Estetyzowanie i moralizowanie nie wymaga wysiłku, więc prowadzi do intelektualnego rozmemłania, co ma takie skutki, że czasem nawet Krystyna Janda „sama nie wie, co mówi”.
Chyba nam zamiera publiczna debata. Jest bowiem coraz mniej intelektualna, a za to mamy rosnącą liczbę domorosłych estetów i moralizatorów. Oni nie analizują rzeczywistości, lecz ją estetyzują i przemoralizowują. Najczęściej robią to ludzie kultury, nauki, dziennikarze i komentatorzy. Bo uważają się za kontynuatorów inteligentów z misją, którzy zaludniają nie tylko setki powieści powstałych w ostatnich 150 latach, ale są doświadczeniem rodzinnym wielu Polaków. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przesada.
Moralizatorką i estetką „do bólu” jest aktorka i teatralna menedżerka, Krystyna Janda. W rozmowie z Onetem (31 stycznia 2023 r.) opisała współczesną Polskę jako kraj, gdzie wszystko jest przygnębiające:
Wszyscy się gubimy. Obserwuję to, co się dzieje dookoła, mam uczucie, że większość, co najmniej 60 proc. otaczających mnie ludzi ma problemy, jest w depresji, boją się o przyszłość. I są smutni.
Zapewne dopiero teraz ci ludzie mają problemy, bo wcześniej wiedli sielankowe życie. Musi tak być, skoro „granice normalności, spokoju, przyzwoitości i prawdy zostały dawno gdzieś za nami”. Skoro dawno, to pewnie aż w PRL te granice są zlokalizowane.
Zza estetyzowania i moralizowania zamiast krytycznego i twórczego myślenia wyzierają pensjonarskie marzenia o spokoju, ciepełku, zgodzie i dążeniu do tego, żeby wszystko było ładne i uporządkowane. Krystynie Jandzie oraz tysiącom osób podobnie myślących nie przychodzi do głowy, że estetyzowanie i moralizowanie w publicznej debacie jest wyłącznie stratą czasu. Ani nie stawia się w ten sposób ciekawych pytań, ani nie znajduje interesujących odpowiedzi.
Kiedy pani Janda mówi, że „życie przez zaniechanie jest współudziałem w złu. Dlatego wypowiadam się nie tylko na tematy teatru i kultury, ale i wiele innych. Co więcej, uważam, że to obowiązek ludzi ‘publicznych’”, pokazuje bezradność (jak w takim stanie duszy można poruszać publiczność występując na scenie?). Rozczulając się nad sobą i litując, bo do tego się to ostatecznie sprowadza, Janda jako estetyzujący i moralizujący inteligent ma poczucie dobrze wykonanej roboty, choć obiektywnie to ewidentnie puste przebiegi.
Estetyzowanie i moralizowanie nie wymaga żadnego wysiłku, więc prowadzi do kompletnego intelektualnego rozmemłania, co ma takie skutki, że czasem nawet Krystyna Janda „sama nie wie, co mówi”. Może to i lepiej, bo wtedy bywa zabawnie. Tak jest, gdy np. twierdzi, że „nasza strona nie powinna kłamać, a stać na straży konstytucji, prawdy i sprawiedliwości, tych ukradzionych ze zbezczeszczonych pojęć, bez względu na to, co się dzieje. Nie po to protestowaliśmy przez tyle miesięcy na ulicach, krzycząc ‘Konstytucja!’, żeby teraz uwzględniać jakieś wyjątki”. Tak, tak, pani Krystyna powinna stanowczo wciąż stać na straży konstytucji, jak to robi np. taki Lech Wałęsa, który konstytucję ma w sobie, to znaczy na sobie – w formie T-shirtów i bluz. I nie powinna, znowu tak jak Lech Wałęsa, kłamać, bo on przecież nie skłamał nigdy.
Krystynie Jandzie i nie tylko jej marzy się, by realizować klasyczny etos inteligenta polegający na byciu sumieniem narodu. Zapomina jednak pani Krystyna, że inteligencki etos polegał na działaniu i wskazywaniu drogi innym, a nie estetyzowaniu i moralizowaniu, czyli w sumie rozczulaniu się i litowaniu nad sobą oraz własną bezradnością. Doprawionymi obrzydzeniem z powodu tego, co wokół. Wszystko powinno być ładne, czyli sielankowe.
