Ministerstwo Zdrowia domaga się informacji na temat eksperymentów medycznych w dziedzinie neurochirurgii na olsztyńskiej uczelni, które nadzorował prof. Wojciech Maksymowicz - podaje portal interia.pl. Wiedziałem, że ktoś zbiera na mnie haki - twierdzi polityk Porozumienia.
Dostaliśmy bardzo niepokojące informacje o możliwych eksperymentach medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod nadzorem prof. Wojciecha Maksymowicza, które dotyczą płodów
— powiedział we wtorek rzecznik MZ Wojciech Andrusiewicz odnosząc się do tych informacji.
We wtorek interia.pl podała, że Ministerstwo Zdrowia domaga się informacji na temat eksperymentów medycznych w dziedzinie neurochirurgii z lat 2013-2020. Formalnie na olsztyńskiej uczelni nadzorował je prof. Maksymowicz. Specjalne pismo w tej sprawie, podpisane przez wiceministra Macieja Miłkowskiego, trafiło do Komisji Bioetycznej UWM 27 marca. Gremium dostało na odpowiedź siedem dni.
Maksymowicz - który jest politykiem Porozumienia i posłem klubu PiS - jak przypomina interia.pl pracuje z olsztyńskimi pacjentami przechodzącymi przez koronawirusa i należy do rady nadzorczej kliniki „Budzik”. Jest także szefem Katedry Neurochirurgii na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, któremu podlega również Klinika Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie. To właśnie działalność naukowa polityka zainteresowała kierownictwo resortu zdrowia - napisał portal.
Według Interii pismo ws. eksperymentów medycznych zostało przesłane na ręce szefowej komisji bioetycznej UMW, prof. Elżbiety Bandurskiej-Stankiewicz. Informację o jego przekazaniu trafiły także do szefa ministerstwa edukacji i nauki Przemysława Czarnka oraz prof. Sergiusza Nawrockiego, prorektora ds. Collegium Medicum olsztyńskiej uczelni.
Jeżeli minister zdrowia przekazuje takie pismo do wiadomości ministra nauki to wygląda jak szukanie haków za wszelką cenę. Na przykład źle rozliczonych grantów. Tak się robi w przypadku naukowców, żeby wywrzeć presję
— twierdzi jeden z informatorów cytowany przez Interię.
Pytany przez portal o tę sprawę Maksymowicz odpowiedział:
Zbieranie haków
Jestem szefem katedry i kliniki neurochirurgii, więc chodzi o mnie. Wiedziałem, że ktoś zbiera na mnie haki. Zostałem o tym uprzedzony przez ludzi związanych z polityką. Usłyszałem, że skoro jestem aktywny, muszę się z tym liczyć.
Maksymowicz stwierdził też, że pismo resortu zdrowia to „ewenement”.
Nasz uniwersytet nie podlega ministrowi zdrowia tylko nauki. Najwyraźniej była jakaś duża potrzeba (żeby wystosować pismo - red.). Odbieram to jako napaść
— powiedział Interii szef Katedry Neurochirurgii z Wydziału Lekarskiego UWM.
Portal podaje również, że dokumenty z ministerstwa wzbudziły także zainteresowanie Naczelnej Rady Lekarskiej.
Nie wiem, jak to interpretować. Czy to odwet za krytykę pewnych działań, którą słychać z ust profesora?
— zastanawia się w rozmowie z Interią prof. Andrzej Matyja, szef NRL.
Minister zdrowia powinien publicznie wyjaśnić, dlaczego zwrócił się do komisji bioetycznej, czy ma jakieś wątpliwości
— powiedział.
Zapytany we wtorek o tę sprawę rzecznik MZ Wojciech powiedział:
Niestety dostaliśmy bardzo niepokojące informacje – to nie jest wynik żadnego postępowania, które wyszło z MZ – dostaliśmy bardzo niepokojące informacje dotyczące możliwych eksperymentów medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod nadzorem profesora Maksymowicza. (…) Myślę, że kierując się przesłankami możliwych nieprawidłowości, daleko posuniętych nieprawidłowości, to pan profesor Maksymowicz powinien również oczekiwać jak najszybszego wyjaśnienia tej sprawy, bo może rzutować to na dalszą jego karierę
— dodał Andrusiewicz.
