Edukacja włączająca jest projektem unijnym, który według oficjalnych założeń ma spowodować, że wszystkie dzieci będą miały równe szanse w dostępie do edukacji. Brzmi dobrze, prawda? Cóż to oznacza w praktyce i jak należy rozumieć równość szans?
Dziś w Polsce ścierają się dwa spojrzenia na to zagadnienie. Jedno – polskie, już funkcjonujące i drugie narzucane projektem unijnym. W prawodawstwie polskim, w Ustawie o systemie oświaty z dn. 7 września 1991 roku znalazł się zapis o kształceniu integracyjnym, jako gwarancji uczestnictwa dzieci z niepełnosprawnościami we wszystkich typach szkół. Mamy więc w Polsce szkoły integracyjne i szkoły masowe, gdzie także funkcjonują dzieci ze specjalnymi potrzebami. Mamy też szkoły specjalne z fachową kadrą przygotowaną do pracy z dziećmi ze wszystkimi specjalnymi potrzebami.
To tam są specjaliści najwyższej klasy, tam też są odpowiednie pracownie i pomoce szkolne, które potrzebują dzieci o różnym stopniu niepełnosprawności. Nauczyciele ci spotykają się codziennie ze swoimi podopiecznymi, a co najważniejsze wiedzą jak ich uczyć, jak im pomóc, a także wspierają fachowo rodziców w opiece nad dziećmi. Pośrednim etapem między szkołami specjalnymi i masowych są szkoły integracyjne. Tam w mniejszych grupach uczniowskich funkcjonują razem dzieci zdrowe i te z różnymi niepełnosprawnościami, które mają do pomocy nauczyciela wspomagającego. On pomaga im w opanowaniu materiału lekcyjnego.
Dziś w Polsce rodzice mają prawo każde dziecko zapisać do szkoły masowej. Nikt nie wymaga od nich orzeczenia, ani opinii Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, że dziecko da sobie radę w zwykłej szkole. To tylko ich wybór. Oczywistą sprawą jest, że wszystkie dzieci z problemami narządu ruchu powinny tu się znaleźć i nie podlega to dyskusji. O tyle jednak problematyczne staje się przyjęcie do zwykłej klasy ucznia, który nie potrafi skupić swojej uwagi na lekcji, swoim zachowaniem absorbuje kolegów i nauczyciela. Nauczyciele wiedzą, że w takiej sytuacji poszkodowani są wszyscy uczniowie.
Ten, który nie potrafi się skupić, nie korzysta z lekcji, a pozostali nie mają szansy rozwoju na poziomie swoich możliwości. Najlepiej wykształcony nauczyciel nie jest w stanie sprostać wyzwaniu uczenia na dwóch różnych poziomach podczas lekcji. Ktoś musi ucierpieć. Nie do pominięcia jest też fakt, że nauczyciel szkoły masowej, to przede wszystkim nauczyciel przedmiotu. Jego zadaniem jest jak najlepiej nauczyć historii, polskiego, matematyki. Wymaganie od niego skupienia się głównie na dziecku ze szczególnymi potrzebami jest bezsensowne. I nierealne. W jego przypadku jest ważny poziom merytoryczny w nauczanej dziedzinie. Tymczasem w projektach Unii Europejskiej jest powszechne szkolenie nauczycieli, tak aby każdy z nich był przygotowany w szkole masowej do pracy z dziećmi o szczególnych potrzebach.
Nauczyciele szkół masowych nawet gdy podejmują szkolenia specjalistyczne, to rzadko są dobrze przygotowani do pracy z uczniami, których dostają pod opiekę, ponieważ wachlarz niepełnosprawności, schorzeń jest ogromny. Pedagodzy w szkołach masowych nie gromadzą doświadczeń, nie konfrontują swojej wiedzy w codziennej pracy, a ich szkoły nie dysponują specjalistycznym sprzętem. Obrazowo podsumowując, to ideałem wg zamysłów unijnych jest stworzenie z każdej szkoły masowej, szkoły specjalnej. Utopijny pomysł harmonijnej egzystencji różnorodnego społeczeństwa, gdzie wszyscy razem będą funkcjonować w atmosferze wzajemnego zrozumienia.
O tym, że jest to nierealne i szkodliwe przekonują się kolejne kraje, gdy podsumowują efekty edukacji włączającej. W Danii dzieci o różnych niepełnosprawnościach po nauce w szkole masowej muszą korzystać z terapii psychologiczno - psychiatrycznej, bo czują się gorsze, bo wiedzą na pewno, że nie są w stanie osiągnąć tego co przychodzi z łatwością ich zdrowym kolegom. W masowej szkole nigdy, bądź rzadko osiągają sukces. Są tego świadomi. Sama akceptacja społeczna, nawet życzliwość środowiska nie wystarczy, aby dziecko o słabszych możliwościach intelektualnych czuło się komfortowo. Są też i takie obrazki, kiedy dzieci o specjalnych potrzebach doznają wyśmiewania, krytykowania.
