„Istotnie żyjemy w czasach, w których bezprawia ogłasza się „prawami człowieka”, myli się miłość z zaspokajaniem przyjemności, miesza się pojęcia wartości z antywartościami. Dlatego istotnie potrzebny jest autorytet, który jest wzorcem osobowym, który poucza o prawdzie tego świata, przypomina znaczenie pojęć, wskazuje na wartości, ale czyni to przykładem swojego życia, swoim świadectwem” - wskazuje w świątecznej rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, bioetyk, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Żyjemy w czasie chaosu pojęciowego, próbuje się nam utrudniać realną ocenę sytuacji, a w ramach „postępu” odwraca się znaczenia podstawowych pojęć. Dlatego chciałam zapytać, co to znaczy autorytet?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: W pełni podzielam tę diagnozę obecnego czasu i obecnej kultury. Niejednokrotnie ilekroć spoglądam na zdarzenia wokół mnie, przypominam sobie słowa świętego Jana Pawła II, który stwierdzał, że współczesne czasy naznaczone są kryzysem pojęć i kryzysem prawdy. Istotnie żyjemy w czasach, w których bezprawia ogłasza się „prawami człowieka”, myli się miłość z zaspokajaniem przyjemności, miesza się pojęcia wartości z antywartościami. Dlatego istotnie potrzebny jest autorytet, który jest wzorcem osobowym, który poucza o prawdzie tego świata, przypomina znaczenie pojęć, wskazuje na wartości, ale czyni to przykładem swojego życia, swoim świadectwem.
Dobrze jest mieć autorytet?
Jestem przekonany, że nie tylko dobrze, ale warto i trzeba mieć autorytet. Autorytet, jak wspomniałem, jest wzorcem orientującym nas w przestrzeni dezorientacji wartości, dezorientacji postaw, dezorientacji słów i pojęć. Bez tego wzorca, bez tego odniesienia możemy zagubić się, a co jeszcze bardziej istotne i co jeszcze bardziej pewne, możemy stać się niezwykle podatni na manipulacje. To przecież człowiekiem zdezorientowanym bardzo łatwo manipulować.
Pamiętam, że w szkole podstawowej na pytanie o to, kto jest dla nas autorytetem, dzieciaki mówiły o rodzicach, dziadkach, Janie Pawle II, matce Teresie z Kalkuty, postaciach historycznych, osobach, które dokonały wielkich rzeczy. Dziś słyszymy o muzyku, który mówi o apostazji czy panu z telewizji próbującym uchodzić za śmiesznego. To może oczywiste, ale jak odróżnić te prawdziwe autorytety, mistrzów, od wykreowanych medialnych tworów?
Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na to, że żadnej z tych postaci prezentowanych dzisiaj, o których pani redaktor mówi, nie przysługuje miano autorytetu. Zresztą nie są te postacie tak nazywane. Traktowane są jako idole, jako celebryci, lecz faktem jest, że są kreowani jako nowe wzorce zastępujące tradycyjne autorytety. Sam fakt kreacji tych wzorców jest dla mnie bezwzględnie fenomenem. Przeglądając codziennie różne wiadomości medialne najczęściej czytam o tym, że dany idol czy dany celebryta lub celebrytka wsławia się właśnie aktem apostazji albo rezygnacją z chrztu własnego dziecka. Ostatnio dowiedziałem się na przykład, że jedna z celebrytek, której nazwiska nie znałem a w tej chwili nie pamiętam, bo to osoba dla mnie osobiście kompletnie anonimowa, zadeklarowała niechęć ochrzczenia dziecka, bo „sakramenty blokują czakrę”. Nie chcę postawić zbyt wyrazistej tezy, że promocja owych idoli czy celebrytów, jest wprost proporcjonalna do przekazywania bezrozumnych treści świadczących o depresji poziomu intelektualnego. Ale jeśli choć po części ta teza byłaby zasadna, to jest cokolwiek niepokojąca.
Współcześnie jednak, przy słowie autorytet stawiany jest znak zapytania, mówi się o kryzysie, co sprytnie wykorzystują niektóre środowiska, próbując dyskredytować autorytety. Jaki jest cel tych działań?
