„Jeśli nie będziemy mieć więcej dzieci, cywilizacja upadnie. Zapamiętaj moje słowa”. Kto to powiedział? Elon Musk. Najbogatszy człowiek świata od lat powtarza, że największy problem ludzkości stanowi nie przeludnienie, lecz wręcz przeciwnie – planetarny kryzys demograficzny.
Temu zagadnieniu poświęcił swoje wystąpienie podczas Światowej Konferencji Sztucznej Inteligencji w Szanghaju latem 2019 roku; o tym mówił podczas konferencji zorganizowanej przez „Wall Street Journal” w Waszyngtonie w grudniu 2021 roku; ten motyw powraca często w jego internetowych wpisach, jak np. w maju 2022 roku, gdy komentował sytuację demograficzną w Japonii („Japonia w końcu przestanie istnieć i byłaby to wielka strata dla świata”) czy we Włoszech („Jeśli ta tendencja się utrzyma, we Włoszech nie będzie już ludzi”).
Brak dzieci = brak mózgów
Wystąpienia Elona Muska są polemiką z apokaliptycznymi poglądami klimatycznych i ekologicznych katastrofistów, którzy uważają, że im mniej rodzi się dzieci, tym lepiej dla środowiska. Dlatego – ich zdaniem – ratunkiem dla naszej planety powinna być depopulacja oraz prowadzenie polityki antynatalistycznej. Miliarder uważa, że jest to totalna bzdura i zachęca do posiadania licznego potomstwa, stawiając za przykład samego siebie – ojca siedmiorga dzieci.
Warto wsłuchać się w słowa Muska, który nie tylko polemizuje z poglądami neomaltuzjańskimi, lecz także przedstawia szereg przekonujących argumentów na rzecz swojego stanowiska.
Dla zwolenników polityki antyludnościowej każdy noworodek to tylko usta, które jedzą (a więc pochłaniają coraz więcej kurczących się zasobów żywnościowych naszej planety) i oddychają (a więc emitują do środowiska dwutlenek węgla, przyczyniając się do globalnego ocieplenia i zmian klimatycznych). Dla Muska natomiast każdy noworodek to dodatkowy mózg, którego potencjał może być twórczo wykorzystany do tego, by świat wokół nas stał się lepszy. Powołując się na swoje doświadczenie biznesowe, najbogatszy człowiek na naszej planecie twierdzi, że największym kapitałem na świecie jest człowiek.
Brak dzieci = brak nadziei
Źródła tego kapitału społecznego wysychają jednak, gdy brakuje ludzi. Kryzys demograficzny oznacza nie tylko brak rąk do pracy i mózgów do myślenia, lecz także nieuchronne starzenie się społeczeństw, z czym związana jest mniejsza mobilność i elastyczność, mniejsza chęć do podejmowania ryzyka i do odpowiadania na nowe wyzwania oraz mniejsza skłonność do innowacji i przedsiębiorczości. Z kolei wzrastający przyrost demograficzny wpływa kreatywnie na społeczeństwa, wywołując twórczą presję, która zmusza je do poszukiwania i tworzenia nowych źródeł bogactw.
Osoby i społeczeństwa, które ulegają szerzącemu się dziś katastrofizmowi i myślą w kategoriach depopulacji, tracą z pola widzenia długofalową perspektywę rozwojową. Dla nich długoterminowa optyka zawęża się do ograniczania liczby ludności i zmniejszania śladu węglowego, natomiast brakuje w niej impulsów do kreatywnego myślenia i działania. Brakuje wielkich wizji i projektów przyszłościowych.
Brak dzieci = brak przyszłości
Światopogląd wyznawców klimatycznej apokalipsy jest głęboko pesymistyczny i podszyty rozpaczą. To ludzie, którzy nie patrzą w nadzieją w przyszłość, lecz spodziewają się po niej najgorszego. Dlatego nie lokują w niej swych dążeń i aspiracji. Dlatego nie chcą mieć dzieci i nie chcą, by mieli je inni. Dlatego tracą swój czas i energię na wyhamowywanie dotychczasowych procesów cywilizacyjnych zamiast na wytyczanie nowych ścieżek rozwojowych. Sami ograniczają swą inteligencję kognitywną, skazując się na stagnację i regres.
Po społeczeństwach złożonych z takich jednostek trudno oczekiwać myślenia długofalowego w postaci ambitnych celów i wielkich projektów. Trudno oczekiwać przyszłości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/651015-elon-musk-przeciw-prorokom-depopulacji