Jak z ciekawego tematu zrobić groteskową esencję „fajnopolactwa”? Napisać artykuł o rodzicach, którzy od najmłodszych lat (lub nawet miesięcy) uczą swoje dzieci języków obcych, w efekcie czego ich pociechy szybko zdobywają biegłość dwujęzyczną np. w angielskim, i opatrzyć go tytułem „Ci rodzice są Polakami, ale nie rozmawiają ze swoimi dziećmi po polsku. «To najlepszy prezent»”, a przy okazji wpleść w tekst utyskiwania na rodzimy system edukacji, od którego dwujęzyczne dziecko odstaje.
„Lepszego prezentu swoim dzieciom nie mogą dać”
Rodzice rozmawiają z nimi jedynie w obcym języku, choć oboje są Polakami. Rodzimy język słyszą od dziadków i rówieśników. Nie boją się świata, a jak przekonują mamy, „lepszego prezentu swoim dzieciom nie mogą dać”
— czytamy w serwisie naTemat.pl. Autorka opisuje nie tylko korzyści z wychowania dzieci w dwujęzyczności, ale również związane z tym problemy i wyzwania.
Córka Doroty Spili ma osiem lat. Kiedy zetknęła się z angielskim w szkole, jej język był na poziomie młodzieży licealnej. Pewnego dnia przyszła do domu z otwartym podręcznikiem i rzuciła z wyrzutem: – Widzisz, co tu jest? Przecież to są same kolory! Czego ja się tu mam uczyć – mówi Dorota. Dodaje, że jedynym problemem dwujęzyczności jest to, że dzieci odstają poziomem edukacyjnym od swoich rówieśników, a system tego nie przewiduje
— pisze autorka.
Pani Dorota, jedna z bohaterek artykułu, wprowadziła „dwujęzyczność zamierzoną” w wychowaniu dziecka, kiedy córka miała pięć lat, ale już wcześniej dziewczynka miała możliwość obcowania z językiem angielskim dzięki książeczkom, audiobookom oraz bajkom. Przyznaje, że na początku zdziwienie córki budziło, gdy matka zaczęła zwracać się do niej po angielsku, nie zawsze też dziewczynka miała na to ochotę.
Kiedy chciała, żebym przestała, przestawałam. Wracałam jednak regularnie z przemycaniem angielskich zdań. Powoli, krok po kroku i ruszyliśmy z miejsca – tłumaczy Dorota
— czytamy dalej.
Teraz ośmioletnia już córka rozmówczyni naTemat.pl na zagranicznych wakacjach, kiedy ktoś zwraca się do niej po angielsku, „wyciąga drugi język jak z kieszeni”.
Wyzwania dwujęzyczności
Pani Paulina, druga bohaterka tekstu, utyskuje, że otoczenie nie rozumie dwujęzyczności zamierzonej i inni rodzice na placu zabaw dziwnie na nią patrzyli, kiedy mówiła do dzieci po angielsku.
Mówiłam więc po polsku, żeby „nie wzbudzać sensacji”. Po czasie jednak pomyślałam, że dogadzając obcemu człowiekowi, robię krzywdę dzieciom, które zamiast czerpać z nowego słownictwa z placu zabaw, mierzą się ze skutkami mojego wstydu
— twierdzi rozmówczyni naTemat.
W materiale przytaczane są także opinie eksperckie: youtuberki Arleny Witt, która uczy na swoim kanale, jak poprawnie posługiwać się językiem angielskim, pisze także książki, a przekazywaną wiedzę wzbogaca ciekawostkami z kultury krajów anglosaskich, oraz logopedki, prof. Jagody Cieszyńskiej. Obie uważają, że zbyt wczesne wprowadzanie dwujęzyczności ma więcej wad niż zalet. Bohaterki artykułu nie zgadzają się z tymi opiniami i przytaczają argumenty innych badaczy przemawiające na korzyść dwujęzyczności, zwracając również uwagę, że jest to zjawisko znane od wieków.
