Jak pandemia wpływa na naszą psychikę? Depresja, zaburzenia lękowe to najczęstsze problemy. Tylko psycholodzy mają powody do satysfakcji — przeprowadzili już kilkadziesiąt badań dotyczących kondycji psychicznej Polaków.
Gorzej sypiamy, czujemy niepokój, koncentrujemy się na sytuacji, w której się znaleźliśmy, a nawet pogrążamy w depresji. Obawiamy o pracę i kreślimy czarne scenariusze. Albo wręcz przeciwnie — wykazujemy nadmierny i nierealistyczny optymizm, a tzw. pozytywne myślenie może nas zgubić, bo zapomnimy o ostrożności.
Takie wnioski wynikają z badań nad zdrowiem psychicznym Polaków w czasie pandemii.
Poczucie własnej śmiertelności, strach przed śmiercią, były w naszej kulturze tematem tabu. Teraz musimy się z tym skonfrontować i nierzadko stąd biorą się problemy. Polacy boją się o swoje życie i zdrowie, ale znacznie bardziej o życie i zdrowie bliskich
— mówi dr hab. Małgorzata Dragan z Wydziału Psychologii UW.
Podczas pandemii ludzie zaczęli się koncentrować na życiu rodzinnym i zauważać problemy, których wcześniej nie widzieli. Refleksji sprzyjał zwłaszcza czas izolacji. Niektórzy po raz pierwszy zaczęli myśleć o rozwodzie, inni — jak wynika z badań jest ich więcej — uważają, że ich związek stał się lepszy.
O tym, że wiele par w czasie pandemii pogłębiło związek, mówią chętnie psycholodzy. Uważają, że przyczyniło się do tego wspólne spędzanie czasu — partnerzy więcej ze sobą rozmawiali i wspólnie siadali do posiłków.
Jednak prof. Izdebski, seksuolog i doradca rodzinny, który od kilkudziesięciu lat prowadzi badania nad relacjami w związkach, uważa, że to zbyt płytkie spojrzenie.
Niektórzy rozejrzeli się wokół, zetknęli z doświadczeniem śmierci. Jeśli umiera ktoś, kto ma pięćdziesiąt lat i prowadził spokojne i zdrowe życie, to na innych działa to mrożąco. Uświadamiają sobie, że są sprawy ważne i te mniej istotne. Nie warto, by żona dręczyła męża, bo w garażu stoi nieumyte auto, a mąż za błahe rzeczy miał pretensje do żony
— mówi prof. Izdebski.
Czasem jednak ktoś zrozumiał, co jest w życiu ważne, zbyt późno. Już tego nie zmieni i niczego nie może naprawić
Mężczyzna opowiadał, że jego żona zadawała mu ciągle pytanie : ale czy ty mnie kochasz ? Opędzał się, irytował, uważał, że to babskie gadanie. Powiedział : panie doktorze, przecież gdybym jej nie kochał, nie bylibyśmy razem. Zmarla w szpitalu na Covid—19 i nigdy nie usłyszała słów, na które czekała
– opowiada prof. Izdebski.
Zna jeszcze bardziej wstrząsającą historię. Małżeństwo z kręgu dużego biznesu czasem zażarcie się kłóciło. Żona miała pewną taktykę : starała się jak najdotkliwiej zranić męża, wymierzyć mu zabójczy cios. Udało się zbyt dobrze.
Powiedziała mu, że dziecko, które niedługo urodzi, nie jest jego. Nie zdążyła tego sprostować, wyjaśnić, że to nieprawda. Zachorował, dwa dni później już nie żył. Kobieta jest w skrajnej rozpaczy, szuka pociechy w religii, trudno jest jej pomóc
— mówi prof. Izdebski.
Do wybuchu pandemii niektórzy mimo problemów mieli hamulce. Wiedzieli, że nie mogą pozwolić sobie na niektóre rzeczy, bo zobaczą to inni. Praca zdalna wszystko zmieniła.
Nie kupują już „małpek „, ale duże butelki alkoholu. Na biurku czy stole stoi laptop, a pod nim — butelka. Mogą z niej stale pociągać.
Mówią, że wreszcie mogą przestać się krępować. Nie muszą stawić się w dobrej formie rano w pracy, spokojnie mogą walnąć sobie klina
— opowiada psychiatra dr Bogdan Woronowicz, który od wielu lat zajmuje się leczeniem alkoholizmu.
