjne na propagowaniu przesłania środowisk LGBTQ, takie jak Anheuser-Busch czy Target.
CZYTAJ WIĘCEJ: Amerykanie mają dość tęczowego socrealizmu, czyli rynkowe kłopoty gigantów biznesu w USA. „Bud Light Effect” przejdzie do historii
Do grona tego dołączył również koncern Gillette, który wyprodukował spot będący jednym wielkim oskarżeniem całej męskiej populacji, a więc głównych odbiorców wytwarzanych przez tą firmę produktów. Mężczyźni zostali tam przedstawieni jako seksiści z samej swej natury, tak jakby pogarda dla kobiet była czymś, z czym się urodzili. Nic więc dziwnego, iż wielu dotychczasowych klientów Gillette poczuło się osobiście dotkniętych wspomnianym spotem i postanowiło nie płacić komuś, kto ich obraża i z poczuciem wyższości poucza, że powinni zostać poddani reedukacji. Dla każdego normalnie myślącego człowieka efekt takiej kampanii mógł być tylko jeden: spadek sprzedaży. I tak też się stało.
Być może Gillette, wzorem Disneya, powinien także rozważyć zwolnienie swojego komisarza do spraw politycznych… przepraszam… dyrektora do spraw różnorodności…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/652456-teczowa-ideologizacja-zrodlem-problemow-finansowych-disneya