Temat omówiony jest w sposób wyczerpujący, nie brakuje również związanych z nim wyzwań - np. sytuacji, kiedy dziecko po prostu przestaje mówić. Z takimi problemami zetknęła się pani Paulina, gdy jej syn leżał w szpitalu i zamilkł na długie tygodnie.
Nie wiedziałam, o co chodzi, ale wkrótce zgłębiłam temat mutyzmu. Polega on na tym, że w określonych sytuacjach dziecko przestaje się odzywać. Nie ma to jednak związku z dwujęzycznością
— twierdzi rozmówczyni naTemat.pl.
Inny problem to tzw. „silent period” („okres ciszy”), z którym również zetknęła się pani Paulina, kiedy jej dziecko całkowicie zobojętniało na całą aktywność związaną z językiem angielskim. Chłopiec ignorował piosenki czy polecenia po angielsku, ale kiedy mu przeszło, zamiast pojedynczych słów używał złożonych konstrukcji zdaniowych.
Otwartość na świat
Wśród plusów dwujęzyczności obie matki wymieniają fakt, że przy okazji również rodzice oraz inni dorośli członkowie rodziny, którzy włączą się w ten model wychowania, poszerzają swoje kompetencje językowe, mają także możliwość organizowania spotkań, a w ten sposób poznawania innych dwujęzycznych rodzin.
Pewnym problemem może być również „brak wsparcia ze strony najbliższego otoczenia”. Ów brak wsparcia został omówiony wcześniej: to właśnie zdziwione spojrzenia innych rodziców w miejscach publicznych czy uwagi znajomych lub dziadków, że dziecko nie opanuje dobrze ani języka ojczystego, ani obcego. Jednocześnie autorka sama opisuje, że wprowadzanie dwujęzyczności zamierzonej może odbywać się na różne sposoby, np. jeden rodzic może zwracać się do dziecka po polsku, drugi - po angielsku, języka ojczystego mogą uczyć dziecko dziadkowie lub inni krewni, a rodzice - wyłącznie obcego. Zapewne nie przyszło autorce do głowy, że otoczenie, np. dziadkowie, którzy często angażują się w opiekę nad wnukami, również mają jakiś udział w ich wychowaniu i raczej kierują się dobrymi intencjami, a być może także własnymi obserwacjami zachowania dziecka, z którym na pewno dość często przebywają. Na pewno, wychowując się i dorastając w głębokim PRL, niekoniecznie też mieli tyle możliwości opanowania języków obcych, co rodzice ich wnuków. Kolejnym plusem jest większa otwartość na świat, i tutaj pojawia się dość dziwaczna konkluzja.
Przyszli do nas kiedyś na obiad czarnoskórzy goście z Rwandy. Dzieci rozmawiały z nimi na tematy związane ze zwierzętami, oczywiście po angielsku. Rozmowa toczyła się bardzo miło, a dzieci były w nią mocno zaangażowane – opisuje Paulina. Kiedy goście wyszli, rodzice podchwytliwie zapytali ich, czy czymś się od nich różnili. Jedno z dzieci odpowiedziało:– Tak. Jeden miał bardzo czerwone usta, a drugi bluzę z klaunem.
— czytamy i nasuwa się skojarzenie, że ktoś tu chciałby trochę zagrać na nutę „polskiego rasizmu”, ale nie wyszło. Jednak chyba nie tylko dlatego, że dzieci rozmówczyni są dwujęzyczne.
Opatrzenie tekstu o dzieciach dwujęzycznych cytowanym na początku tytułem i ciągłe utyskiwania na nierozumiejące otoczenie, nieco ośmieszają dość ciekawy temat. Zabrakło również opinii o tym, jak w tym wszystkim odnajdują się same dzieci - jest tylko chwalenie się i kilka wzmianek, że na początku były zdziwione lub w pewnym momencie stały się zmęczone językiem angielskim.
aja/naTemat.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/611124-esencja-fajnopolactwasa-polakami-ale-nie-rozmawiaja