Myślę, że spoglądając szeroko - winę za ten stan rzeczy ponosi rozległy klimat kultury ponowoczesnej, która pozbawia nas lub próbuje pozbyć pewników, wyznaczników, jednoznaczności. Kultura ponowoczesna w miejsce precyzyjnie opisanego kosmosu wprowadza chaosmos, w miejsce pewników wprowadza niepewność i niejasność. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że żyjemy od pewnego czasu w dobie pożaru klasztoru i biblioteki, pożaru wiary i rozumu. Nie chodzi tutaj tylko o spektakularny pożar katedry Notre Dame, ale przede wszystkim o pożar samej substancji wiary, która została rozcieńczona w dobie new age, w dobie ponowoczesności. Właśnie to rozcieńczenie zostaje spotęgowane przez kryzys rozumu. Przecież to, co dzieje się współcześnie na uniwersytetach stanowi bezprzykładny przykład irracjonalizmu, ideologizacji, pochwały nonsensu. Oczywiście, mówię o pewnych, ale bardzo znaczących tendencjach w niektórych dziedzinach wiedzy. W takiej perspektywie autentyczny autorytet jest przeszkodą, którą trzeba zdyskredytować
Nie możemy nie poruszyć w tym miejscu kwestii ataków na św. Jana Pawła II – prawdziwego mistrza dla wielu. Dlaczego papież-Polak znalazł się pod ostrzałem?
Najkrócej powiedziałbym, że właśnie dlatego, że Papież jest najbardziej czytelnym przykładem niekwestionowanego autorytetu, że przyniósł współczesnemu światu blask prawdy o człowieku, że wskazał na symbiozę wiary i rozumu w poszukiwaniu prawdy, że bardzo wyraźnie i przejmująco zdiagnozował zmaganie kultury śmierć z kulturą życia. Świadomie używam słowa „niekwestionowany autorytet”, bo nie da się zakwestionować od strony merytorycznej, logicznej czy metodologicznej papieskiego nauczania. Nie da się też zakwestionować spójności tego nauczania z treścią jego życia. Chyba, że sięgnie się po kłamstwo i insynuacje. Św. Jan Paweł II w ciągu swojego pontyfikatu stał się swoistą instytucją, która chroniła wartość ludzkiego życia, godność człowieka, prawa wynikające z natury ludzkiej, chroniła suwerenność narodów, godność małżeństwa i rodziny, broniła sprawiedliwości społecznej i uczyła wyobraźni miłosierdzia. A to były i są wartości mocno niepopularne. Stąd ten atak.
Jan Paweł II przyciągał młodych do Kościoła, mówił o rodzinie, o wartości życia. Mówił o wolności i tej wolności uczył. Ale nie było to i nie jest na rękę środowiskom lewicowym. Jaki jest cel unieważniania papieskiego nauczania?
Pani redaktor wskazuje istotnie węzłowe kwestie nauczania papieskiego. Zauważmy, że wiele różnych nurtów współczesnego świata stawia za cel w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany depopulację ludzkości. Może to brzmieć jak teoria spiskowa, ale przecież wystarczy spojrzeć na ustalenia konferencji demograficznej w Kairze pod koniec XX wieku, czy konferencji o prawach kobiety w Pekinie, czy na przykład szczyt klimatyczny w Kopenhadze, czy w ogóle poglądy pana Schulnhubera nawołujące do ocalenia ziemi przed zmianami klimatycznymi poprzez cofnięcie do poziomu przedindustrialnego sięgającego 2 miliardów ludzkości. Za każdym z tych projektów kryje się nieświęta trójca naszej współczesności a więc antykoncepcja, aborcja, sterylizacja. Czy w takiej perspektywie nauczanie papieskie mogło być akceptowane? Czy nie stanowiło i nie stanowi ono do tej pory wyrzutu sumienia i zarazem jawnego protestu przeciwko tym zamachom na ludzkie życie? Papież istotnie uczył rozumienia wolności. Pokazywał, że wolność nie jest absolutna. W jesieni 2020 roku przypomniałem sobie słowa papieskie wypowiedziane w czasie pierwszej pielgrzymki na Jasnej Górze: „Miłość stanowi spełnienie wolności, a równocześnie do jej istoty należy przynależeć – czyli nie być wolnym, albo raczej być wolnym w sposób dojrzały! Jednakże tego “nie-bycia-wolnym” w miłości nigdy nie odczuwa się jako niewoli, nie odczuwa jako niewoli matka, że jest uwiązana przy chorym dziecku, lecz jako afirmację swojej wolności, jako jej spełnienie. Wtedy jest najbardziej wolna!” Czy wymaga komentarza ta przepastna rozpiętość między papieskim nauczaniem o miłości i wolności, a zarazem godności człowieka z tym, co było wykrzykiwane jako manifest polityczny na naszych ulicach? Myślę, że nie ma sensu dziwić się temu, że środowiska lewicowe, neoliberalne dążą do przekreślenia pamięci o św. Janie Pawle II. Te działania świadczą o wartości jego nauczania. Nie można się zatem temu dziwić. Należy natomiast w sposób bezwzględny i absolutny temu się przeciwstawiać.
