„W pewnych krajach myśli się już raczej w kategoriach zabezpieczających dziecko przed rodzicami i tym, jaką krzywdę rodzic teoretycznie może swojemu dziecku zrobić. Oczywiście, nie zaprzeczam, że niektórzy rodzice faktycznie krzywdzą swoje dzieci i tutaj państwo jak najbardziej powinno reagować. Tym niemniej, zakładanie z góry, że wszyscy tak robią albo będą robić, jest po prostu wypaczeniem” - mówi portalowi wPolityce.pl dr Sabina Zalewska, psycholog rodziny, pedagog, terapeutka i psychoedukatorka.
wPolityce.pl: Jak oceniłaby Pani obywatelski projekt ustawy „Chrońmy Dzieci. Wspierajmy Rodziców”?
Dr Sabina Zalewska: Myślę, że jest to projekt, który daje takie bardzo szerokie możliwości rodzicom, przywraca im taką równowagę i kontrolę nad tym, co może się wydarzyć w szkole czy w ogóle w placówkach edukacyjnych.
Jestem zresztą zwolennikiem każdej oddolnej inicjatywy, kiedy rodzice czy w ogóle obywatele, biorą różnego rodzaju sprawy w swoje ręce i myślę, że jest to bardzo potrzebne.
Środowiska lewicowo-liberalne często podnoszą kwestie związane nie tylko z seksualnością człowieka, ale ostatnio również – ze zdrowiem psychicznym i coraz częstszymi próbami samobójczymi wśród dzieci i młodzieży. Środowiska konserwatywne wiążą ten poważny problem z „eksperymentami” wokół seksualności i przestrzegają, że tego typu działania lewicy zmierzają w kierunku robienia dzieciom „wody z mózgu”, zaburzania ich tożsamości i tym samym - wywoływania problemów psychicznych. Czy istnieje jakaś korelacja między tymi dwoma zjawiskami: problemami psychicznymi nieletnich oraz tymi właśnie „eksperymentami” z seksualnością, płciowością?
W tej chwili nie znam badań pokazujących, na ile różnego rodzaju „warsztaty” czy „zajęcia” związane z seksualnością, które wchodzą do placówek edukacyjnych „dolewają oliwy do ognia”. Myślę, że kondycja psychiczna dzieci i młodzieży w Polsce ogólnie jest zła i jeżeli myślimy o tych różnych lewicowych organizacjach, które chętnie podejmują temat różnych zaburzeń tożsamości seksualnej u dzieci, może to powodować dodatkowo w tej sferze różnego rodzaju problemy. Wydaje mi się jednak, że z innymi zaburzeniami zdrowia psychicznego te działania nie mają związku.
I również prezes PiS Jarosław Kaczyński, ale zwłaszcza marszałek Sejmu Elżbieta Witek, mówiąc o projekcie ustawy „Chrońmy Dzieci” podczas wczorajszej konferencji prasowej podkreślali, że chodzi o ochronę najmłodszych przed seksualizacją, przed różnego rodzaju inicjatywami nieadekwatnymi do wieku dzieci, zwłaszcza w kontekście tożsamości płciowej
Jak najbardziej, w tym kontekście dużo mam obserwacji związanych z zaburzeniami tożsamości płciowej wśród dzieci, niejasnością i trudnościami wyboru. Wiele czynników się tu nakłada, trudno stwierdzić, czy jeden.
Tym niemniej, jak rozumiem, osobom, które podnoszą kwestię zbyt wczesnej seksualizacji dzieci, chodzi raczej o to, żeby dzieci dojrzewały do swoich własnych decyzji, a nie, żeby ktoś te decyzje przyspieszał i jeszcze bardziej mieszał im w głowie.
Tym bardziej, że jeśli te decyzje spotykają się z niezrozumieniem – a dzieci są do nich przywiązane - rzeczywiście może się to objawić myślami lub próbami samobójczymi – a do tego przecież nie chcemy doprowadzić.
Marszałek Witek nawiązała w swoim wystąpieniu do pewnej sytuacji, która dotyczyła dziecka sześcioletniego, jeszcze w przedszkolu. W jednej z placówek chłopcom kazano przebrać się za dziewczynki, dziewczynkom za chłopców, i umalować się, po czym zrobiono im zdjęcia. Jedno z dzieci bardzo to przeżyło.