Rzecznik zapewnił, że po zakończeniu tej kontroli wszyscy zastaną poinformowani o jej wynikach.
Jest to bardzo delikatna materia, bo dotyczy płodów. Niestety powzięliśmy informacje, które zostały do nas skierowane o możliwym bardzo nieetycznym – to jest delikatnie rzecz ujmując – postępowaniu na uniwersytecie, stąd nasza pilna reakcja
— powiedział rzecznik MZ.
Odpowiedź z Uniwersytetu
Do Ministerstwa Zdrowia wpłynęła odpowiedź Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w sprawie eksperymentów medycznych realizowanych na uczelni z wykorzystaniem ludzkich płodów. W żaden sposób nie rozwiewa ona istniejących wątpliwości – poinformował PAP rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz.
Zapowiedział, że w najbliższych dniach, po konsultacjach z ekspertami, zapadną decyzje co do dalszych losów tej sprawy.
Do Ministerstwa Zdrowia wpłynęła odpowiedź uniwersytetu, która w żaden sposób nie rozwiewa wątpliwości dotyczących eksperymentów medycznych z wykorzystaniem ludzkich płodów. W najbliższych dniach, po konsultacjach z ekspertami, zapadną decyzje dotyczące dalszych losów tej sprawy
— powiedział PAP Andrusiewicz.
Z prof. Wojciechem Maksymowiczem PAP do chwili nadania depeszy nie udało się skontaktować.
Pod koniec 2016 roku prof. Maksymowicz publicznie podczas konferencji naukowej poinformował, że rozpoczyna projekt naukowy, w którym będą wykorzystywane komórki macierzyste pozyskane od naturalnie poronionych płodów między 17. a 22. tygodniem ciąży. W projekcie tym nie wchodziło w grę wywoływanie sztucznych poronień czy też dokonywanie aborcji.
Badania dotyczyły leczenia stwardnienia zanikowego bocznego (SLA) komórkami macierzystymi pochodzenia płodowego. O takich przygotowaniach do prowadzenia badań informowali w grudniu 2016 r. olsztyńscy naukowcy podczas sympozjum naukowego „Przerodzić żal w nadzieję”.
Naukowcy związani z Wydziałem Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UMW) w Olsztynie informowali, że chcą hodować komórki macierzyste pozyskiwane z tkanek pochodzenia płodowego. Konkretnie – z tkanki mózgowej płodów, które uległy samoistnemu poronieniu między 17. a 22. tygodniem ciąży (wykorzystywanie tkanek płodów abortowanych jest wykluczone). Metoda izolowania komórek macierzystych z tkanek płodowych jest znana na świecie, bezpieczna i opisana naukowo, ale w niektórych środowiskach budzi wątpliwości etyczne – wskazywano wówczas.
Zastosowanie tkanek płodowych
Podczas sympozjum zorganizowanego na wydziale nauk medycznych lekarze i teologowie rozważali pod różnymi względami zastosowanie tkanek płodowych w terapiach komórkami macierzystymi.
Ks. prof. Marian Machinek z Katedry Teologii Moralnej i Etyki olsztyńskiego uniwersytetu mówił wtedy, że wykorzystywanie tkanek płodowych można przyrównać do transplantologii.
Jeśli potrafimy stworzyć bank komórek macierzystych, które nie są pobrane nieetycznie od płodów poronionych samoistnie, możemy to traktować tak, jak dawstwo organów. Takie działanie to nadawanie sensu tragedii, jaka spotkała rodziny dotknięte poronieniem
— oceniał wówczas ks. prof. Machinek.
Lekarze wskazywali, że tkanki płodowe są „najbardziej obiecujące” w nowoczesnych terapiach komórkami macierzystymi.