To kolejna próba wprowadzenia nowego porządku świata?
Istotnie żyjemy w dobie próby budowy nowego porządku świata. Wielki reset ogłoszony przez Klausa Schwaba w dziwnej zbieżności z pandemią, która może być odczytywana jako egzemplifikacja biopolityki, pokazuje, że żyjemy w czasach równie ciekawych, co niepokojących. Nie można zapominać, że elementem wielkiego resetu jest czwarta rewolucja przemysłowa i sprzężone z nim zagadnienie transhumanizmu. Nie można zapominać, że jednym z naczelnych ideologów wielkiego resetu jest Yuval Harari, izraelski szarlatan proponujący nowy projekt ateizmu stanowiący powszechną religię dla zresetowanego świata. To nie są iluzje, to nie są przypuszczenia. To jest warstwa zdarzeń, która rozgrywa się na naszych oczach. Tyle, że czasem mamy te oczy utkwiony w nieco innych kierunkach, choćby wspomnianych na początku celebrytów. To sprawia, że zamiast zastanawiać się nad zmianami dotyczącymi świata i nas samych, śledzimy z zapartym tchem nowe torebki jakiejś gwiazdeczki czy kolejną absurdalną wypowiedź emerytowanego bramkarza i byłego męża sławnej żony.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że to w Polsce, ojczyźnie Jana Pawła II, dochodzi do ataków na jego dziedzictwo?
Nie potrafię znaleźć na to pytanie odpowiedzi. Ale z całą świadomością trzeba podkreślić, że jest to wydarzenie po prostu ohydne. Atak na św. Jana Pawła II idzie z Polski i przez Polaków. Wracam od kilku tygodni wspomnieniem do konferencji zorganizowanej przez Centrum Życia i Rodziny w Warszawie, gdzie były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Janusz Kotański przywołał to, że młodzież włoska z Civitavecchia w ostatnich tygodniach czy miesiącach wniosła postulat do rządu włoskiego o nadanie imienia Jana Pawła II placom lub ulicom w każdym włoskim mieście, ze względu na zasługi jakie ten papież położył dla Italii. Ten projekt nie spotkał się ani z kpiną, ani z szyderstwem, ani z fizjologicznym atakiem. Nie ma sensu stawiać pytań, kto zawdzięcza więcej Janowi Pawłowi II. Nie ma sensu przywoływać słów pełnych miłości, które on kierował do naszego narodu, zwłaszcza wtedy, gdy mówił do nas, ale i za nas… Nie ma sensu przywoływać jego pełnych dumy określeń jak chociażby tego z Santiago de Compostela, gdy mówił „ja, Jan Paweł II, syn narodu polskiego, łacińskiego pośród Słowian i słowiańskiego pośród Latynów”… Nie przywołuję większych szczegółów, bo to przywoływanie dzisiaj boli, po prostu boli…
Do czego może doprowadzić „obalenie” autorytetu św. Jana Pawła II? Jak będzie świat, jeśli pozwolimy na „wycięcie” całego dziedzictwa papieża-Polaka?
Na pewno nie przyniesie to żadnej ujmy świętości, wielkości, geniuszowi samego Papieża. To tylko my zostaniemy okaleczeni, to tylko my będziemy największymi ofiarami tego procesu. Bo powiedzmy wprost – znów użyję słów pana Janusza Kotańskiego – to, co się dzisiaj dokonuje jest procesem ojcobójstwa. Ale największą ofiarą ojcobójstwa stają się ci, którzy tego aktu dokonują. A zatem wołania o prawdę, o rozsądek, o uczciwość nie mają na celu ocalenia Papieża. To są wołania o nasze ocalenie
Chyba ogromnym problemem jest także to, że Polacy nie znają nauczania papieża. Podkreśliła to w rozmowie z portalem wPolityce.pl przyjaciółka Jana Pawła II prof. Wanda Półtawska: „Nie czytają tego, co św. Jan Paweł II napisał”.. Całą postać papieża sprowadza się do słów o kremówkach i śpiewania „Barki”.