Brzydkie są spory, konflikty interesów i idei, intelektualne prowokacje, odważne pytania i niebanalne, czyli niepoprawne odpowiedzi. Ładny jest wielokrotnie przemielony banał, dający poczucie bezpieczeństwa i przynależności do wspólnoty banalistów, czyli towarzystwa wzajemnej adoracji. Ta wspólnota ma głębokie poczucie misji w powielaniu banałów, choć inteligenci powinni się zajmować ich obnażaniem. A kiedy już wybrzmią wszystkie trywialne komentarze, wspólnota banalistów podsumowuje debatę odkrywczym sądem, że coś jest brzydkie, a powinno być ładne. Tyle że ładne w takim sensie oznacza wyłącznie intelektualną martwotę, a przynajmniej drętwotę.
Przeciwieństwem łatwego estetyzowania i moralizowania oraz wynikającego z nich intelektualnego rozmemłania było to wszystko, co najlepszego przekazali i zostawili nam tacy pisarze i publicyści jak Bolesław Prus, Aleksander Świętochowski, Stanisław Cat-Mackiewicz, Adolf Nowaczyński, Józef Mackiewicz, Melchior Wańkowicz, Ksawery Pruszyński, Juliusz Mieroszewski, Karol Zbyszewski, Ignacy Matuszewski, Jerzy Stempowski, Gustaw Herling-Grudziński, Adolf Bocheński, Stanisław Stroński, Wojciech Wasiutyński, Adam Skwarczyński, Mieczysław Grydzewski, Andrzej Bobkowski, Jerzy Giedroyc, Stanisław Piasecki, Włodzimierz Bączkowski, Wojciech Stpiczyński, Kazimierz Czapiński czy Stefan Kisielewski.
Krystyna Janda mogłaby przyjąć do wiadomości, że to, co wyróżnia ludzi uciekających od banału i litowania się nad sobą, to jednak szeroka wiedza. I to ona chroni przed banałem, estetyzowaniem i moralizowaniem. One często wynikają z nieuctwa, dyletanctwa, ignorancji, powierzchowności, intelektualnego lenistwa. A im tego więcej, tym większa skłonność do pouczania innych. Tym większa ochota do zabierania głosu w publicznych debatach. I one nie mogą być inne niż miałkie, kiczowate i banalne. Banaliści uważają bowiem, że samo zabieranie głosu przykrywa ich niedostatki i czyni pełnowartościowymi uczestnikami debat.
Celebracja banału stała się podstawowym zajęciem sfrustrowanych i litujących się nad sobą inteligentów, w tym wielu ludzi kultury czy praktykujących artystów. Niestety powszechna celebracja banału, co kryje się za estetyzowaniem i moralizowaniem, jest groźna nie tylko dlatego, że klajstruje prawdziwe problemy. Jest groźna z tego powodu, że rzeczywistość sobie, a debata o niej sobie. Co oznacza, że publiczna debata w Polsce (i nie tylko u nas, gdyż te procesy są globalne) staje się fikcją czy artefaktem. I tym bardziej się nimi staje, im jest bardziej emocjonalna, bo emocje nie pozwalają na chłodną analizę i racjonalny osąd.
To, że w publicznym obiegu mamy ogrom przeestetyzowanego i przemoralizowanego banału sprawia, że nawet jeśli się pojawiają wartościowe analizy, diagnozy i strategie, są przykrywane tym banalnym chłamem. I nie zmienia tego wszechobecne przekonanie banalistów, że są dobrymi, aktywnymi obywatelami, gdyż zabierają głos. W rzeczywistości jest to tylko produkowanie wielkich ilości śmieci, które przykrywają to, co ważne. Ale o tym nie wolno nawet głośno mówić, bo „autorytety” zaraz czują się obrażone. I muszą produkować kolejne banały, kolejne końskie dawki litowania się nad sobą i odgrywania ról ofiar. Obsadzenie się w roli strażnika konstytucji, zresztą chyba teraz tylko weekendowego, tego nie zmieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/632684-zamiast-zywej-debaty-mamy-celebracje-banalu