Jeśli ktoś przed pandemią miał problem z alkoholem, to teraz ma zdecydowanie większy. A jeśli komuś mogło się wydawać, że takiego problemu jeszcze nie ma i zachowuje chwiejną równowagę między życiem w trzeźwości a nadużywaniem alkoholu, to powoli dociera do niego, że to już nieprawda.
Statystyki mogą fałszywie uspokajać — co z tego, że młodzież wypiła mniej piwa, bo puby były długo zamknięte, skoro inni piją znacznie więcej. Zamiast picia społecznego , wina do kolacji w gronie znajomych, wspólnych drinków w barze jest picie samotne, w czterech ścianach.
Jest też pewna kategoria ludzi, na których pandemia odcisnęła szczególne piętno. Czują przerażenie i gniew. Mijają miesiące, a oni nie potrafią się z tym uporać. Bliscy ludzi, którzy zmarli na Covid – 19, przeżywają żałobę w sposób szczególny.
Jest tak, jakby zdarzyło się to wczoraj, choć niektórzy stracili kogoś w pierwszej fali pandemii.
Karetka zabrała go z domu i już nigdy go nie zobaczyli. A potem była trumna oklejona taśmą klejącą i pięć osób, które mogły być na pogrzebie
— mówi psycholog Maria Sula — Morys, która prowadzi grupę wsparcia dla osób, które straciły w pandemii bliską osobę.
Niektórym przypomina to wojnę — ich bliski zniknął w jednej chwili. Kiedy trafił do szpitala, kontakt się urwał. Tak było zwłaszcza w pierwszych falach pandemii, niekiedy nie mogli się nawet dowiedzieć, do jakiego szpitala go zawieziono. Aż w końcu docierała do nich tragiczna wiadomość.
Niemożność pożegnania się jest straszna. Nie ma ostatnich słow, żadnego wspomnienia. Teraz w szpitalach trochę się zmieniło. Pielęgnarka, a czasem psycholog lub ksiądz starają się, by chory miał możliwość ostatniego kontaktu z rodziną przez Skype’ a lub telefon. Zwykle to kilka urwanych słów, że jest źle i chyba się już nie zobaczą — mówi Maria Sula—Morys.
W głębokiej traumie pozostają też ci, którzy sami otarli się o śmierć. Wielu z nich ma takie samo wspomnienie — kiedy mieli być wprowadzeni w śpiączkę farmakologiczną, zadali pytanie — co będzie potem ? Usłyszeli, że albo się wybudzą albo nie. Wybudzili się, wyszli ze szpitala, ale zmagają się z zespołem stresu pourazowego. Być może na stałe stracili poczucie bezpieczeństwa, niektórzy mają myśli samobójcze.
Na początku pandemii liczba samobójstw jednak spadła. Nie zaskoczyło to specjalistów. Mogli to wręcz przewidzieć z góry. Pandemia jest przecież stanem nadzwyczajnym, porównywanym do wojny. A w czasie wojny mniej niż zwykle ludzi chce odebrać sobie życie, włącza się instynkt przetrwania. Pojawia się również poczucie wspólnoty, zrozumienie, że inni też cierpią. Własne problemy mogą zejść na dalszy plan.
Osoba, którą chce popełnić samobójstwo, myśli często, że jej życie jest wyjątkowo nieudane, podczas gdy inni nie mają problemów. Gdy pojawił się Covid- 19 nagle okazało się, że wszyscy jadą na jednym wózku — boją się o zdrowie swoje i bliskich, mogą doświadczać samotności, stracić pracę, a ich przyszłość wcale nie jest pewna.
Jednak w drugim roku pandemii najwyraźniej to poczucie wspólnoty zmalało. Liczba samobójstw zaczęła rosnąć, choć nie w sposób drastyczny.
Najbardziej obawiać można się tego co stanie się, gdy pandemia się skończy . Trudno prognozować, jakie trwałe skutki psychologiczne przyniesie. Zbyt wiele jest niewiadomych, nie wiemy nawet, ile fal pandemii jeszcze przed nami.
Więcej w podwójnym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 27 grudnia br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć TUTAJ.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/581007-narbutt-w-sieci-jak-pandemia-wplywa-na-nasza-psychike