Dochodzimy w tym momencie niewątpliwie do sedna sprawy. Jestem głęboko przekonany, że nie ma sensu podejmowanie polemik z insynuacjami, nie ma sensu demaskowanie absurdalnej metodologii, która zapewne chciałaby oskarżać Pana Jezusa o to, że został zdradzony przez Judasza, tak jak Jan Paweł II został zdradzony przez na przykład McCarricka. Natomiast jest rzeczą bezwzględnie konieczną, aby wykorzystać ten czas na odzyskanie nauczania św. Jana Pawła II. To nauczanie, jak podkreślano wielokrotnie w czasie trwania pontyfikatu, ma charakter proroczy. Stwierdzaliśmy wtedy, w różnych wypowiedziach, że ono będzie aktualne jeszcze dziesiątki czy setki lat po zakończeniu tego pontyfikatu. Dzisiaj o tym przekonujemy się w sposób namacalny, gdy możemy skonfrontować choćby faktyczne milczenie lub niejasność wypowiedzi Stolicy Apostolskiej w odniesieniu do Ukrainy, bezradność gestów Watykanu, z tym czego dokonał św. Jan Paweł II w 2001 roku, w czasie pielgrzymki na Ukrainę. To dzisiaj, gdy stajemy w obliczu wielkiego resetu możemy przywołać jasne i wyraziste fragmenty przesłania jego encyklik społecznych. To wreszcie dzisiaj, gdy odżywają w Polsce spory wokół wartości życia poczętego, trzeba przypominać fragmenty jego „Ewangelii życia”. Niedawno jedna z europosłanek w rozmowie ze mną wskazała, że w czasie jednej z debat Europarlamentu, mając bardzo ograniczony czas wypowiedzi przewidziany regulaminem, przytoczyła kilka zdań z papieskiej encykliki „Evangelium vitae” w głosie w dyskusji. Te zdania zostały przyjęte jak zupełnie nowa treść, absolutnie nieznana. Bo ona jest nieznana i musimy, bezwzględnie musimy ją przypominać.
Co zrobić, żeby zatrzymać tę destrukcję klasycznie rozumianych autorytetów, by zapobiec temu, że we współczesnym świecie będą funkcjonować tylko tandetne imitacje?
Od pewnego czasu mówię i powtarzam z pełnym przekonaniem, że potrzebny jest nam proces rewojtylizacji naszego Kościoła i naszego życia publicznego. Potrzebny jest nam proces przywoływania rdzennego nauczania papieskiego, nie sprowadzonego do kilku zaledwie zdań - haseł tego pontyfikatu. W zbliżającym się roku będziemy mieli 2 rocznice dwóch wielkich encyklik „Veritatis splendor” i „Fides et ratio”. To znakomita okazja do tego, by podjąć w przestrzeni nie tylko kościelnej, ale także świeckiej, w przestrzeni naukowej i publicystycznej tematy dotyczące fundamentalnych zagadnień oceny moralnej ludzkiego działania czy kwestii wolności i prawdy, relacji wiary i rozumu, racjonalizacji wizerunku świata i życia. Będziemy mieli okazje rocznicowego wspomnienia pielgrzymki z 1983 roku, kiedy Polska dotknięta była - śmiem twierdzić - o wiele bardziej realnymi ranami i rozdarciami doby stanu wojennego. Papież przekazał nam wtedy program nie „spokoju” społecznego, nie „uspokojenia”, ale wezwania do budowania pojednania i wskazania dróg tego pojednania. Można powiedzieć, że on daje nam dzisiaj te impulsy, które są ważne w sferze debat moralnych, ważne są w sferze odzyskania przestrzeni edukacji i nauki, o co zabiega tak wyraźnie obecny pan minister, a co napotyka na taki sprzeciw i niezrozumienie. To są impulsy ważne także dla naszego życia politycznego. Od nas zależy, czy te impulsy zostaną przez nas podjęte.
Weronika Tomaszewska
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/626931-nasz-wywiad-ks-bortkiewicz-warto-i-trzeba-miec-autorytet