Co prawda w Polsce nie słyszałam jeszcze o tym, aby organizacje tak ostro wchodziły do szkół, z taką deprawacją, bo tak to trzeba nazwać, ale z zagranicy tego rodzaju przykłady już napływały, było ich bardzo dużo – od czytania bajek przez transwestytów do działań już wprost związanych z seksualnością dzieci.
Rozumiem więc, że polscy rodzice się tego boją, widząc jakieś próby wejścia takich organizacji do placówek organizacyjnych, i próbują się temu przeciwstawić, mieć jakąś kontrolę nad tym, kto i w jaki sposób będzie rozmawiał z ich dziećmi na różne tematy. I to jest dla mnie jak najbardziej zrozumiałe.
Czy dzieci, dajmy na to, w wieku przedszkolnym, 5-6-letnie, w ogóle przywiązują wagę do swojej seksualności w takim stopniu, jak próbują nas przekonywać niektóre środowiska w Polsce?
W takim kontekście działań seksualnych z pewnością nie i w ogóle nie mają ich w głowie. Jeżeli chodzi o jakiś rodzaj odkrywania swojej seksualności – na zasadzie „jestem dziewczynką/jestem chłopcem”, to na pewno. Taka ciekawość pojawia się już w wieku przedszkolnym i mówią o tym już najstarsze badania.
Wciąż jednak jest to sfera intymna i rodzice mają prawo, żeby to pozostało w takiej sferze, żeby jej nie obnażać i niczego nie przyspieszać.
Jeśli ktoś wykorzystuje sam fakt rozwojowego zaciekawienia tym, że „jestem odmienna od mojego kolegi, bo jestem dziewczynką”, który podąża w stronę rozeznawania na zasadzie „kim jestem”, „jaki jestem” i doda takie elementy, które idą w stronę działania seksualnego, a one w tym wieku w ogóle nie powinny być obecne, to brzmi to już w moim odczuciu bardzo niebezpiecznie.
Dlatego dobrze, że rodzice zaczynają brać sprawy w swoje ręce.
Czy rzeczywiście jest tak, że rodzice muszą walczyć o prawo do decydowania o tym, czego będą uczyć się ich dzieci w szkole czy przedszkolu?
Myślę, że te wpływy są już bardzo mocno widoczne, bo rodzice jednak traktowani są – w Polsce jeszcze nie, ale w wielu krajach, zwłaszcza chyba w Skandynawii, choć nie tylko – jako ci, którzy stanowią zagrożenie dla dziecka, a nie pierwsze i podstawowe wsparcie.
W pewnych krajach myśli się już raczej w kategoriach zabezpieczających dziecko przed rodzicami i tym, jaką krzywdę rodzic teoretycznie może swojemu dziecku zrobić.
Oczywiście, nie zaprzeczam, że niektórzy rodzice faktycznie krzywdzą swoje dzieci i tutaj państwo jak najbardziej powinno reagować. Tym niemniej, zakładanie z góry, że wszyscy tak robią albo będą robić, jest po prostu wypaczeniem.
Zdecydowana większość rodziców na pewno kocha swoje dzieci i stara się im pomóc i je wesprzeć, a nie im zagraża.
I tym „krzywdzeniem” i „stwarzaniem zagrożenia” może być nawet sam fakt wychowywania dziecka w zgodzie z wartościami, które przyświecają rodzicom i nie są patologiczne czy szkodliwe, a po prostu wynikają np. z wyznawanej przez rodziców religii?
Tak, niektórzy w ten sposób to pojmują. Widzą zagrożenie dla dziecka w przekazywaniu im wartości, które rodzice uważają za najważniejsze. A przecież jest to naturalna rzecz związana z wychowaniem - jeśli coś jest dla mnie ważne albo ja definiuję przez to świat, to chcę to dziecku przekazać.
Są nawet takie trendy, zresztą wcale nie odległe i niekoniecznie niszowe, które widzą w tym zagrożenie i uważają, że dziecko samo powinno dokonać wyboru. Tyle że do samodzielnego wyboru w pewnych kwestiach dziecko, zwłaszcza małe, nie ma predyspozycji.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Rozm. JJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/645341-nasz-wywiad-dr-zalewska-o-projekcie-chronmy-dzieci