Komórki pochodzenia płodowego są komórkami wysoce zróżnicowanymi, mamy pewność, w jaką komórkę się przekształcą
— mówiła wówczas dr Izabela Małysz-Cymborska z Katedry Neurologii i Neurochirurgii UWM.
Prof. Marcin Majka z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, od wielu lat prowadzący badania nad komórkami macierzystymi i ich zastosowaniem, zwracał wtedy uwagę na ich szerokie zastosowanie w medycynie regeneracyjnej, przy np. uszkodzeniach rdzenia czy chorobach neurodegeneracyjnych, których współczesna medycyna nie potrafi leczyć (np. choroba Parkinsona), a nawet w leczeniu cukrzycy czy dziecięcego porażenia mózgowego.
Prof. Joanna Wojtkiewicz, kierownik Banku Komórek Macierzystych w Olsztynie, podkreślała, że proces przygotowywania komórek macierzystych jest w Polsce skomplikowany prawnie, każda procedura wymaga zgód i wypełniania wielu dokumentów.
Zdarza się, że trafia się pacjent, któremu pilnie jest potrzebna taka terapia, a nie można jej zrealizować z powodów formalnych
— mówiła wtedy prof. Wojtkiewicz.
Olsztyńscy naukowcy chcieli pozyskiwać tkanki płodowe z płodów ronionych naturalnie w szpitalu wojewódzkim. Ginekolog prof. Tomasz Waśniewski mówił wtedy PAP, że w tym szpitalu średnio raz w miesiącu zdarza się ronienie płodu 17-22-tygodniowego.
Dla każdej pary są to ogromne tragedie, jedynym sposobem na poradzenie sobie z tą traumą jest przeżycie żałoby
— ocenił wówczas prof. Waśniewski i dodał, że panie, które straciły ciąże, pytają o to, czy tkanki bądź organy ich dziecka mogą uratować życie komuś innemu.
Obecnie pytany o tę kwestię powiedział, że wówczas wszyscy etycy, którzy byli obecni na konferencji, zatwierdzili możliwość użycia materiału do transplantacji ciężko chorych ludzi.
Uznali to jako absolutnie dopuszczalne, traktując to jako przeszczep tkankowy i pobranie materiału ze zwłok ludzkich. W tej chwili toczy się wokół tego dziwna sprawa medialna, podsycana przez niechętnych panu profesorowi
— dodał.
Pytany, czy doszło do takich pobrań, odpowiedział, że nie będzie się wypowiadał w tej sprawie.
Z nieoficjalnych informacji pozyskanych przez PAP wynika, że w projekcie doszło do zaledwie kilku takich pobrań komórek i za każdym razem odbyło się to za zgodą matki.
Komórki macierzyste pozyskane z tkanek płodowych olsztyńscy naukowcy chcieli podawać chorym na stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Lekarze z olsztyńskiego szpitala klinicznego prowadzili badania nad zastosowaniem komórek macierzystych w leczeniu cierpiących na tę chorobę. Dotąd jedna grupa chorych otrzymywała komórki macierzyste wyhodowane z ich szpiku, a druga grupa – ze sznurów pępowinowych. Lekarze różnicowali także podawanie komórek – niektórzy chorzy dostawali je jednorazowo, inni w kilku dawkach. Efekty leczenia naukowcy z Olsztyna określili jako dobre, ponieważ u ok. 70 proc. pacjentów udało się spowolnić postęp choroby.
Stwardnienie zanikowe boczne jest nieuleczalną chorobą niszczącą komórki nerwowe odpowiedzialne za pracę mięśni, w tym także oddechowych. Choroba ma różne tempo rozwoju i prowadzi do śmierci chorego. Chorzy na SLA są w pełni świadomi tego, co się z nimi dzieje, co sprawia im dodatkowe cierpienia psychiczne, powoduje depresję itp.
mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/546927-mz-oczekuje-wyjasnien-w-tle-eksperymenty-medczyne