Środowisko młodych ludzi często jest okrutne i wyrafinowane w swoich działaniach. Naprawdę dla dobrego samopoczucia dorosłych, którzy ze względów ideologicznych wymyślają równościowe szkoły dla wszystkich dzieci, nie można powodować faktycznych problemów w funkcjonowaniu dzieci w szkołach. Krzywdzą te siłowe rozwiązania wszystkie dzieci, te które potrzebują specjalistycznej opieki i te, które po prostu powinny uczyć się i poznawać świat z dostosowaniem do ich zdolności.
Np. we Francji, w Niemczech, ogromny napływ imigrantów spowodował znaczące obniżenie poziomu nauczania, bo te dzieci często słabo znają język, mają problemy z asymilacją z powodów różnic kulturowych. Ideolodzy mówią, że ta różnorodność ubogaca, a prawda jest taka, że często opóźnia procesy dydaktyczne, poznawcze, stwarza poważne problemy wychowawcze.
Pouczający jest przykład niewielkiej Holandii, gdzie nacisk na wprowadzanie powszechności edukacji włączającej przyniósł efekt w postaci wyrzucenia z systemu nauczania grupy kilkunastu tysięcy uczniów. Te dzieci i młodzież nie odnalazły się w szkołach masowych i ich rodzice zrezygnowali z posyłania dzieci w ogóle do szkół.
W Polsce dopracowaliśmy się wyjątkowo sprawnego systemu edukacyjnego dla dzieci ze szczególnymi potrzebami. Perełką w tym systemie są szkoły specjalne. Świetnie wyszkolona kadra opiekuje się dziećmi w dobrze wyposażonych szkołach. Specjalistyczne sale do nauki, pomoce naukowe, sprzęt do rehabilitacji, pokoje gdzie dzieci mogą odpocząć, wyciszyć emocje i wiele innych. Do tego zawody sportowe, imprezy integrujące we własnym gronie, ale i ze społeczeństwem. Tam nie tylko przygotowuje się osoby niepełnosprawne do życia, ale także uczy się zawodu, pomaga znaleźć zainteresowania, hobby. Podczas konferencji na temat edukacji włączającej w ubiegłym roku w Krakowie z udziałem przedstawicieli Europejskiej Agencji ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej, relacje małopolskich specjalistów pracujących z dziećmi z niepełnosprawnościami oraz moje rekomendacje polskiego wzorca, wzbudziły złość i usłyszeliśmy od ekspertki unijnej, że szkoły specjalne muszą zostać zlikwidowane, bo Unia Europejska uznaje jedynie edukację włączającą dzieci o specjalnych potrzebach w szkołach masowych. Małopolscy specjaliści - nauczyciele, dyrektorzy i eksperci uznają, że pewnie wiele jeszcze można by poprawić, ale szkoły specjalne są dla sporej grupy dzieci optymalnym rozwiązaniem.
Ostatnio temat edukacji włączającej pojawił się ponownie w związku z realizacją kolejnego etapu programu unijnego w Polsce. Pilotażowo będą wprowadzone Specjalistyczne Centra Wspierające Edukację Włączającą. Szkoły specjalne mają być dociążone organizacją pomocy szkołom masowym w ich problemach z dziećmi z niepełnosprawnościami. Skupienie się pedagogów specjalnych na pracy w szkołach masowych zostało odebrane przez sporą część środowiska nauczycielskiego jako zapowiedź likwidacji szkół specjalnych. Przerazili się taką możliwością także rodzice. Trudno się dziwić, pomysły Europejskiej Agencji ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej oraz analiza efektów ich działalności w wielu krajach uczy, że nie spowodowała wyrównania szans, ale pogorszenie poziomu nauczania dla większości.
Niepokoje uspokoiło dopiero oświadczenie wydane przez Pana ministra Przemysława Czarnka, że nie przewiduje likwidacji szkół specjalnych. To ważne zapewnienie i mocny głos w nerwowej debacie o edukacji włączającej. Zatem, rozpisywany grantami projekt, w którym aplikują samorządy to jedynie próba poznania metod wprowadzania edukacji włączającej w Unii Europejskiej. Są pieniądze do wydania, są i chętni do ich skonsumowania. Jeszcze jedna uwaga, tak zupełnie na marginesie, ale w nawiązaniu do realiów – szkoły specjalne podczas pandemii nie zamknęły się przed uczniami. Pedagodzy specjalni byli cały czas przy dzieciach. O takiej opiece dzieci w szkołach masowych mogły tylko pomarzyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/540078-unijny-projekt-edukacji-wlaczajacej-co-oznacza-w-praktyce