Akcje w stylu #metoo stały się na tyle dobrym nośnikiem sławy, że trwale wpisały się w świat mediów zdolnych wykreować dowolny obraz świata i przedstawiać go jako najprawdziwszy z prawdziwych.
Ostatnio rzecz dotyczy młodych aktorów, którzy z przerażeniem opowiadają o studiach teatralnych jak o drodze przez mękę albo pobycie w obozie koncentracyjnym. Rozumiem, że niektórzy mogli doznać przykrości i upokorzeń, ale z wielkim dystansem podchodzę do tej całej paniki. Traf chciał, że głos zabierają aktorzy, o których dotąd słychać specjalnie nie było. Jednakowoż, nie to mnie najbardziej zainteresowało.
Reakcja profesorów
Znacznie bowiem ciekawsze jest zachowanie profesorów w szkołach teatralnych. Coś tam chyba mocno szwankuje i zgrzyta. Jeśli z grupy 1500 kandydatów na studia aktorskie wybiera się kilkunastu, to oznacza, że dokonuje się selekcji wstępnej na poziomie ca 1:100. Takiego współczynnika nie było i nie ma na żadnym innym kierunku studiów! Najczęściej, na tych najbardziej pożądanych, jest on mniej więcej dziesięciokrotnie mniejszy. Jakie więc są kompetencje komisji egzaminacyjnych na studia aktorskie, skoro przez tak nieprawdopodobne sito przepuszczają osoby, którym potem mówią, że się do tego zawodu nie nadają?! To czym się kierują na egzaminach i o co im właściwie chodzi??? Nie macie Państwo wrażenia, że coś tu nie gra, że jest w tym coś śliskiego i paskudnego? A poza tym – taka uczelnia jaka „profesura”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/545040-aktorskie-sito-z-dystansem-podchodze-do-tej-calej-paniki